Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 27 grudnia 2012

Ciekawe czasy nadchodzą

Muszę przyznać, że bardzo mnie ciekawi co wyjdzie z tej wielkiej reformy, która nie jest likwidacją tylko reorganizacją i w zasadzie nic nie zmienia tylko usprawnia. Bo jak na razie zamiast nadziei na świetlaną przyszłość mam tylko pytania... 

Pierwsze pytanie już kiedyś zadawałem, i jest to pytanie czy 1 stycznia 2013 r. będą w ogóle jakieś sądy. A pytanie to jest o tyle uzasadnione, że Pan Minister w swym reformatorskim zapale był uprzejmy uchylić rozporządzenie tworzące sądy i nie dał nic w zamian. Zamiast wydać w to miejsce rozporządzenia "o utworzeniu sądów i określeniu ich siedzib" wydał tylko rozporządzenie określające ich siedziby. Znikło z niego nawet istniejące w pierwotnym projekcie stwierdzenie, że te siedziby są siedzibami sądów utworzonych tym wcześniejszym rozporządzeniem. Tak więc z końcem roku znika podstawa prawna istnienia sądów... i pozostaje tylko teoretyczna koncepcja, że skutki nieistniejącego przepisu nadal istnieją... prawdopodobnie.

Jeżeli jednak przyjmiemy, że jakieś sądy po 1 stycznia 2013 r. będą to warto jest zadać kolejne pytanie: Co się stanie z sędziami, którzy dotąd orzekali w likwidowanych, pardon, reorganizowanych sądach? Owszem, otrzymali oni "dekrety" o przeniesieniu ale czy na pewno te decyzje są skuteczne? W decyzjach jako ich podstawę "prawną" powołano się na przepis, którego jeszcze nie ma bo jeszcze nie wszedł w życie. Hajducy Pana Ministra próbowali coś tłumaczyć, że to nie jest podstawa prawna, tylko przyczyna (czy jakoś tak), ale nie zmienia to faktu, że w stanie prawnym istniejącym w chwili ich wydania Minister nie miał prawa wydać takich decyzji. Nie ma rozporządzenia znoszącego sądy (bo nie weszło w życie) to i nie można wydawać decyzji przenoszących sędziów... Konstytucja się kłania...

No, załóżmy, że Pan Minister wprawdzie nie miał prawa, ale miał powód, ideę, misję, czy pozytywną szajbę uprawniającą go do uczynienia tego, co uczynił. Ale to rodzi kolejne pytanie, a nawet dwa. Przepis art. 75 USP stanowi, że sędzia, którego sąd zlikwidowano może wskazać inny sąd, w którym chciałby orzekać, a Minister nie może odmówić przeniesienia go tam, chyba że jest to niemożliwe. A "niemożliwe" to nie to samo co "niecelowe", albo "niezgodne z założeniami reformy". Brak wolnego etatu we wskazanym sądzie także nie oznacza, że przeniesienie sędziego jest "niemożliwe" bo takie przeniesienie i tak następuje "razem z etatem". Pierwsze pytanie brzmi zatem dlaczego Pan Minister odmawia sędziom uwzględnienia ich wniosków o przeniesienie do wskazanych sądów, bo jakby nie patrzeć nie ma prawa tego zrobić, o ile tylko wskazany sąd istnieje. A drugie pytanie brzmi dlaczego przed wydaniem decyzji sędziów nie zapytano, gdzie chcą być przeniesieni? Bo, zakładając, że jesteśmy ludźmi poważnymi, nie możemy przecież poważnie traktować "wyjaśnienia" że prasa pisała o planach ministra, więc sędziowie mogli na tej podstawie składać wnioski. Bo jak na razie to wydanie przez Ministra decyzji o przeniesieniu sędziów wygląda jak naruszenie art. 75 USP wprowadzającego ograniczenia władzy ministra w tym zakresie...

A na koniec jeszcze jedno... choć nie wiem czy powinienem o tym pisać, bo jakoś głupio jest psuć Panu Ministrowi zabawę. Otóż załóżmy, że Pan Minister na fali pozytywnej szajby, która jest ważniejsza od Konstytucji i ustaw, przeniósł jednak wszystkich sędziów z likwidowanych sądów do sądów "przejmujących", sądy zlikwidował, a w ich miejsce stworzył wydziały zamiejscowe. I teraz będzie mógł sobie przenosić ich swobodnie z siedziby do wydziału zamiejscowego i z powrotem w ramach synergii i racjonalnego wykorzystania kadry. Ale czy na pewno? Wszak w przepisie art. 75 USP jest mowa o przenoszeniu sędziego na inne miejsce służbowe w razie likwidacji sądu lub wydziału zamiejscowego. To zaś wskazuje jednoznacznie, że jeżeli powołano wydział zamiejscowy, to miejscem służbowym sędziego w nim orzekającego jest właśnie ten wydział. Bo jakby było inaczej to czemu służyłoby wprowadzenie zasady że przeniesienie sędziego w razie likwidacji wydziału zamiejscowego podlega takim samym rygorom jak przeniesienie go w razie likwidacji sądu? A jeżeli miejscem służbowym sędziego jest wydział zamiejscowy, to znaczy, że skierowanie sędziego do służby w wydziale zamiejscowym możne nastąpić tylko decyzją Ministra, a nie zarządzeniem prezesa sądu... a Minister jak dotąd nikogo do nich nie przydzielił... Hmmm... przeoczenie, czy pozytywna szajba?

