Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 30 września 2011

Ile traktor ma kół?

.

- Ile traktor ma kół?
- Cztery.
- Ile jest zepsutych?
- Jedno.
- To ile jest dobrych?
- Trzy.
- To nie można było od razu tak powiedzieć?
- Przecież to jest to samo!
- Ale jak ładnie brzmi! Trzy dobre!

Ten bardzo stary skecz kabaretu TEY miał stanowić satyrę na propagandę sukcesu, w ramach której nawet totalną klapę jakiegoś przedsięwzięcia przedstawiano jako kolejny sukces socjalistycznej gospodarki. Szkoda tylko, że pozostaje on aktualny do dnia dzisiejszego. Bo na przykład pan Minister Sprawiedliwości przy okazji kampanii wyborczej pochwalił się ostatnio, jakim to wielkim sukcesem jest sąd elektroniczny, i że wpłynęło do niego już 1,8 mln spraw, a dotychczas zakończono ich już 1,5 mln. I że ogólnie jest to wielka ulga, usprawnienie i unowocześnienie. A mnie natychmiast przypomniał się wtedy ów zepsuty traktor...

- Ile spraw wpłynęło?
- Milion osiemset tysięcy.
- Ile jeszcze czeka na załatwienie?
- Trzysta tysięcy.
- To ile załatwiono?
- Półtora miliona.
- To nie można było tego od razu tak powiedzieć?
- Przecież to jest to samo!
- Ale jak ładnie brzmi! Półtora miliona załatwionych!

Poza tym „niewinnym” manewrem polegającym na przedstawianiu zaległości sięgającej 300.000 spraw jako wielkiego sukcesu, w całej tej historii jest jeszcze parę innych niedopowiedzeń, które jak raz zupełnie zmieniają obraz sytuacji. Chociażby to, że z wypowiedzi chwalących sukces e-sądu wynika, że te półtora miliona spraw, to są sprawy, których sądzenia oszczędzono zwykłym sądom, dzięki czemu te sądy mają więcej czasu na zajmowanie się poważniejszymi sprawami. Tyle tylko, że po utworzeniu e-sądu w większości sądów nie zauważono jakiegokolwiek zmniejszenia się wpływu spraw kategorii Nc, czyli rozpoznawanych w postępowaniu upominawczym. Znacznie większy wpływ na jego zmniejszenie miało na przykład wydanie przez TK orzeczenia pozbawiającego (wreszcie!) wyciągi z ksiąg Funduszy Sekurytratatata mocy dokumentów urzędowych. A dzieje się tak zapewne dlatego, że do e-sądu w dużej części trafiają sprawy, których do normalnych sądów nigdy by nie wniesiono, bo w zwykłym sądzie powód nie miałby żadnych szans na uzyskanie nakazu zapłaty.

Skąd taki wniosek? Ano z obserwacji tego, co się dzieje po tym, jak sprawa z e-sądu trafia do „zwykłego” i powód jest wzywany do przedłożenia dowodów, na które „powołał się” występując o e-nakaz. W dziwnie dużej części spraw na takie wezwanie albo nie ma żadnej odpowiedzi, albo nadchodzi informacja, która sprowadza się do tego że „ja nie mam, ale wiem, gdzie są”. W tym przodują zwłaszcza wszelkie firmy skupujące długi, które notorycznie po wezwaniu ich do złożenia dowodów, w oparciu o które dostały nakaz w e-sądzie, informują, że oni tych dowodów nie mają ale jak sądowi są one do czegoś potrzebne, to może on sobie ich zażądać od banku czy operatora komórkowego, który sprzedał im ten dług. Bo oni wiedzą tylko tyle, co napisano w wykazie kupionych przez nich wierzytelności. W normalnym sądzie powództwo oparte wyłącznie o twierdzenie, że dłużnik powinien właśnie tyle zapłacić, bo firma od której odkupiliśmy wierzytelności powiedziała, że on był jej właśnie tyle winien zostałoby z hukiem oddalone jako nie udowodnione. Ale w e-sądzie to najwidoczniej wystarcza. Bo tam najwidoczniej dowody są niepotrzebne.

