Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 27 stycznia 2013

Pouczenia


W druczku zarządzenia o wyznaczeniu rozprawy, obok zarządzeń o zawiadomieniu o terminie i doręczeniu odpisu pozwu, jest jeszcze punkt zawierający polecenie pouczenia o całym szeregu przepisów kodeksu. O tym, który dotyczy tego, co należy wpisać w piśmie procesowym. O tym, który mówi o wyrokach zaocznych. O tym, kogo można ustanowić pełnomocnikiem. O tym, który mówi, że wszystkie dowody trzeba zgłosić od razu... A wszystko po to, by adresat przesyłki, który dowiaduje się w ten sposób, że został pozwany, wiedział jakie ma praw i obowiązki w postępowaniu...

No cóż... idea niewątpliwie słuszna... podsądni powinni znać swoje prawa i obowiązki, by móc skutecznie dochodzić swych praw w  postępowaniu sądowym. W przeciwnym razie ich zagwarantowane im prawo do sądu stanie się fikcją, bo nie będą wiedzieli jak z niego skorzystać. Zupełnie jakby wręczono im w czasie pożaru gaśnicę nie instruując jak należy ją uruchomić i używać. Ale czy rzeczywiście takie "urzędowe" pouczenia, a zwłaszcza pouczenia w takiej formie, w jakiej dzisiaj są udzielane rozwiązują ten problem? Nie wydaje mi się...

Po pierwsze moim zdaniem pomyłką jest nałożenie obowiązku udzielania takowych pouczeń na sąd, w sensie sędziego rozpoznającego sprawę. A taka jest konsekwencja umieszczenia przepisów dotyczących pouczania w przepisach procedury. Kłóci się to bowiem z założeniem powszechnej znajomości prawidłowo promulgowanego prawa, która leży u podstaw systemów prawa stanowionego. Prawo prawidłowo ogłoszone obowiązuje wszak także tych, którzy o nim nie wiedzą, a więc pouczanie o nim w toku procesu jest bezprzedmiotowe, bo nie zmienia sytuacji prawnej stron. Inaczej mówiąc, jeżeli jakiś przepis jest w kodeksie, to strony muszą się do niego stosować niezależnie od tego, czy Sąd ich o nim pouczył, czy nie. W takiej sytuacji całe to pouczenie nie jest niczym innym jak poradą prawną. A porad Sąd udzielać nie powinien. To powinno być zadanie dla innych osób i instytucji mających dbać o zapewnienie dostępu do wymiaru sprawiedliwości.

Po drugie jeżeli już udziela się "urzędowych" pouczeń, to warto pamiętać, w jakim celu się to robi. Jeżeli po to, by można było mówić że pouczono, to mogą one zostać takie jak dziś. Ale jeśli celem ma być przekazanie stronom postępowań ważnych dla nich informacji, co do ich praw i obowiązków, to niestety wiele musi się zmienić. Bo prawda jest taka, że dzisiejsze pouczenia często są dla stron po prostu  niezrozumiałe. Suche, przepisane z kodeksu przepisy, czasami ich streszczenie (nie zawsze dokładne), nakazy zrobienia czegoś bez wyjaśnienia, jak ma to być zrobione. W zasadzie trudno się dziwić, że wielu podsądnych się do tych pouczeń nie stosuje, bo tak naprawdę te pouczenia niczego im nie wyjaśniają. Ale jak mają wyjaśniać, skoro w większości stanowią one efekty radosnej twórczości sędziów w poszczególnych sądach i wydziałach, ponieważ Ministerstwo Sprawiedliwości nie było uprzejme przygotować urzędowego wzoru takowych. A nie każdy posiada dar tłumaczenia prostym językiem zawiłości prawa...

Po trzecie nawet najbardziej przystępnie napisane pouczenia nie mają sensu, jeżeli nie dotyczą rzeczy istotnych z punktu widzenia adresata. Cóż bowiem z tego, że napisano "co" należy zrobić, jak nie napisano "jak". Na przykład pouczono, że należy złożyć odpowiedź na pozew, ale nie napisano gdzie ją złożyć, w jaki sposób, na jaki adres wysłać. Niektórych bardzo zaskakuje także to, że sąd nie będzie "wyjaśniał sprawy" tylko to oni mają udowodnić swoje racje. I nie, sędzia nie powie im jakie dowody mają zgłosić. Ale skąd mieli to wiedzieć, skoro w "urzędowym" pouczeniu nic o tym nie było. Zresztą pewnego razu pewien pan zarzucił mi w apelacji, że w pouczeniu, które otrzymał (i załączył do apelacji) nie było nic na temat tego, że ma on cośtam udowodnić. Oczywiście nie można wpadać w drugą skrajność, i pouczać stron co dokładnie mają zrobić żeby wygrać, ale wypadałoby podać chociażby podstawowe informacje na temat tego na jakich zasadach przebiega proces sądowy. A przede wszystkim pouczyć wyraźnie i dużymi literami z podkreśleniem, że nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania, a jeżeli ktoś nie rozumie o co w tym wszystkim chodzi to powinien zasięgnąć porady prawnej. Bo to akurat jest najważniejsza rzecz w tym wszystkim.

