Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 2 czerwca 2017

Dekryminalimentacja


Postanowiłem trochę wyjść poza zakres swojej specjalności,. Mam nadzieję że koleżanki i koledzy karniści wybaczą mi to wejście na ich poletko i ewentualne głupoty, które napiszę. Mam jednak ku temu bardzo ważny powód. Oto 31 maja 2017 r. weszła w życie nowelizacja art. 209 kk, która w świetle zapowiedzi miała ograniczyć bezkarność ludzi nie płacących alimentów. Problem w tym, że paniom posłankom i panom posłom nie do końca wyszło to, co chcieli uchwalić... a w zasadzie to wyszło im zasadniczo coś zupełnie przeciwnego, i wygląda na to, że będą chcieli pilnie znaleźć jakiegoś innego winnego jak to się wszystko wyda.

Przepis art.209 § 1 kk dotychczas brzmiał:
"Kto uporczywie uchyla się od wykonania ciążącego na nim z mocy ustawy lub orzeczenia sądowego obowiązku opieki przez niełożenie na utrzymanie osoby najbliższej lub innej osoby i przez to naraża ją na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2."

Z cywilistycznego punktu widzenia w przepisie było wszystko jasne. Karę miały ponosić osoby nie wywiązujące się z ciążącego na nich z mocy ustawy lub orzeczenia obowiązku opieki obejmującego łożenie na jej utrzymanie. Ustawą był zaś w tym przypadku (a przynajmniej co do zasady) kodeks rodzinny i opiekuńczy, który w art 128 wprost wskazywał kto ma obowiązek dostarczania środków utrzymania:

"Obowiązek dostarczania środków utrzymania, a w miarę potrzeby także środków wychowania (obowiązek alimentacyjny) obciąża krewnych w linii prostej oraz rodzeństwo."

Obowiązek taki mógł wynikać także z orzeczenia sądowego, np w wypadku alimentów pomiędzy rozwiedzionymi małżonkami, gdzie w art. 60 §1 krio przyznano rozwiedzionemu małżonkowi prawo żądania alimentów.

§ 1. Małżonek rozwiedziony, który nie został uznany za wyłącznie winnego rozkładu pożycia i który znajduje się w niedostatku, może żądać od drugiego małżonka rozwiedzionego dostarczania środków utrzymania w zakresie odpowiadającym usprawiedliwionym potrzebom uprawnionego oraz możliwościom zarobkowym i majątkowym zobowiązanego.

Nowelizacja przepisu art 209 §1 kk wprowadziła tu małą rewolucję, jakkolwiek może nie do końca widoczną na pierwszy rzut oka. Nowy przepis brzmi bowiem tak:

§ 1. Kto uchyla się od wykonania obowiązku alimentacyjnego określonego co do wysokości orzeczeniem sądowym, ugodą zawartą przed sądem albo innym organem albo inną umową, jeżeli łączna wysokość powstałych wskutek tego zaległości stanowi równowartość co najmniej 3 świadczeń okresowych albo jeżeli opóźnienie zaległego świadczenia innego niż okresowe wynosi co najmniej 3 miesiące,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.


Poprzednio przepis mówił więc o obowiązku "ciążącym z mocy ustawy lub orzeczenia sądowego", obecnie zaś jedynie o "obowiązku określonym co do wysokości" orzeczeniem, ugodą bądź umową. Nagle zatem dla bytu przestępstwa przestało być istotne to, z czego ów obowiązek alimentacyjny wynika, a istotne się stało w jaki sposób ustalono jego zakres, to jest wysokość alimentów. Próba poszukiwania wyjaśnienia motywów takiej decyzji w uzasadnieniu projektu prowadzi na manowce, przeczytamy tam bowiem, że:

"Nowelizacja obejmuje przy tym świadomą rezygnację z przywołania w art. 209 §1 k.k. ustawy jako samoistnego źródła obowiązku alimentacyjnego. Argumentem przemawiającym za takim rozwiązaniem był fakt, że zdaniem projektodawcy w tym zakresie jest to norma pusta i w rzeczywistości nie zdarzają się przypadki, w których jedyną i wyłączną podstawą ustaleń organów w toku postępowania karnego w zakresie istnienia obowiązku alimentacyjnego, jego formy oraz wysokości byłaby ustawa. Z drugiej strony w znowelizowanym przepisie projektodawca poszerzył źródła obowiązku alimentacyjnego o ugodę zawartą przed sądem albo innym organem albo inną umowę. W świetle obowiązujących przepisów również bowiem wymienione tytuły stanowią podstawę ustalenia świadczeń alimentacyjnych" [link].