Co więcej, w wielu pozwach sam sposób, w jaki wskazywane są dowody świadczy o tym, że powód nie tylko żadnych dowodów nie ma, ale nawet nie wie, czy one istnieją. Bo wymienia się w nich jako dowód np. „aneks do umowy, jeżeli go podpisano” albo „notę obciążeniową, jeżeli ją wystawiono”. Szkoda tylko, że zbyt często na podstawie takich „dowodów” wydawane są nakazy zapłaty, które następnie egzekwują komornicy. Teoretycznie e-sąd nie powinien w takim przypadku wydawać nakazu... ale w warunkach pracy na akord, gdzie każdy z e-referendarzy ma 5 minut na „zrobienie” jednej sprawy (a w praktyce nawet mniej) trudno jest oczekiwać wysokiej jakości. Dlatego dziś w e-sądzie tak naprawdę każdy może pozwać każdego o jakiś wymyślony dług, jako „dowód” zgłosić nieistniejącą fakturę, i uzyskać nakaz zapłaty na swą rzecz. A przy odrobinie szczęścia także tytuł wykonawczy, jeżeli listonosz niosący nakaz akurat nie zastanie pozwanego i nakaz uprawomocni się na awizie. Jeżeli temu ma służyć e-sąd, to zaiste jest to wielki sukces i ułatwienie dla obywateli.

piątek, 23 września 2011

Skorumpowany drań

Przy okazji niedawnego protestu sędziów i prokuratorów przeciwko psuciu prawa i obarczaniu sędziów odpowiedzialnością za skutki ustawodawczej partaniny miałem okazję wysłuchać (i wyczytać) wiele opinii tzw. społeczeństwa. Ton tych wypowiedzi był jednolity: Sędziowie to lenie, nawet najprostszą sprawę ciągną nie wiadomo jak długo, bo nie chce im się robić. Pewna pani wypowiadając się do telewizji stwierdziła, że sądy źle działają bo ona ma sprawę w sądzie i ona trwa już dwa lata i jeszcze nic w niej nie zrobiono. No już zostawię bez komentarza to, że od „robienia” w sprawie to jest ona, a nie sąd, bo to jest jej sprawa, a nie sądu. Zamiast tego pozwolę sobie zwrócić się w tym miejscu do pewnego pana, który jakiś czas temu był uprzejmy wyrazić pisemnie oburzenie z tego powodu, że jego sprawa toczy się tak długo. Otóż Szanowny Panie...

... faktycznie, ma Pan rację, że wniosek o wszczęcie postępowania złożył Pan w styczniu, a teraz jest już wrzesień, i sprawa nawet się jeszcze nie zaczęła. Proszę jednakże przypomnieć sobie co tak naprawdę Pan wtedy złożył. Jeżeli Pan nie pamięta to Panu przypomnę – była to kartka papieru na której napisał pan, że brat zajął mieszkanie po ojcu, nie wpuszcza Pana, a Panu chyba się coś po ojcu też należy zgodnie z Konstytucją. I że Pan domaga się przeprowadzenia postępowania w tej sprawie. Wezwałem wtedy Pana, żeby Pan wyjaśnił mi, czego się domaga. Czy chce Pan abym orzekł, że Pan też dziedziczy spadek, czy chce Pan, żebym podzielił spadek pomiędzy Pana i brata, czy może życzy Pan sobie, abym nakazał bratu, żeby Pana wpuścił do mieszkania? Dostał Pan w tej sprawie pismo, jakiś miesiąc po wniesieniu sprawy, bo akuratnie nie było Panu po drodze na pocztę i odebrał je dopiero po drugim awizie. I tak minął nam pierwszy miesiąc.

Owszem wysłał Pan pismo w terminie, i faktycznie napisał w nim Pan, że chce działu spadku. Złożył Pan też odpis pisma dla brata. Ale proszę sobie przypomnieć jaką sygnaturę akt podał Pan na tym piśmie? No właśnie - żadnej Pan nie podał, tak więc Pana pismo trafiło najpierw do sekretariatu prezesa sądu, po czym przewędrowało kolejno przez wszystkie wydziały zanim znaleziono ten, do którego trafiła Pana sprawa. A w międzyczasie ja zdążyłem już wydać zarządzenie o zwrocie Pana wniosku z powodu nie uzupełnienia w terminie braków formalnych. Jak dostałem w końcu Pana pismo to niestety jedyne co mogłem zgodnie z prawem zrobić to czekać, aż Pan wniesie zażalenie, a wtedy uznać je za słuszne i uchylić swoje zarządzenie. I dokładnie to zrobiłem, gdy wniósł Pan zażalenie. A dokładnie skargę na mnie do Prezesa Sądu, którą z litości potraktowano jako zażalenie. Tę, w której nazwał mnie Pan „skorumpowanym draniem” pamięta Pan? Ale zostawmy to, bo właśnie minął nam drugi miesiąc postępowania.