Cóż zatem proponuję? Ano po pierwsze wyrzucenie z kodeksu wszystkich przepisów nakazujących pouczanie stron o czymkolwiek. Sąd nie jest od pouczania, tylko od sądzenia. Odpowiednie przepisy powinny znaleźć się w Regulaminie urzędowania, jako polecenie skierowane do sekretariatu sądu - zaraz obok przepisów określających co powinno się znaleźć w zawiadomieniu o rozprawie. Pouczenie stanie się w ten sposób czynnością techniczną, a nie procesową, czyli tym, czym być powinno. 

Po drugie należy niezwłocznie opracować wzór pouczenia, który będzie odpowiadał potrzebom stron postępowania. Przy jego opracowaniu winni zaś brać udział nie tylko prawnicy ale i specjaliści od redagowania podręczników, instrukcji, a może nawet reklam i temu podobnych. Od tworzenia prostego, jasnego i jednoznacznego przekazu informacji. Po to, by to co wyjdzie było faktycznie pouczeniem, czyli czymś, po przeczytaniu czego adresat będzie wiedział i rozumiał więcej niż przed jego przeczytaniem. Koszt zrobienia tego porządnie byłyby spore, ale na pewno nie przekroczyłyby kwot wydatkowanych ostatnio na różne "inwestycje w wymiar sprawiedliwości" w stylu telewizorów mających zastąpić wokandy, smartfonów czy tabletów kupowanych nie wiadomo dla kogo i po co. Korzyści zarówno dla stron postępowań jak i dla sądownictwa jako całości byłyby zaś bardzo duże... pozostaje więc tylko zapytać, dlaczego jeszcze tego nie zrobiono...

czwartek, 17 stycznia 2013

Kalendarz


W robocie większy cyrk niż zwykle... a to wszystko za sprawą wdrażania kolejnego genialnego pomysłu na Usprawnienie, Przyspieszenie i Unowocześnienie. Tym razem nazywa się to podobno "System gliwicki"  i zostało wprowadzone ostatnią nowelizacją instrukcji dla sekretariatów sądowych, gdzie ukryto je pod pojęciem "kalendarza". O co w tym wszystkim chodzi? Ano nie wiem, bo z nowej instrukcji zupełnie nic nie rozumiem, a w ramach wdrażania nie przewidziano chyba w ogóle szkoleń z pracy na nowym systemie. Cała moja wiedza składa się więc ze szczątkowych informacji i poleceń, a także domysłów i wytworów propagandy sukcesu. Bo jedyne, czego można się z całą pewnością dowiedzieć, to to, że ten system bardzo nam ułatwi pracę. Na pewno ułatwi, no bo przecież jakżeż inaczej...

Z grubsza chyba chodzi o to, że każdej sprawie ma być przydzielona przegródka w szafie odpowiadająca dniowi, w którym należy ją przedstawić sędziemu, i że to wszystko będzie odnotowane, żeby było wiadomo, gdzie akta są... A to wszystko oznacza, że nie będe już dostawał tych samych akt kilka razy bo raz z pismem jednej strony, drugi raz z pismem drugiej strony, a potem jeszcze ze zwrotką... No ale jakoś dotąd mi to wcale nie przeszkadzało, i wolałbym, żeby jak przyjdzie pismo to przedstawiano mi je od razu, bo może są w nim jakieś wnioski, które trzeba rozpoznać od razu, na przykład wezwać nowo zgłoszonego świadka... Podobno też wydając zarządzenie będę mógł z góry zaznaczyć, kiedy akta mają mi być przedstawione, np żeby dostać je zaraz po upływie terminu zaskarżenia, bez potrzeby pilnowania tego samemu... ale skąd mam wiedzieć kiedy poczta doręczy delikwentowi orzeczenie i kiedy ten termin się rozpocznie? Coś tu nie bardzo rozumiem z jakiej choinki urwał się pomysłodawca tego wszystkiego... Poza tym jak wyobrażam sobie mój obsadzony z łapanki sekretariat pilnujący terminów przedstawienia... to ciemność widzę...