Na koniec pozostaje podsumować. Otóż ciekawy jestem co wyjdzie z Wielkiej Synergii 1 styczna 2013 r. Bo na razie wygląda na to, że będą wydziały zamiejscowe bez sędziów i sędziowie bez przydziału... krążący po kraju jak błędni rycerze. Nie będą już sędziami swoich dotychczasowych sądów, bo sądów tych już nie będzie. Nie będą też sędziami sądów, które przejęły ich dotychczasowe okręgi, bo decyzje ich przenoszące są bezprawne i bezskuteczne... I nie będą sędziami orzekającymi w wydziałach zamiejscowych, bo nie otrzymali przeniesienia do tych wydziałów... Nie będą wreszcie sędziami w stanie spoczynku, bo Minister uznał, że nie ma podstaw by w tenże stan przeszli... bo przecież nic się nie zmienia... ech... ciekawe czasy nadchodzą...


wtorek, 18 grudnia 2012

Bez komentarza...


Dziś rano w mojej poczcie znalazłem taki oto plakat:



Ubawiłem się setnie i nawet rozesłałem paru osobom jako genialną kpinę z retoryki stosowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości przy zachwalaniu Wielkiej Reformy, Która Nie Jest Wcale Likwidacją. Pogratulowałem też autorowi ciętego dowcipu, bo pomysł trzeba było przyznać był wspaniały. W pracy zdążyłem jeszcze "sprzedać" pomysł, że następnym razem jak przyjdzie pismo z żądaniem sugestii co do usprawnienia pracy to zaproponujemy, żeby zmienili nazwę sądu...

...a potem okazało się, że to wcale nie jest dowcip...

W ciągu dnia z różnych źródeł dotarła do mnie informacja, że tenże właśnie plakat został dziś rozesłany przez Ministerstwo Sprawiedliwości do wszystkich likwidowanych sądów, z poleceniem jego wywieszenia i umieszczenia na stronie internetowej. Początkowo myślałem, że ktoś tu sobie ze mnie żartuje, ale okazało się to prawdą. Ten plakat naprawdę został opracowany w Ministerstwie Sprawiedliwości, zaczął się nawet już pojawiać na stronach internetowych likwidowanych sądów (link)...

...

...

...

Jakikolwiek komentarz chyba jest zbędny...

czwartek, 13 grudnia 2012

Incydentalna niezawisłość



Wczoraj, 12 grudnia 2012 r. Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok w sprawie zgodności z Konstytucją RP przepisów ustawy „okołobudżetowej” zamrażającej w 2012 r. waloryzację wynagrodzeń sędziów sądów powszechnych. W tej sprawie nie chodziło jednak wcale o te 300 zł miesięcznie, które mi owym „zamrożeniem” zabrano, ani też o te 100 milionów złotych bez których zdaniem Ministra Finansów budżet by się zawalił, system społeczny załamał, a sytuacja międzynarodowa zmieniła się nie do poznania. To było pytanie o należytą pozycję władzy sądowniczej, o jej położenie w stosunku do władzy ustawodawczo-wykonawczej, realizującej zadania rządzącej aktualnie partii. Pytanie o to, czy sądy są równorzędną, trzecią władzą, czy może tylko urzędami zależnymi od władzy politycznej, która może z nim zrobić co chce. I dzięki Trybunałowi Konstytucyjnemu dowiedziałem się, że niezawisłość sędziowska i godność urzędu sędziego to nie są na tyle ważne wartości, by zasługiwały na szczególną ochronę konstytucyjną. Że ustawowe gwarancje niezależności i odrębności władzy sądowniczej mogą być doraźnie – o, przepraszam „incydentalnie” – ignorowane przez władze polityczne pod byle pretekstem, i to nieważne czy prawdziwym.

No cóż... mówiąc szczerze nie spodziewałem się innego orzeczenia, bo bazując na doświadczeniach z funkcjonowania Trybunału w poprzednich latach miałem świadomość tego, że „interes państwa” - czyli oczekiwania aktualnie rządzącej partii - mogą okazać się ważniejsze niż przepisy Konstytucji. Zresztą pan Minister Sprawiedliwości od dawna twierdził, że „zamrożenie” zostało „skonsultowane” czy też „uzgodnione” z sędziami Trybunału, więc o wyrok jest „spokojny”. Dlatego po wczorajszym orzeczeniu nie mam też złudzeń co do rozstrzygnięć w sprawie kolejnych skarg pozostających jeszcze do rozpoznania – w tym skargi dotyczącej uprawnień Ministra do likwidowania sądów. Zapewne także usłyszymy tam, że prawo ministra do swobodnego likwidowania sądów nie narusza zasady trójpodziału władz, jeżeli likwidacje są „incydentalne” i „uzasadnione interesem społecznym”. Zwłaszcza, że i w tym przypadku Pan Minister publicznie oświadczył, iż jest spokojny, że wyrok będzie po jego myśli...