Potem, gdy już wiedziałem o co Panu chodzi, wezwałem Pana zgodnie z procedurą, by uiścił Pan opłatę sądową należną od tego konkretnego wniosku, czyli 500 zł. No i znowu miał Pan nie po drodze na pocztę, więc nim pismo do Pana dotarło był już początek kwietnia. Pan w odpowiedzi na to wniósł pismo z prośbą, by Pana zwolnić od kosztów sądowych bo jest Pan biedny. Oczywiście miał Pan do tego pełne prawo. Wszak brak pieniędzy nie może pozbawiać prawa do sądu. Szkoda tylko, że nie napisał Pan tego od razu, bo wtedy nie musiałbym Pana znowu wzywać do złożenia oświadczenia o stanie rodzinnym, majątku i dochodach, bez którego nie można rozpoznać wniosku o zwolnienie od kosztów. Tę przesyłkę odebrał Pan dość szybko, i faktycznie w kilka dni złożył potrzebny dokument. Tyle tylko, że napisał Pan w nim, że ma 12.000 zł oszczędności, a to znaczy, że stać Pana na zapłacenie 500 zł opłaty od wniosku o dział spadku. Wydałem więc postanowienie, w którym odmówiłem Panu zwolnienia od opłaty, i wezwałem Pana ponownie do jej zapłacenia w terminie 7 dni. Nim poczta zdołała doręczyć Panu to postanowienie i oddać sądowi poświadczenie doręczenia był już maj.

Nie zgodził się Pan z moim orzeczeniem. Pana prawo. Wniósł Pan na nie zażalenie. Pana prawo. Szkoda tylko, że Pan go własnoręcznie nie podpisał. Może to pośpiech, może roztargnienie, zdarza się. Tyle tylko, że przez to trzeba było Pana wezwać do poprawienia tego błędu, a Pan znowu miał tak daleko na pocztę, że awizo czekało na Pana cały tydzień. Po jego otrzymaniu poprawił Pan jednak swój błąd - co trzeba przyznać – bardzo sprawnie. Chociaż mógłby Pan darować sobie robienie przy okazji tej awantury w sekretariacie, i rozpowiadanie wszystkim na korytarzu jak to sąd „mataczy” w sprawie i jakie to Pana brat ma „chody” w sądzie. No ale mniejsza o to. Zażalenie zostało przyjęte i wysłane do Sądu Okręgowego. Nim tam dotarło nadszedł Dzień Dziecka, a nim zostało rozpoznane (bo musiało czekać na swoją kolejkę) była już połowa lipca.

Sąd Okręgowy zgodził się ze mną, że jak ktoś ma 12.000 zł oszczędności to stać go na to, by zapłacić 500 zł za rozpoznanie jego sprawy przez sąd. Wydał więc odpowiednie postanowienie, którym oddalił Pana zażalenie. Odpis tego postanowienia wysłano do Pana pocztą, tyle że akurat był Pan gdzieś na wakacjach, tak więc kierowany do Pana list po trzech tygodniach wrócił do sądu jako nie odebrany. Gdy po tym wszystkim akta sprawy powróciły już z sądu okręgowego wezwałem Pana ponownie do wpłacenia 500 zł opłaty pod rygorem zwrotu wniosku i dokładnie 1 września pan to wezwanie z poczty odebrał. A parę dni później wpłacił pieniądze gdzie trzeba. Teraz sprawa może już ruszyć z miejsca. Jak tylko rozpoznany zostanie Pana wniosek o wyłączenie mnie od sądzenia tej sprawy (chodzi o to pismo, gdzie Pan tyle pisał o „złośliwym przewlekaniu” i „matactwie”) wyznaczony będzie termin pierwszej rozprawy. Będzie to gdzieś w styczniu przyszłego roku, albo i na wiosnę, zależy od tego, czy będzie Pan wnosił zażalenie, czy nie.

Z wyrazami szacunku,

Skorumpowany drań, złośliwie przewlekający oczywistą sprawę


niedziela, 18 września 2011

O tempora, o mores...

Ostatnich kilka tygodni poświęciłem na pełnienie misji edukacyjnej i publikację w odcinkach poradnika dla podsądnego, a dokładnie dla osoby, która znalazła w swej skrzynce pocztowej odpis nakazu zapłaty w postępowaniu upominawczym. Poradnik wzbudził różne reakcje wśród czytelników bloga. Jedni uznali, że to świetny pomysł i powinien być jak najszerzej rozpropagowany. I chyba wcielili pomysł w życie bo od pewnego czasu w statystykach bloga widzę sporo wejść za pośrednictwem fejsbuka i różnych forów tematycznych, głównie nieprawniczych. Tak trzymać! Inni stwierdzili, że to jest nudne, bo woleliby poczytać narzekania na złych pełnomocników i doręczenia przez podwójne awizo, co byłoby bardziej „fachowe”. Jeszcze inni uznali, że piszę to specjalnie po to, by ludzie nie pisali do sądu i nie zawracali sędziom głowy, a przecież oni bronią swoich praw, więc należy im wybaczyć, że robią to w idiotyczny sposób. A ja po prostu postanowiłem spróbować trochę innego stylu pisania, i przekazać to, co miałem napisać nie w formie uwag i narzekań na to co podsądni robią źle, a w formie informacji jak powinni postępować by było dobrze i czego robić nie powinni.