No dobra... wiem... nie należy siać defetyzmu, ani krytykować jakiegoś rozwiązania zanim będzie miało ono szansę zademonstrować swe zalety. Zwłaszcza wówczas, gdy tak naprawdę nie wie się na czym to rozwiązanie polega, ani jak ma ono działać. Bo tak jak już pisałem jedyne co wiem całym tym "systemie" to jakieś ścinki informacji, plotki i domysły ludzi, którym wydaje się, że wiedzą o co chodzi. Trudno mi jest więc ocenić, czy to, co mi się nie podoba, to system, czy może jego wypaczenia. Ale wiem jedno. Szybciej dzięki temu systemowi to na pewno nie będzie.

Dowiedziałem się na przykład dzisiaj, że z uwagi na wprowadzenie kalendarza muszę skończyć z wydawaniem krótkich zarządzeń bezpośrednio na piśmie w aktach. Takich jak "doręczyć odpis pozwanemu", "wezwać zgłoszonego świadka na rozprawę", "ponaglić o udzielenie informacji" itp. To znaczy nadal mogę je nadal wpisywać, ale i tak będę musiał je napisać jeszcze raz, tym razem w Systemie. Oczywiście w Systemie na K... który według wszelkich znanych mi opinii jego użytkowników kompletnie nie nadaje się nie tylko do tego celu, ale i w ogóle do używania w sądzie... co nie przeszkodziło podobno Ministerstwu uznać go za jedyny słuszny, który ma zastąpić wszystkie inne. Dość napisać, że odnotowanie w nim faktu wydania zarządzenia zajmuje jakieś półtorej minuty i wymaga dwunastu kliknięć myszką. Wydanie zarządzenia odręcznie na piśmie zajmuje zaś jakieś 20 sekund. To samo dotyczy też zarządzeń, które dzisiaj wydaje się poprzez podpisanie przygotowanego druczka - jak np zarządzenie, by wezwać powoda do podania aktualnego adresu pozwanego. Wraz ze znalezieniem odpowiedniego druczka (a takich druczków na różne okazje mam dziś trzynaście rodzajów) zajmuje to 10 sekund. Wydanie go w systemie, wraz z wypełnieniem szablonu i wydrukowaniem - dwie minuty...

Inny problem to owe nieszczęsne terminy. Kiedyś jak dostawałem potwierdzenie doręczenia zarządzenia, w którym wyznaczyłem stronom termin na zrobienie czegoś, a po sprawdzeniu okazywało się, że ustalony termin jeszcze nie upłynął, to rzucałem akta na półkę podpisaną "oczekujące" i tam sobie oczekiwały. Wszystko zajmowało no może 30 sekund. Teraz muszę wydać specjalne zarządzenie (i odnotować je w systemie) kiedy te akta mają być mi znowu przedstawione... co wymaga dokładnego policzenia terminu, i to wraz z "marginesem" na opieszałość poczty. Razem trzy minuty lekko licząc. Pomnóżmy to przez dziesięć, bo tyle akt spraw ze "zwrotkami" akurat przyniesiono i mamy jak łatwo policzyć pół godziny... Pół godziny na zrobienie czegoś, co dotąd trwało pięć minut. A nie zrobić tego się nie da. Bo to, że przedstawiono mi akta ze "zwrotką" odnotowano w Systemie, co oznacza, że w ciągu kilku dni muszę podjąć w tej sprawie jakąś decyzję, i też odnotować ją w Systemie, albo będę miał "dni na minusie" i trzeba będzie się tłumaczyć. Bo to oznaczać będzie, że jestem leń, nic nie robię, i cała ta przewlekłość procesów to moja wina...

Muszę przyznać, że ciekawy jestem jak to wszystko zadziała... bo na razie widzę jeden wielki chaos i improwizację. I zaczynam się zastanawiać dlaczego odnotowywanie decyzji w systemie, wklejanie do niego orzeczeń to w ogóle ma być mój problem? Dlaczego mam tracić czas na wykonywanie czynności, które powinien wykonać sekretariat? Dotąd tłumaczono, że mam to robić, bo sekretariat "się nie wyrabia i trzeba im pomóc". Ale czy odpowiedzią na problemy wynikające z niedostatecznej obsady sekretariatu (ilościowej i jakościowej) ma być obciążenie sędziów obowiązkiem wykonywania czynności technicznych? Czy naprawdę nasz kraj stać na takie marnowanie czasu sędziów?


