Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 31 sierpnia 2010

Nowoczesność w domu i zagrodzie

Wpadłem sobie dzisiaj do roboty. Wiem że na urlopie nie wypada, ale w taka pogodę nic lepszego nie miałem do roboty. Ogólnie wyszło mi to na dobre, bo pozbyłem się przy okazji z szafy części tego, co włożono tam przez ostatnie dwa tygodnie. Poleciłem doręczyć parę pism, wydać kilka odpisów orzeczeń, uznać za doręczone kilka przesyłek, zwrócić się z pytaniami do paru instytucji i urzędów, kilka innych ponaglić o odpowiedź. Odpisałem na parę pism ludzi, którzy mieli pretensje, że sąd każe im oddać dług jak oni nie mają z czego.Wyznaczyłem też kilkadziesiąt nowych spraw na rozprawę. Poszaleli z tym wnoszeniem tych wszystkich spraw. Z ilością i jakością. Będę musiał sprawić sobie kalendarz na przyszły rok, bo w tym roku mam jeszcze miejsce tylko na jakieś 10 spraw. No ale cztery miesiące odroczenia to jeszcze nie tak źle, wszak parę lat temu zdarzało się, że przy podawaniu daty kolejnej rozprawy należało dla pełnej jasności podawać dzień, miesiąc i rok.

Oczywiście Ministerstwo Sprawiedliwości nie ustaje w wysiłkach, by tej sytuacji zaradzić i zdjąć z sędziów i sądów część obowiązków. I tak wpadło mi dzisiaj w ręce coś co zatytułowano założeniami do projektu ustawy o zmianie ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych. Dzieło to przesłano do sądów celem zaopiniowania. Oczywiście zrobiono to w zwykły dla ministerialnych projektów sposób, to znaczy tak, by sędziowie przypadkiem jakichś uwag nie zgłosili. Projekt pojawił się więc w sądzie w piątek po południu z terminem na zgłaszanie uwag do poniedziałku rano. To i tak więcej niż zwykle (chyba z racji weekendu) bo zwykle na sporządzenie uwag i opinii jest jakieś 24 godziny. Dobra. Ale do rzeczy. 

Założenia owego projektu zdejmują z sędziów i pracowników sekretariatu niezwykle uciążliwe zadanie kasowania znaczków opłaty sądowej. Bo zakłada on likwidację znaczków, określanych jako relikt lat minionych, znany jeszcze przed wojną. Bo w końcu to co było kiedyś jest złe, bo teraz nastała nowa e-ra. Mamy więc e-lektroniczny sąd, e-lektroniczne obroże, e-lektroniczne księgi wieczyste. e-lektroniczne wokandy, e-lektroniczne protokoły... znaczy mamy uchwalone e-lektroniczne protokoły, bo urządzeń do nagrywania jeszcze nikt na oczy nie widział. Ale do rzeczy. Autorzy nowej regulacji rozpisują się szeroko jakie to koszmarne koszty ponosi Skarb Państwa z racji stosowania tego reliktu, i że dzięki jego likwidacji można będzie zaoszczędzić 30 milionów złotych rocznie. Hmmm... Całkiem niedawno przedstawiłem tu propozycję, która po wprowadzeniu dałaby przychód rzędu 200 milionów złotych rocznie. Grube miliony tracone są każdego dnia ze względu na niejasne lub nielogiczne przepisy. Jak chociażby ten, który nakazuje zwracać powodowi po uprawomocnieniu nakazu zapłaty 3/4 wpłaconej przez niego opłaty, także wówczas, gdy uiścił on tylko opłatę minimalną 30 zł. W efekcie za rozpoznanie takiej sprawy Skarb Państwa dostaje faktycznie 7,50 zł, a same koszty doręczenia przesyłek w toku postępowania wynoszą ponad dwa razy tyle. Ktoś zapomniał też wyłączyć spod działania przepisów o sądzie elektronicznym spory o wielomilionowe roszczenia, więc dzisiaj niektórzy zamiast wnosić takie sprawy do zwykłego sądu i płacić 100.000 zł opłaty wnoszą je do sądu elektronicznego bo tam płacą tylko 25.000 zł. Większość tych spraw i tak trafia potem do zwykłego sądu, więc Skarb Państwa traci każdej z nich 75.000 zł. Wiele pieniędzy wydaje się na zbędne i niczemu nie służące zakupy, których i tak nikt nie używa. Telewizory do wyświetlania wokand. Młotki. Birety dla sędziów. Gigantyczne sumy pochłonęła radosna twórczość "reformatorów" pod nazwą "sąd 24-godzinny". Nie wiadomo ile będzie ostatecznie kosztowała idee fixe  pod nazwą "nagrywanie rozpraw" czy też owe słynne elektroniczne obroże (przy okazji: jak podała prasa z dobrodziejstwa owego wielomilionowego projektu korzysta dziś 75 skazanych).