Oczywiście, jeżeli komuś taki styl nie odpowiada to mogę napisać jeszcze raz to samo, tylko inaczej. Najpierw ponarzekam sobie, że podsądni, którzy dostali nakaz wnoszą bezsensowne sprzeciwy, w których domagają się czegoś, czego sąd nie może im dać. Na przykład „umożenia” długu, albo przedłużenia terminu zapłaty. A zajmowanie się takimi sprzeciwami to strata cennego czasu i marnotrawstwo pieniędzy. No i że niektórzy mają pretensje, że nie dostali wezwania na rozprawę - bo nikt nigdy im nie wytłumaczył co to jest nakaz zapłaty.

W kolejnym wpisie byłyby narzekania na to, że niektórzy nawet jak napiszą, że ich zdaniem pieniądze się nie należą to kompletnie nie potrafią wyjaśnić dlaczego, i w efekcie z ich sprzeciwów wynika tylko tyle, że ich zdaniem ten drugi nie powinien żądać od nich pieniędzy. A dopiero na rozprawie okazuje się, że taki ktoś w zasadzie nie wie dlaczego jego zdaniem nie powinien płacić, poza tym, że jest mu ciężko i on nie ma z czego. No i okazuje się w ten sposób, że kolejna rozprawa była całkowicie zbędna i niczemu nie służąca, bo pozwany wnosząc sprzeciw postąpił niepoważnie. A ludzie z prawdziwymi roszczeniami, którzy naprawdę potrzebują, by sąd rozważył ich sprawę czekają na swoją kolejkę.

Następnie napisałbym o bzdurnych wnioskach dowodowych, na przykład o zgłaszaniu dowodów bez głębszego zastanowienia się co konkretnie ma być nimi wykazane. Albo wręcz o tym jak to niektórzy uważają, że znalezienie dowodów i wyjaśnienie sprawy to jest problem sądu. Napisałbym o powoływaniu na świadków osób, które mogą zeznać tylko tyle, że powód (albo pozwany) mówił im przed rozprawą, że było właśnie tak. Albo o przedstawianiu pism, z których nie wynika nic ponad to, że pozwany twierdzi to, co twierdzi. I o tym jak to później wypisuje jeden z drugim, że on przedstawił tyyyyyyyyle dowodów, a sędzia ich „nie wziął pod uwagę”.

Napisałbym też o kompletnym niezrozumieniu przez podsądnych koncepcji terminu, jego znaczenia i sposobu obliczania, z przywołaniem cytatów z pism procesowych, w których jeden z drugim „przeprasza” za przekroczenie terminu i „uprzejmie prosi” by sąd nie brał pod uwagę tego, że on się spóźnił. I o tym jak to w zażaleniach, skargach i takich tam można wyczytać jak to odrzucenie sprzeciwu jest „karą niewspółmierną do zawinienia” bo on się spóźnił tylko o dzień czy dwa. A potem o tym, jak to niektórzy wypełniają formularze sprzeciwu kompletnie nie rozumiejąc, do czego służy każda z rubryk, no i oczywiście bez przeczytania pouczenia na tymże druku zamieszczonego.

A na koniec ponarzekałbym sobie na to, jak to mało kto wie jak należy się zachować w sądzie. O tych wszystkich wesołkach, co przychodzą do sądu w klapkach i koszulkach na ramiączkach. O tych, co myślą, że jak przyjdą na rozprawę z dzieckiem to sąd się nad nimi zlituje. O tych, co im się wydaje, że sędzia sobie na nich poczeka, albo że sędzia to jest ten, na którego trzeba nakrzyczeć, żeby dał nam to, czego żądamy. O fanach programu „Sędzia Anna Maria Wesołowska” albo różnych takich amerykańskich filmideł i seriali, którzy wykrzykują na sali „sprzeciw” jak coś im się nie podoba. A na koniec napisałbym o tym jak bardzo bym chciał, żeby było już to nagrywanie, bo wtedy bez zbędnych ceregieli tłukłbym takich ludzi grzywnami za obrazę sądu, aż zrozumieją, że są w sądzie a nie na bazarze. I wszyscy byliby zadowoleni.