czwartek, 10 stycznia 2013

Proteza

Do laski marszałkowskiej (bardzo lubię to określenie) wpłynął projekt ustawy o zmianie kodeksu postępowania cywilnego (druk sejmowy nr 988). Nie chce mi się liczyć która z rzędu nowelizacja, ale dobijamy już chyba do drugiej setki. Muszę przyznać, że czekałem na możliwość zapoznania się z tym projektem, bo miałem co do niego złe przeczucia... zapowiedzi prasowe co do pomysłów panów posłów, wskazywały bowiem na to, że mamy do czynienia z kolejnym przypadkiem radosnej twórczości legislacyjnej w odpowiedzi na publikacje prasowe, tym razem o problemach z e-sądem. I niestety okazało się, że jak zwykle miałem rację.
Weźmy "na tapetę" jedną z proponowanych zmian, to jest zmianę art. 805 kpc poprzez dodanie do niego nowego paragrafu 1 z 1 (czyli z małą jedynką na górze) stanowiącego iż:

W razie prowadzenia egzekucji na podstawie tytułu wykonawczego opartego na wyroku zaocznym, nakazie zapłaty w postępowaniu nakazowym, upominawczym, elektronicznym postępowaniu upominawczym albo europejskim nakazie zapłaty, równocześnie z doręczeniem dłużnikowi zawiadomienia o wszczęciu egzekucji komornik poucza dłużnika o:

1. możliwości wniesienia środka zaskarżenia od orzeczenia stanowiącego tytuł egzekucyjny oraz od postanowienia o nadaniu tytułowi egzekucyjnemu klauzuli wykonalności,

2. złożenia wniosku o przywrócenie terminu do wniesienia środków zaskarżenia, o których mowa w pkt 1 [...]

No cóż... jakbym miał opisać ten przepis jednym słowem to nazwałbym go chyba "wpadka". I to wpadka całkiem spora, tak w skali 1 do 10 jakieś 32,4. Panowie posłowie proponują bowiem, aby komornik pouczał każdego dłużnika egzekwowanego na podstawie wyroku zaocznego albo nakazu zapłaty o "możliwości wniesienia środka zaskarżenia". Tyle tylko, że z punktu widzenia procedury możliwość zaskarżenia orzeczenia dotyczy tylko tych orzeczeń, które nie są jeszcze prawomocne. W końcu "prawomocne" znaczy dokładnie tyle, że nie można się już od niego odwołać. Owszem, komornicy czasami prowadzą egzekucję na podstawie orzeczeń nieprawomocnych (jeżeli zaopatrzono je w tzw. "rygor natychmiastowej wykonalności") i wtedy teoretycznie mogliby pouczać o możliwości zaskarżenia tych orzeczeń, ale patrząc na uzasadnienie projektu, chyba nie o to panom posłom chodziło. Napisali w nim bowiem tak:

Tytuł egzekucyjny w postaci wyroku zaocznego, nakazu zapłaty w postępowaniu nakazowym, upominawczym, elektronicznym postępowaniu upominawczym, czy też europejskiego nakazu zapłaty jest wydawany pod jego nieobecność pozwanego i przed jego wdaniem się w spór. Tryb wydania ww. orzeczeń w praktyce może budzić wątpliwości, co do prawidłowości doręczenia dłużnikowi zawiadomienia o terminie rozprawy czy też doręczenia orzeczenia wraz z pouczeniem o przysługujących dłużnikowi środkach zaskarżenia. [...] Dążąc do uniknięcia sytuacji, w której zanim dłużnik uzyska pouczenie od sądu o możliwych czynnościach jakie może podjąć celem wyeliminowania z obrotu prawnego wadliwego orzeczenia, zakończy się postępowanie egzekucyjne prowadząc niejednokrotnie do nieodwracalnych skutków, projektuje się wprowadzenia art. 805 § 1(1). Celem projektowanego przepisu jest nałożenie na komornika obowiązku pouczenia dłużnika już przy pierwszej czynności o możliwych czynnościach procesowych, które w rezultacie mogą doprowadzić do wyeliminowania wadliwego orzeczenia z obrotu prawnego i umorzenia postępowania egzekucyjnego. 

Jak widać zamiary autorzy przepisu mieli dobre. Chcieli wyciągnąć pomocną dłoń do tych egzekwowanych dłużników, w stosunku do których wszczęto egzekucję, w oparciu o nakaz zapłaty (albo wyrok zaoczny) który został omyłkowo uznany za prawomocny, pomimo tego, że nie został prawidłowo doręczony. Chodzi tu zwłaszcza o te wszystkie nakazy uznane za doręczone 'na awizie', na nieprawidłowy adres, nie tylko w e-sądzie ale i w normalnych, papierowych sądach. W większości takich przypadków wystarczy, że pozwany wniesie sprzeciw, a nakaz upada - a wnieść sprzeciw może, bo dopóki orzeczenie nie zostanie mu prawidłowo doręczone dopóty nie biegnie mu termin do jego zaskarżenia. Tyle tylko, że wielu takich "dłużników" o tym nie wie, więc nic nie robi - a w międzyczasie egzekucja trwa w najlepsze.