A wróćmy do naszych znaczków. "Reformatorzy" proponują ich likwidację, bo ich zdaniem dzisiaj dostęp do usług bankowych jest tak powszechny, że za wszystko można płacić przelewem. A skoro znaczki i tak kupuje się w kasie, to równie dobrze można od razu uiszczać gotówką opłaty, bo to tyle samo trwa. Roztoczyli też wizję jakiegoś cuda pod nazwą Platforma Elektronicznych Płatności, gdzie będzie można płacić przelewami i kartami. Rzeczona platforma przyzna następnie numerek, który będzie się podawało zamiast znaczka. A sąd będzie mógł sobie sprawdzić, czy numerek jest prawdziwy i czy faktycznie zapłacono. Hmm... Ciekawy jestem, czy ostateczny projekt ustawy będzie przewidywał dostateczne vacatio legis aby wyposażyć wszystkie sądy (i sędziów) w kraju w rzeczywisty dostęp do rzeczonej platformy. I ile to będzie kosztowało. I jak zostanie rozwiązana kwestia kontroli, czy ten sam numerek nie jest podawany w kilku sprawach. Niedawno widziałem jak pewien Niesterowny Samodestrukcyjny Fundusz Zamotanych Inwestorów wpłacił na rachunek sądu jakąś dużą kwotę opisując ją w tytule przelewu jako "opłata od pozwów z dnia..." po czym kwitek skserował 200 razy i załączył do pozwów. I nie dziwię mu się, bo wykonanie 200 osobnych przelewów byłoby uciążliwe a  łączne opłaty za przelew byłyby dość wysokie. Okazało się jednak niestety, że wpłacił za mało, zabrakło kilkudziesięciu złotych. Najwidoczniej pełnomocnik pomylił się przy dodawaniu. Nieopłacony pozew wniesiony przez zawodowego pełnomocnika podlega zwrotowi bez wzywania do opłaty. Ale który z tych 200 pozwów mamy zwrócić? Ostatni w kolejności alfabetycznej? A nawet gdyby kwota się zgadzała jaką mamy pewność, że ten sam dowód wykonania przelewu nie pojawi się ponownie wraz z kolejnymi 200 pozwami z tej samej daty? Gdyby opłatę uiszczono znaczkami nie byłoby tego problemu. Są znaczki - jest opłata od tego konkretnego pozwu. 

Dziwi mnie ten pęd do niszczenia tego co dobrze działa i zastępowanie tego "nowoczesnymi technologiami". Przypomina to trochę XIX - wieczny pęd ku modernizacji, gdy niszczono kilkusetletnie  budynki tylko dlatego, że nie pasowały do nowej wizji świata. Gdy uważano, że przeszłość musi ustąpić przed przyszłością. Pytanie tylko czy faktycznie to, co nowe jest lepsze od tego co było... 

 - - -

A tak na zakończenie. Sędziowie nie mają nic przeciwko wprowadzaniu do sądownictwa nowych  technologii i eksperymentalnych rozwiązań mających na celu przyspieszenie procesów i poprawę warunków pracy. Woleli by jednak, aby najpierw upowszechniono w sądach niektóre stare i sprawdzone technologie. Na przykład klimatyzację.