Oczywiście nie mam zamiaru pisania tego wszystkiego jeszcze raz, bo wszystko to zawarte zostało już w samym Poradniku. Sugestie i uwagi w nim zawarte wzięte zostały w większości z życia, i odnoszą się do zdarzeń i zachowań, które faktycznie miały miejsce. Przywoływana poradniku jako przykład sprawa o zapłatę czynszu była przykładem na to jak ważne jest gromadzenie dowodów i jak trudno jest bez nich udowodnić swe racje. Co w tym akurat przypadku pozwanemu się nie udało, i ostatecznie musiał zapłacić, być może drugi raz za to samo. Sprzeciwy o treści „wiem, że jestem winien, ale jestem biedny i proszę o umorzenie długu” zdarzają się nagminnie, podobnie jak sprzeciwy z wnioskiem o oddalenie powództwa bez sformułowania konkretnych zarzutów. Niewłaściwe zachowanie na sali rozpraw, nieodpowiedni strój to w zasadzie norma. Może nagrywanie coś tu zmieni, ale wątpię, bo niestety kulturę chyba trzeba wynieść z domu. Tak samo jak świadomość tego, że zachowanie, strój, forma kierowanych pism i wypowiedzi świadczy o wadze, jaką przywiązuje się do sprawy i szacunku dla drugiej strony. No ale cóż można pisać, gdy dziś niektórzy uważają chyba za powód do dumy to, że na egzamin końcowy na aplikacji przyszli sobie w swetrze. Chyba tylko to, co napisał inny komentator mojego bloga: o tempora, o mores...

poniedziałek, 12 września 2011

Poradnik podsądnego - (7) - Rozprawa

Gdy twoja sprawa zostanie wywołana wejdź na salę rozpraw i zajmij właściwe miejsce. Na każdej sali sądowej przygotowane są dwie ławy po obu stronach stołu sędziowskiego i ustawione do niego bokiem. Twoje miejsce jako pozwanego jest po prawej stronie, jeżeli patrzeć z punktu widzenia osoby stojącej przed stołem sędziowskim. Powód zajmuje miejsce po lewej stronie sali. Dla publiczności przewidziane są ławy ustawione naprzeciw stołu sędziowskiego. Jeżeli jawność rozprawy nie została wyłączona to jako publiczność może przyjść każdy, kto jest pełnoletni, trzeźwy i nie uzbrojony. Czasami na sali w charakterze publiczności można spotkać studentów obserwujących rozprawy, tak więc nie zdziw się tym, że rozprawie przysłuchuje się ktoś, kogo zupełnie nie znasz.

Zapamiętaj, że zasady rządzące rozprawą są bardzo proste. Sędzia jest panem i władcą rozprawy. On decyduje kto w tym momencie ma mówić, a kto ma milczeć. Odzywanie się bez zgody sędziego, komentowanie wypowiedzi świadka czy wyrażanie swego oburzenia kłamstwami jakie padają z ust drugiej strony traktowane jest jako naruszanie porządku czynności sądowych i karane tak jak obraza sądu. Także publiczności nie wolno robić niczego, co mogłoby zakłócać porządek rozprawy, podpowiadać świadkom, komentować teatralnym szeptem, rozmawiać, kręcić się w ławach, wchodzić i wychodzić z sali. Zadbaj o to, by ci, których zaprosiłeś do sądu to wiedzieli, bo jak sędzia będzie miał problemy z publicznością, to to na pewno nie pomoże to twojej sprawie.

Jeżeli mówisz do sądu, albo gdy sędzia mówi do ciebie – wstań. Pamiętaj, że w ten sposób wyrażasz szacunek nie wobec sędziego jako osoby, ale wobec urzędu jaki on pełni. Gdy zwracasz się do sędziego zawsze używaj formy: „wysoki sądzie”. Nawet wtedy gdy sędzia jest od ciebie o głowę niższy. Nie przerywaj sędziemu. Nie dyskutuj z nim i nie próbuj się kłócić, negocjować ani też grozić mu czymkolwiek. Nie używaj na sali rozpraw słów wulgarnych, nie podnoś też głosu. Nie pstrykaj długopisem, nie pukaj, nie stukaj i ogólnie nie rób nic, co mogłoby zakłócić spokój i porządek. Nie podchodź do stołu sędziowskiego, nie spaceruj po sali, nie wychodź z niej bez zgody sędziego, nie dyskutuj z publicznością ani z powodem. I jeszcze jedno. Ani się waż wołać „sprzeciw” jak się nie zgadzasz z tym, co mówi druga strona. Wiem, że widziałeś to na filmach, ale to były filmy amerykańskie, a tam to wszystko wygląda zupełnie inaczej.

Rozprawa rozpocznie się od sprawdzenia obecności i tożsamości tych, co się stawili. Sędzia może zażądać okazania dowodu osobistego. Następnie sędzia zapyta obie strony o stanowiska w sprawie. Powód zapewne oświadczy, że podtrzymuje swe powództwo. Ty także musisz wyraźnie powiedzieć czego się domagasz – czy nadal podtrzymujesz swój sprzeciw i jakie zarzuty podnosisz.