Czy tylko mi się wydaje, że mamy tu do czynienia z jakimś kompletnym nieporozumieniem? Wymienienie ustawy jako źródła obowiązku alimentacyjnego "normą pustą"??? Ktoś tu ewidentnie nie odróżnia zasady i wysokości. Źródłem obowiązku alimentacyjnego nadal jest bowiem ustawa (a w wypadku alimentów między małżonkami orzeczenie sądu, albo i ugoda, czego nie). Co więcej obowiązek ten istnieje niezależnie od tego, czy jego zakres (czyli wysokość alimentów) została w sposób wiążący zobowiązanego ustalona. W praktyce zatem na gruncie "starego" 209 kk dla bytu przestępstwa nie miało znaczenia to, czy zapadło jakieś orzeczenie czy zawarto ugodę określającą wysokość alimentów. Wystarczało ustalenie, że dany delikwent  jest z mocy ustawy obowiązany do łożenia na dziecko, ale tego nie robi, czyni to uporczywie, i naraża dziecko w ten sposób na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych. Znamieniem czynu zabronionego było bowiem naruszenie samego obowiązku alimentacyjnego, a nie tak jak w nowym jego brzmieniu - nie wykonanie konkretnego zobowiązania oznaczonego co do wysokości orzeczeniem sądowym czy też ugodą. Owszem, można mówić że to prawie to samo. Ale niestety prawie robi wielką różnicę. W tym przypadku bardzo wielką. Panie posłanki i panowie posłowie pragnąc zaostrzyć kary za niealimentowanie dokonali bowiem faktycznie jego częściowej dekryminalizacji, z wszystkimi tego konsekwencjami wynikającymi z art. 4 §4 kk:

§ 4. Jeżeli według nowej ustawy czyn objęty wyrokiem nie jest już zabroniony pod groźbą kary, skazanie ulega zatarciu z mocy prawa. 
 
Nie wnikając za bardzo w szczegóły (bo moja wiedza karnistyczna jest mocno "zardzewiała") dość będzie wskazać, że od chwili wejścia w życie nowelizacji samo tylko "uchylanie się od obowiązku wynikającego z ustawy" nie jest już zabronione pod groźbą kary. Zabronione jest dopiero "uchylanie się od wykonania obowiązku alimentacyjnego określonego co do wysokości orzeczeniem sądowym" - a to jak starałem się wyjaśnić wyżej nie jest to samo, bo istnienie obowiązku alimentacyjnego nie jest zależne od wydania orzeczenia zasądzającego alimenty. W praktyce oznacza to, że ci wszyscy skazani z art. 209 kk, którzy w opisie czynu, za który ich skazano mają wpisane tylko (zgodnie z ówczesną treścią przepisu) że "uporczywie uchylał się od wykonania ciążącego na nim z mocy ustawy obowiązku łożenia na utrzymanie" muszą zostać zwolnieni z zakładów karnych, gdyż czyn, za który zostali skazani nie jest już zabroniony pod groźbą kary. I są zwalniani. Dziesiątki, setki, a pewnie i tysiące ludzi.

Żeby było śmieszniej (choć to raczej śmiech przez łzy, jeśli w ogóle) to ci którzy w opisie czynu mają "uporczywie uchylał się od wykonania ciążącego na nim z mocy ustawy obowiązku łożenia na utrzymanie kwot ustalonych wyrokiem sądowym z dnia..." zostają w więzieniu. Bo w opisie czynu mają także nie wykonanie obowiązku określonego co do wysokości wyrokiem sądu, czego wymaga obecnie obowiązujący przepis. W ten sposób los człowieka zależy od tego czy prokurator stawiając zarzut wpisał do niego z czego wynika kwota alimentów czy nie, ewentualnie z od tego czy sędzia postanowił uzupełnić w taki sposób opis czynu, chociaż nie wymagał tego przepis kodeksu, na podstawie którego orzekano karę. A wszystko dlatego, że ktoś nie pomyślał jakie będą konsekwencje grzebania w znamionach czynu zabronionego, albo nie zrozumiał różnicy między podstawą i wysokością zobowiązania.

Obawiam się jednak, że jak już sprawa się wyda i stanie się medialna, dowiemy się pewnie, że winę za to nie ponoszą wcale posłowie, którzy nie wiedzieli co uchwalają, ale sędziowie, którzy wbrew woli suwerena pracującego miast i wsi kryją alimenciarzy. Którzy nie zrozumieli intencji przepisu. Którzy zbyt mało elastycznie interpretują oczywiste prawo przedkładając prawnicze kruczki nad sprawiedliwość, ducha, i interes narodowy. Którzy są zbyt głupi żeby zrozumieć to co rozumie normalny człowiek, to znaczy że alimenciarz ma siedzieć. Że to sędziowie są winni całej sytuacji, bo kiedyś źle pisali za co skazują, bo nie chciało im się pisać w wyroku więcej niż zgodnie z przepisem musieli. Zresztą już słyszę, że nowelizacja jest w porządku, tylko zawinił tu "czynnik ludzki". I bynajmniej nie chodzi o autorów rzeczonej nowelizacji.

No cóż... róbmy swoje...