No cóż, zamiary może i były dobre, ale jak zwykle w takich przypadkach Cyryl może i jest w porządku, tylko Metody nie bardzo...  Panowie posłowie nie zauważyli bowiem chyba tego, że przeważająca większość wyroków zaocznych, nakazów zapłaty itd. kierowanych do egzekucji to orzeczenia najzupełniej prawidłowo prawomocne. Doręczono je bowiem do rąk własnych pozwanego, który nie uznał za stosowne się odwołać, albo zrobił to źle, więc jego sprzeciw czy zarzuty zostały odrzucone. Udzielanie im pouczeń, że mogą nadal się odwołać jest nie tylko bez sensu, ale i będzie wprost wprowadzeniem w błąd. Co pomyśl sobie taki dłużnik, jak dostanie od komornika pouczenie, że może wnieść sprzeciw, a sąd mu ten sprzeciw odrzuci jako złożony po terminie? Takie pouczanie może miałoby sens, gdyby dotyczyło spraw, w których doręczenie nastąpiło "na awizie" - tam faktycznie teoretycznie możliwe jest, że doręczenie dokonane zostało nieprawidłowo więc taki sprzeciw teoretycznie może mieć sens. A tak zaproponowany przez panów posłów sposób rozwiązania problemu przypomina nałożenie na lekarzy obowiązku pouczania wszystkich bez wyjątku pacjentów, że mogą wystąpić o dofinansowanie na zakup protezy nogi. Jest szansa, że któryś z nich faktycznie będzie bez nogi, i wtedy informacja ta mu się przyda, ale dla większości informacja ta będzie całkowicie bezużyteczna.

I tyle. Na koniec mam tylko skromną prośbę do autorów nowelizacji. Panowie posłowie... jeżeli nie wiecie jak coś działa, to nie próbujcie tego naprawiać.

PS

Opis kolejnych "interesujących" pomysłów zawartych w owym projekcie ustawy czytelnicy mogą znaleźć na zaprzyjaźnionym blogu eMeS.watch http://emeswatch.blogspot.com/2013/02/siaaah.html

piątek, 4 stycznia 2013

Ence pence


Wraz z nadejściem nowego roku nastąpiły w sądach pewne zmiany... i nie chodzi mi tu wcale o likwidację łamaną przez reorganizację, która dzięki zmianie nazwy wpłynie pozytywnie. Otóż chodzi o pewną drobną zmianę dotyczącą sposobu, w jaki w sądach rejestrowane są sprawy, w których wydawane są nakazy zapłaty - czyli co tym razem w Ministerstwie Statystyki i Politycznego Nadzoru Nad Sądami zrobiono z repertorium Nc. Kwestia ta jest bardzo istotna, bo spraw tego rodzaju jest bardzo dużo, więc to jak się je rejestruje i kiedy wykreśla ma bardzo istotny wpływ na statystyczne wyniki funkcjonowania sądów. A statystyka, jak wiadomo, to w sądach rzecz najważniejsza...

To, jakie repertoria prowadzone są w poszczególnych wydziałach określa tzw. "instrukcja sądowa", czyli zarządzenie Ministra Sprawiedliwości określające zasady funkcjonowania sekretariatów sądowych. Początkowo były to różnego rodzaju tymczasowe i częściowe zarządzenia funkcjonujące jako "prawo powielaczowe", po czym ich miejsce zajęło zarządzenie z 22 lutego 1988 r. Zarządzenie to zostało z kolei zastąpione przez wydane już na podstawie nowego Prawa o Ustroju Sądów Powszechnych, zarządzenie z dnia 12 grudnia 2003 r., które z kolei jak dotąd zmieniano już siedemnaście razy. I to chyba nie koniec... Przyjrzyjmy się więc kolejno co w nich napisano na temat repertorium Nc, a zwłaszcza kwestii tego kiedy sprawy w nich zapisane uważa się za zakończone.

Instrukcja z 1988 r. wymieniała repertorium Nc w §80, jako to repertorium, w którym rejestrowane są sprawy rozpoznawane w postępowaniu nakazowym i upominawczym. Jednocześnie w §99 stwierdzała, że numer porządkowy sprawy wpisanej do niej zakreśla się

"po zwrocie albo odrzuceniu pozwu, umorzeniu postępowania, przekazaniu sprawy do postępowania zwykłego, a w przypadku wydania nakazu zapłaty -·po wpłynięciu zarzutów lub sprzeciwu albo po bezskutecznym upływie terminu przewidzianego do wniesienia zarzutów lub sprzeciwu."