Kolejny etap rozprawy to postępowanie dowodowe. Sąd najpierw zapozna się z dowodami przedłożonymi przez powoda, a potem z tymi, które ty zgłosiłeś. Jeżeli stawili się wezwani na rozprawę świadkowie to będą oni kolejno proszeni na salę celem złożenia zeznania. Sędzia najpierw zapyta każdego świadka o imię, nazwisko, ile ma lat, czy jest spokrewniony z którąś ze stron, czy był karany za składanie fałszywych zeznań, gdzie mieszka i jaki jest jego zawód. Każdego świadka pouczy też, że za złożenie fałszywego zeznania grozi kara do trzech lat więzienia, zgodnie z art. 233 kodeksu karnego. Świadkowie blisko spokrewnieni z powodem albo pozwanym mogą odmówić złożenia zeznania, dlatego sędzia zapyta ich, czy chcą zeznawać. Potem sędzia zapyta strony – a więc także i ciebie jako pozwanego - czy chcesz, aby świadek złożył przyrzeczenie, że będzie mówił prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Kara za fałszywe zeznanie jest taka sama i dla tych co przysięgali i dla tych co nie przysięgali, więc to, czy świadek złożył przyrzeczenie czy nie nie ma żadnego znaczenia dla postępowania. Ale oczywiście jeżeli zażyczysz sobie odebrania przyrzeczenia to sędzia każe świadkowi je złożyć.

Świadek najpierw powinien opowiedzieć co mu jest wiadome w sprawie, znaczy złożyć zeznanie „swobodnie”. Potem strony będą mogły zadawać mu pytania – najpierw ten, kto go zgłosił, potem ten drugi. Będziesz więc mógł zadawać pytania świadkom zgłoszonym przez powoda, a powód będzie mógł przesłuchać twoich świadków. Pamiętaj, że świadek może zeznawać tylko o faktach, o tym co wie, więc nie pytaj go o to, co on myśli, albo co mu się wydaje. Zadawaj pytania krótkie i nie sugerujące odpowiedzi. Nie komentuj zeznań świadka i nie wygłaszaj mowy na temat tego czy twoim zdaniem świadek mówi prawdę czy nie. Dotyczy to także pytania świadka, dlaczego kłamie. Jeżeli twoje pytania będą nie na temat, albo z jakiegoś powodu niewłaściwe sędzia może je uchylić, to znaczy zdecydować, że świadek nie musi na nie odpowiadać.

To, co będzie dalej zależy od wielu rzeczy. Jeżeli nie wszyscy świadkowie przyszli, albo potrzebne będzie zgromadzenie jeszcze jakichś dowodów to sędzia odroczy rozprawę i wyznaczy kolejny termin. W takim przypadku nie dostaniesz już wezwania pocztą, więc musisz sobie ten termin zapisać. Jeżeli jednak sędzia ma wszystkie potrzebne dowody, a wszyscy świadkowie zostali przesłuchani to sędzia zamknie rozprawę żeby wydać wyrok i uda się na naradę, by zdecydować jaki ten wyrok ma być. Ponieważ jednak zwykle przy salach rozpraw nie ma osobnych pokojów narad dla sędziów zostaniesz po prostu poproszony, żebyś wyszedł z sali i zaczekał na korytarzu na ogłoszenie orzeczenia. Gdy sędzia będzie gotowy ogłosić wyrok twoja sprawa zostanie ponownie wywołana, a ty poproszony na salę by wysłuchać wyroku.

Ogłoszenie wyroku składa się z dwóch części. Najpierw ogłaszana jest sentencja, czyli to kto wygrał, i kto ma komu zapłacić i ile. Podczas ogłaszania sentencji wszyscy obecni na sali muszą wstać i wysłuchać wyroku na stojąco. To jest oznaka szacunku dla decyzji sędziego, która wydawana jest zawsze w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Następnie sędzia poda tak zwane motywy wyroku, czyli spróbuje uzasadnić, dlaczego wydał taki wyrok, a nie inny. Jeżeli czegoś nie rozumiesz możesz poprosić o wyjaśnienie, a sędzia postara się to zrobić. Tylko nie proś, by wyjaśniono ci jak to może być że jest takie prawo, że przegrałeś, bo to pytanie powinieneś zadać nie sędziemu, ale swojemu posłowi.

I na tym kończy się poradnik podsądnego. Wyrok został wydany. Sprawa jest zakończona. Jeżeli nie zgadzasz się z wyrokiem to sędzia pouczy cię, jak możesz się od niego odwołać, jak wnieść od niego apelację. I to jest jedyny sposób na uzyskanie zmiany wyroku. Nie pisz więc próśb i wniosków by ci coś umorzono, obniżono czy rozłożono na raty. Pamiętaj, że nikt - ani prezes sądu, ani Minister Sprawiedliwości, ani nawet sam Prezydent RP nie ma prawa zmienić wyroku sądu. To może zrobić tylko sąd rozpoznający twoją apelację. Jeżeli tego nie zrobi – albo jeżeli nie wniesiesz apelacji – wyrok stanie się ostateczny, i pozostanie ci tylko się mu podporządkować. I to niezależnie od tego, czy uważasz go za słuszny, czy nie.

środa, 7 września 2011

Poradnik podsądnego - (6) - Sądny dzień

Po jakimś czasie od wniesienia sprzeciwu – o ile wniosłeś go tak jak trzeba i niczego nie trzeba było poprawiać – dostaniesz wezwanie na rozprawę. Przyjdzie ono pocztą tak jak nakaz zapłaty, na adres, który podałeś w sprzeciwie. Na wezwaniu podana będzie data, godzina i numer sali rozpraw, oraz będzie wyraźnie napisane czy na tę rozprawę musisz (stawiennictwo obowiązkowe), czy tylko możesz (stawiennictwo nieobowiązkowe) się stawić. Generalnie będziesz musiał się stawić wtedy, gdy sędzia uzna, że żeby wydać wyrok potrzebuje jeszcze zadać ci kilka dodatkowych pytań, bo na przykład nie napisałeś w sprzeciwie o czymś co jest w sprawie istotne. A jeżeli nie przyjdziesz na rozprawę to sędzia może uznać, że te dowody, które dołączyłeś do sprzeciwu to za mało, żeby wydać korzystny dla ciebie wyrok.

Pamiętaj, że konieczność przyjścia do sądu powinna mieć pierwszeństwo przed wszystkimi innymi planami. To znaczy, że nie jedziesz na koncert bo masz rozprawę w sądzie, a nie, że nie przychodzisz na rozprawę, bo jedziesz na koncert. Możesz oczywiście poprosić o zmianę terminu, jeżeli on ci nie odpowiada, ale pamiętaj, że sędzia nie ma obowiązku spełnić twojej prośby. W zasadzie na zmianę terminu możesz liczyć tylko wtedy gdy masz – i udowodnisz że masz – ważny powód, by być wtedy gdzie indziej. O tym co jest ważnym powodem, a co nim nie jest decyduje sędzia. Planowany pobyt w szpitalu, ustalona z dużym wyprzedzeniem wizyta u lekarza, zaplanowany i opłacony wyjazd zagraniczny, ślub własny lub bliskiej osoby – to są ważne powody. Koncert, spotkanie z kumplami z wojska, czy planowany wyjazd pod namiot - to już nie koniecznie.

Przygotuj się dobrze do rozprawy. Przeczytaj jeszcze raz wszystkie dokumenty i spakuj je tak, żebyś mógł łatwo odszukać właściwy, jeżeli w sądzie będą one ci potrzebne. Jeżeli masz małe dziecko, zastanów się, z kim je zostawisz. Nie licz też na to, że jak na rozprawę przyjdziesz z dzieckiem to sędziemu zmięknie serce i przychylniej na ciebie spojrzy, a wesoły rozbrykany szkrab na sali rozpraw, tudzież słodkie płaczące bobo raczej nie poprawi twojej sytuacji. Zresztą na salę rozpraw mogą wejść tylko osoby pełnoletnie, więc jak przyjdziesz z dzieckiem, to i tak będziesz je musiał zostawić za drzwiami.

Jeżeli zgłosiłeś świadków zapytaj ich, czy dostali wezwania, i czy pamiętają, że muszą przyjść do sądu. Czasami poczta gubi wezwania, albo ktoś nie odbiera poczty. Albo akurat jak przyszedł tan list to go nie było. Jeżeli chciałbyś, żeby w sądzie towarzyszył ci ktoś z rodziny czy znajomych to oczywiście możesz go zaprosić. Rozprawy odbywają się jawnie, i może na nich być obecny każdy, kto jest pełnoletni, jest nie uzbrojony i nie został zgłoszony jako świadek. Tylko zadbaj o to, by zaproszona przez ciebie publiczność nie wpadła na pomysł, żeby zorganizować jakąś demonstrację poparcia. Jak zaczną wykrzykiwać hasła, albo wymachiwać transparentami to sędzia wyrzuci ich za drzwi. A twojej sprawie to na pewno nie pomoże.