Wykreślenie sprawy z repertorium (traktowane w statystyce jako jej zakończenie) następowało zatem gdy sprawa została faktycznie zakończona w postępowaniu nakazowym lub upominawczym - to jest albo po uprawomocnieniu się nakazu, albo po wniesieniu od niego sprzeciwu, ewentualnie, gdy sąd uznał, że sprawa nie nadaje się do rozpoznania w postępowaniu nakazowym ani upominawczym. I tak to - we względnej zgodzie ze zdrowym rozsądkiem - działało po wydaniu tej instrukcji przez kilka kolejnych lat (jeżeli nie liczyć kilkudziesięciu lat poprzedzających wydanie Instrukcji z 1988 r.). Ale potem pojawiła się Instrukcja z 2003 r. i wszystko się zmieniło. Nowa Instrukcja w §104 przewidywała bowiem zakreślenie numeru sprawy

" po uprawomocnieniu się zarządzenia o zwrocie pozwu, po wydaniu postanowienia o odrzuceniu pozwu, po umorzeniu postępowania, po przekazaniu sprawy do innego właściwego postępowania lub po wydaniu nakazu zapłaty"

Tak jest. Od 1 stycznia 2004 r. sprawy rozpoznawane w postępowaniu nakazowym lub upominawczym były "zakreślane" w repertorium Nc z chwilą wydania nakazu. Tak jest - wydania, a nie uprawomocnienia. I nieważne, czy od tego nakazu wniesiono sprzeciw, nieważne czy nawet go skutecznie doręczono - wystarczy że został wydany i statystycznie sprawy już nie ma. Wprowadzenie tej zmiany miało więc natychmiastowy pozytywny skutek dla sprawności postępowań sądowych (przynajmniej tej statystycznej). Tak zwana "zaległość" czyli różnica pomiędzy sprawami "wpisanymi" i sprawami "zakreślonymi" gwałtownie spadła, bo wszystkie te sprawy, które po wydaniu nakazu "wisiały na statystyce" jako nie zakończone (bo np czekały na doręczenie odpisu nakazu pozwanemu) nagle automagicznie zaczęły być traktowane jako zakończone. Po prostu cud i ewidentny sukces Ministra Sprawiedliwości w usprawnianiu postępowań sądowych...

No cóż... statystyczne wyglądało to pięknie, tyle tylko, że te sprawy wcale nie zostały zakończone i w wielu z nich nadal trzeba było podejmować czynności. A czynności w takich "zakończonych" sprawach potrafiło być bardzo wiele - począwszy od zmuszania powoda by podał prawdziwy adres pozwanego, poprzez badanie poprawności formalnej sprzeciwu, rozpoznawanie wniosków o zwolnienie od kosztów i adwokata z urzędu, aż po odrzucenie sprzeciwu. W pewnym momencie miałem w swojej szafie ponad pięćdziesiąt takich "zakończonych" spraw, które oczywiście nie były uwzględniane przy ocenie mojego obciążenia pracą, natomiast byłem skrupulatnie rozliczany z wszelkich opóźnień w podejmowaniu w nich czynności. Taka tam szara strefa, co to jest, a w oficjalnych statystykach jej nie ma... ciemna liczba, jak z tymi bezrobotnymi, którzy są, ale nie są uwzględnianiu w statystyce, bo nie są zarejestrowani... albo zostali wykreśleni z przyczyn formalnych.

Narzekania na ten system statystycznej zakańczalności spraw słychać było z wielu stron. Mówiono o fikcji, o sztucznym pompowaniu statystyk, o manipulowaniu statystyką dla tworzenia pozorów sprawności postępowania, bo w ten sposób ukrywa się rzeczywistą ilość spraw rozpoznawanych w sądach. I jak zwykle niewiele z tego wynikało. Wprawdzie zmieniono w międzyczasie §104 ale nic to nie zmieniło bo przepis o zakreślaniu numeru sprawy po wydaniu nakazu znalazł się wtedy w §124 ust 1. Ale w końcu prośby zostały wysłuchane i zarządzeniem z dnia 29 grudnia 2011 r. Minister sprawiedliwości dodał do §124 ustęp 1a, w którym zapisano:

"Po wydaniu nakazu zapłaty w postępowaniu nakazowym lub upominawczym, zakreślenie numeru porządkowego sprawy następuje po prawidłowym wniesieniu zarzutów lub sprzeciwu od nakazu zapłaty, po prawomocnym odrzuceniu sprzeciwu bądź zarzutów od nakazu zapłaty lub po upływie terminu do wniesienia sprzeciwu bądź zarzutów od nakazu zapłaty" 
czyli w zasadzie wrócono do uregulowania z Instrukcji z 1988 r. i do zdrowego rozsądku. A to jeszcze nie był koniec zmian, bo w końcu ktoś zauważył, że wykreślanie sprawy z repertorium Nc i wpisywanie na nowo, tym razem do repertorium C (tym dla spraw rozpoznawanych w zwykłym postępowaniu) po wniesieniu sprzeciwu (albo stwierdzeniu, że nie da się wydać nakazu) także jest bez sensu, bo w ten sposób z jednej sprawy statystycznie robi się dwie. I że nic by się nie stało, jakby te sprawy od razu rejestrować w "C" zamiast mnożyć bez potrzeby statystyczne byty. Pan Minister Wielki Reformator wydał zatem kolejne zarządzenie o zmianie zarządzenia, tym razem w dniu 25 września 2012 r., którym zlikwidował w ogóle repertorium Nc likwidując zarazem cały problem tego kiedy należy zakreślać rozpoznawane w nim sprawy...

...a potem się z wszystkiego wycofał.

Tak jest. W dniu 21 grudnia 2012 r. to jest na tydzień przed wejściem w życie zarządzenia likwidującego repertorium Nc Minister Sprawiedliwości wydał zarządzenie o zmianie swego zarządzenia o zmianie zarządzenia którym uchylił wszystkie przepisy zarządzenia z 25 września 2012 r. dotyczące likwidacji repertorium Nc. Jednocześnie tymże nowym zarządzeniem o zmianie zarządzenia o zmianie zarządzenia nadał nowe brzmienie §124 ust 1a, który odtąd brzmi:

"W postępowaniu nakazowym lub upominawczym zakreślenie numeru porządkowego sprawy następuje po wydaniu nakazu zapłaty"

W ten sposób wróciliśmy z powrotem do stanu prawnego z 2004 r., do epoki kreatywnej statystyki i propagandy sukcesu. Bo nie ulega wątpliwości, że ta zmiana pozytywnie odbije się na wynikach statystycznych znacznie zmniejszając zaległość w sprawach kategorii Nc... dokładnie tak samo, jak to nastąpiło po wprowadzeniu w 2004 r. zakreślania spraw po wydaniu nakazu. I niewykluczone, że statystycznie spowoduje to skrócenie czasu rozpoznawania spraw o 1/3... ale czy naprawdę o to chodziło?

PS
Z wiarygodnego źródła otrzymałem informację, że w związku z planowaną likwidacją repertorium Nc zamówiono, wydrukowano i dostarczono do sądów nowe księgi repertorium C z innymi niż dotąd rubrykami, dostosowane do treści Instrukcji, jaka miała obowiązywać od I stycznia 2013 r. po zmianach wprowadzonych zarządzeniem z 25 września 2012 r.  Po tym zaś jak się okazało, że Pan Minister się wycofał z planowanych zmian dostarczone księgi kazano oddać... na przemiał.

PS 2
Właśnie przyszło zarządzenie nakazujące zakreślić wszystkie sprawy Nc w których wydano nakaz, a których dotąd nie zakreślono, jako zakończone 20 grudnia 2012 r.  Oznacza to dodatkowych kilka tysięcy spraw zakończonych w zeszłym roku. Niech żyje statystyka.

wtorek, 1 stycznia 2013

Nadzieja na Nowy Rok


No i mamy kolejny Rok Pański 2013. Znany także jako 24 rok Nieustającej Reformy Wymiaru Sprawiedliwości. Oczywiście będzie to też kolejny rok, który przyniesie Przyspieszenie i Usprawnienie w stopniu dotychczas nie znanym. O 1/3 a nawet więcej. Chociaż prawdę mówiąc nie wiem czy chciałbym wiedzieć co konkretnie tym razem zostanie "zreformowane"... bo nie wiem ile jeszcze pozytywnej szajby moje nerwy będą w stanie wytrzymać. Jedno jest natomiast pewne. Bieżący nadchodzący rok z pewnością będzie bardzo ciekawy i obfitujący w atrakcje. 

Zacznijmy od tego, że na dzień dzisiejszy tak naprawdę nie jestem pewien, czy sąd, w którym jeszcze wczoraj pełniłem służbę nadal istnieje. Nie ma sensu po raz kolejny powtarzać całego wywodu, więc ograniczę się tylko do przypomnienie że Pan Minister na fali reformatorskiej szajby (oczywiście pozytywnej) uchylił stare rozporządzenie tworzące sądy i nie wydał w to miejsce nowego. Efekt zaś jest taki, że od dzisiaj podstawą istnienia sądów nie jest żaden obowiązujący akt prawny, a pogląd przedstawicieli nauki prawa o ciągłości skutku w postaci utworzenia sądu (czy jakoś tak). Znaczy aktu tworzącego już nie ma, ale to nie ma znaczenia bo utworzony nim sąd nadal jest... A dlaczego jest? Bo to przecież oczywiste i logiczne że nadal jest! A konkretnie dlaczego? Ano dlatego, że inaczej być nie może, a państwo nic nie rozumieją i robią sztuczne problemy... 