Nie pij alkoholu ani przed rozprawą ani dzień wcześniej. Piwko na start czy setka dla kurażu przed rozprawą może się źle skończyć. Jeżeli przyjdziesz do sądu w stanie podchmielonym albo „wczorajszym” to w najlepszym przypadku nie zostaniesz po prostu wpuszczony. Jeżeli jednak strażnik cię przepuści i wejdziesz już na salę rozpraw, to sędzia może cię ukarać wysoką grzywną, a nawet aresztem. I to wykonalnym natychmiast, to znaczy prosto z sądu trafisz do więzienia. Przyjście na rozprawę po spożyciu alkoholu – i to nie ważne ile ma się tych promili – jest uważane za poważne naruszenie powagi sądu i surowo karane. To samo dotyczy wszelkich innych środków „rozluźniających”.

Nie ma wprawdzie obowiązku, by z okazji wizyty w sądzie wkładać garnitur czy garsonkę, należy jednak ubrać się tak, jakby się szło na ważną rozmowę w sprawie pracy. Albo do kościoła. Krótkie spodenki, koszulki bez rękawów, t-shirt z głupawym napisem albo rysunkiem, a w wypadku pań ubrania bardziej odpowiednie dla tancerek hydraulicznych tudzież permanentnych autostopowiczek powinny tego dnia zostać w szafie. Jeżeli żeby pójść do sądu urywasz się na chwilę z pracy to przebierz się, a nie przychodź w poplamionym smarami kombinezonie. Nawet do Sądu pracy. Przyjście do sądu w nieodpowiednim stroju może skończyć się upomnieniem, a nawet grzywną. Albo i aresztem. Bo to także może być przez sędziego uznane za obrazę sądu.

W dniu rozprawy wyjdź z domu odpowiednio wcześnie, tak by bez problemów zdążyć na wyznaczoną godzinę. Lepiej być godzinę za wcześnie, niż pięć minut za późno. Weź pod uwagę nie tylko korki uliczne, ale i fakt, że bardzo często przy sądach nie ma parkingów, albo są one bardzo małe i może się okazać, że trzeba będzie zaparkować w dużej odległości od budynku sądu. Trochę czasu może też potrwać przejście przez bramkę kontroli bezpieczeństwa. Pamiętaj, że do sądów nie wolno wnosić broni, wszelkich noży, scyzoryków, pojemników z gazem, tak więc zostaw to w domu, albo od razu przekaż do depozytu. Nie zapomnij dowodu osobistego, bo na pewno będzie ci on potrzebny. Chociażby po to, by udowodnić, że ty to ty. Staraj się też nie przynosić do sądu niczego, co nie będzie ci tam potrzebne. Nie przychodź z siatkami pełnymi zakupów, bo może się okazać, że nie będziesz miał tego gdzie zostawić, a jak wejdziesz z całym tym majdanem na salę rozpraw sędzia może nie wykazać zrozumienia dla twojej chęci skorzystania z niewiarygodnych promocji w pobliskim sklepie.
 
Po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa zostaw kurtkę w szatni i odszukaj właściwą salę rozpraw. Na drzwiach każdej sali (albo gdzieś obok) wisi wokanda, czyli spis spraw wyznaczonych do rozpoznania tego dnia na tej sali Zwykle jest to kartka papieru (a czasami nawet kilka kartek) ale ostatnio w ramach nowoczesności pojawiają się także wokandy wyświetlane na monitorach. Dlatego jak już znajdziesz drzwi z właściwym numerem sprawdź, czy faktycznie dobrze trafiłeś. Jeżeli na wokandzie tej sali wymieniona twoja sprawa to wszystko w porządku.

Gdy już upewnisz się, że jesteś pod właściwą salą usiądź i cierpliwie czekaj. Przygotuj dowód osobisty. Wyłącz telefon komórkowy, i sprawdź czy jest wyłączony. Nie pukaj do drzwi sali, nie zaglądaj, ani nie wchodź do niej nie proszony, nawet jeżeli nadeszła już godzina na którą wyznaczono twoją rozprawę. Gdy nadejdzie twoja kolej ktoś wyjdzie i wywoła twoją sprawę, to znaczy ogłosi, że teraz sąd będzie rozpoznawał sprawę takiego przeciwko takiemu i wezwie wszystkich na salę. Słuchaj uważnie, która sprawa jest wywoływana, bo jeżeli nie usłyszysz swojego wezwania i nie zgłosisz się na salę rozpraw to sędzia uzna że nie przyszedłeś i może wydać wyrok pod twoją nieobecność, i bez wysłuchania tego, co masz do powiedzenia. Po wywołaniu sprawy weź głęboki wdech i wchodź. Już nic więcej zrobić nie możesz.

W następnym odcinku wejdziemy na salę rozpraw i zobaczymy, co tam się dzieje.