Dalej warto zastanowić się ile w Polsce mamy sądów... Bo nawet zakładając, że jednak ta ciągłość jest... to pozostaje pytanie czy faktycznie z dniem 1 stycznia 2013 r. zlikwidowano, pardon, zreorganizowano tych siedemdziesiąt parę sądów. Okoliczności jakie towarzyszyły wydaniu rozporządzenia znoszącego sądy były bowiem dość, hmm..., interesujące. Na początku wszystko było w porządku. Przygotowano projekt rozporządzenia, skonsultowano go z kim trzeba, zignorowano wszystkie zastrzeżenia i uwagi niezgodne z pozytywną szajbą, po czym projekt wyrzucono do kosza, bo z jednego rozporządzenia z jakiegoś powodu postanowiono zrobić dwa. Te dwa nowe rozporządzenia szybciutko napisano, po czym bez konsultacji z KRS i innych takich prawniczych fanaberii podpisano i wysłano do druku w Dzienniku Ustaw. Ale koniec końców ogłoszono tylko jedno, bo drugie się nie spodobało panu od drukowania, więc je odesłał Ministrowi do poprawki. Po czym Pan Minister podpisał rozporządzenie jeszcze raz, tym razem bez błędów... a o tym wcześniej podpisanym zapomniał. Coś czuję, że Trybunał Konstytucyjny będzie musiał mocno się natrudzić, żeby zadbać o konstytucyjność tego rozporządzenia... 

Zobaczymy też co będzie z sędziami zreorganizowanych sądów. Jak na razie okazało się, że przy wydawaniu decyzji o przenoszeniu sędziów także zastosowano duże ilości pozytywnej szajby, co może mieć  negatywny wpływ na ważność tychże decyzji... Nie ma sensu po raz kolejny opisywać co tam wykombinowano, grunt że z przepisami prawa niewiele miało to wspólnego. Do tego dodać należy jeszcze interesującą kwestię czy sędzia, który po synergii ma orzekać w wydziale zamiejscowym ma tam swoje "miejsce służbowe", czy też ma to miejsce w sądzie "głównym", a do zamiejscowego jest tylko przydzielony w ramach podziału czynności.  Bo jeżeli przyjmiemy, że miejsce służbowe ma jednak w "zamiejscowym" (na co wydaje się wskazywać art 75 usp)  to znaczy, że w nowo utworzonych wydziałach zamiejscowych nie ma ani jednego sędziego... bo wszystkich przeniesiono do sądu "głównego". Jednoznacznej odpowiedzi na pytanie jak to jest nie ma, można zaś bronić obu wersji... jakkolwiek jak dotąd jedyny argument za drugą wersją jaki usłyszałem to argument, że "zawsze tak było, że był w głównym"... Zobaczymy co z tego wyniknie...

Równie ciekawie zapowiada się kwestia tego, czy procesy (zwłaszcza karne) toczące się dotychczas w likwidowanych sądach będzie trzeba prowadzić od początku czy też nie. Tu także są dwie opinie, bo z przepisów to jednoznacznie nie wynika, a pozytywna szajba nie obejmowała wyjaśnienia tego drobiazgu. Zwolennicy kontynuowania procesów wskazują, że przecież skład osobowy się nie zmienia, a poza tym "zawsze tak było, że się prowadziło w dalszym ciągu". Przeciwnicy wskazują, że skład może się nie zmienia, ale zmienia się sąd i to całkowicie. "Stary" sąd całkowicie znika, a "nowemu" zmieniane są granice jego właściwości - i tyle. W zasadzie nie wiadomo nawet na jakiej zasadzie sprawy ze "starego" sądu miałyby zostać "przejęte" przez nowy... poza tym, że wszyscy wiedzą że powinien, no bo to jest logiczne, że powinien... W pewnym momencie przesądzi to pewnie Sąd Najwyższy... albo i nie...

Oczywiście nie wszystko wygląda tak tragicznie... jest szansa, że nadchodzący rok przyniesie i jakieś pozytywne zmiany. Może uda się uchwalić nowelizację KPC, której założenia do założeń konsultowano, a która sprawia wrażenie napisanej przez praktyków, a nie teoretyków - fantastów. Może uchwalą nowelizację KPK przygotowaną z uwzględnieniem postulatów sędziów. Może wreszcie ktoś zacznie poważnie traktować postulaty praktyków przy tworzeniu procedury i nie będą już uchwalane idiotyzmy w stylu zeszłorocznej "dużej" nowelizacji KPC. I może wreszcie ktoś zrobi porządek z e-sądem... Może...