Orzeczenie Trybunału jest ostateczne i kończy tę konkretną sprawę. Pozostanie po nim jednak wielka wyrwa w niezawisłości sędziów i spore pęknięcie w zasadzie odrębności i niezależności władzy sądowniczej od politycznej władzy ustawodawczo-wykonawczej. Bo niezawisłość i niezależność to nic innego jak sytuacja, w której manipulowanie przy sytuacji prawnej sędziów i ustroju sądów poddane jest ścisłym ograniczeniom, jako gwarancja tego, że politycy - niezależnie od partii i programu - nie będą mogli w ten sposób wywierać nacisków ani na sądy, ani na sędziów. Takim właśnie „gwarancyjnym” przepisem był przepis USP określający wysokość wynagrodzeń sędziów sądów powszechnych w taki sposób, by politycy nie mieli możliwości ręcznego manipulowania nimi. Stałe mnożniki i ściśle określona, obiektywna baza – przeciętne wynagrodzenie w gospodarce ustalone przez GUS – wykluczały możliwość np. obiecywania, że jak sędziowie będą wydawać wyroki zgodne z oczekiwaniami Pana Premiera to dostaną podwyżkę. Cóż jednak z tego, że ów przepis nadal istnieje, skoro zdaniem Trybunału nie ma nic złego w tym, że politycy postanowili tego przepisu nie stosować, i w to miejsce ustalić wynagrodzenia sędziów „po uważaniu” - z zapowiedzią, że jak sędziowie będą „grzeczni” i nie będą się buntować przeciwko pomysłom Pana Ministra to się im w przyszłym roku da podwyżkę. Dziś, mając na uwadze stanowisko Trybunału, możemy więc wprost zapisać w ustawie, że wysokość wynagrodzeń sędziów zależy od dobrej woli Ministra Finansów i od tego czy wydawane wyroki spełniają jego oczekiwania. I to by było na tyle jeśli chodzi o niezawisłość sędziów w sferze finansowej...

Na koniec zadam jeszcze pytanie. Gdzie jest granica po przekroczeniu której Trybunał Konstytucyjny powiedziałby „non possumus”? Co musieliby zrobić politycy z sądami, żeby w oczach członków Trybunału (po wczorajszym orzeczeniu słowo „sędziowie” jakoś trudno przechodzi mi przez usta) zostało to uznane za naruszenie niezawisłości sędziów i odrębności władzy sądowniczej? Czy gdyby Pan Minister postanowił utworzyć jeden duży sąd dla całego kraju, żeby (oczywiście w ramach „synergii”) móc przerzucać „buntujących się” sędziów za karę z Krakowa do Szczecina i z powrotem to Wysoki Trybunał powiedziałby „stop”, czy może stwierdził, że wszystko w porządku? Bo takie „incydentalne” przenosiny są dozwolone jeżeli jest to uzasadnione interesem społecznym? Czy gdyby Pan Minister przyznał sobie prawo zawieszania sędziego w czynnościach to byłoby to naruszenie Konstytucji, czy może działanie dopuszczalne „w szczególnych, incydentalnych przypadkach dla dobra wymiaru sprawiedliwości, które jest wartością wyższą od niezawisłości”? Czy jakby według wzorując się na doświadczeniach przedwojennych (oczywiście tych po przewrocie majowym) Sejm uchwalił ustawę zawieszającą na określony czas niezawisłość sędziów to zostałoby to uznane za złamanie konstytucji czy może za „rozwiązanie epizodyczne, wyjątkowo dopuszczalne w szczególnej sytuacji, w jakiej znalazł się kraj”? Choć teraz prawdę mówiąc wolałbym nigdy nie poznać odpowiedzi na te pytania, bo niestety mógłbym okazać się złym prorokiem...

czwartek, 6 grudnia 2012

Co by tu jeszcze zrobić, panowie?


Zgodnie z zapowiedziami likwidacja (o, przepraszam, przekształcanie) sądów idzie pełną parą. W ostatnich dniach sędziowie synergetyzowanych sądów otrzymali decyzje o ich przeniesieniu na inne miejsca służbowe, w sądach, które mają być sądami „przejmującymi”. Nie oznacza o oczywiście, że Pan Minister Sprawiedliwości osobiście zajął się wdrażaniem synergii, w końcu jest człowiekiem bardzo zajętym, i szkoda by tracił swój cenny czas na takie błahostki jak wydawanie decyzji o przenoszeniu sędziów. W jego zastępstwie decyzje podpisali więc, w wolnych chwilach, podsekretarze stanu. Tyle tylko, że chyba niezbyt dokładnie przeczytali, co podpisują.

Zacznijmy od tego, że w decyzjach tych podano ich postawę prawną jako art. 75 § 2 pkt. 1 i § 3 ustawy z 27 lipca 2001 r. Prawo o ustroju sądów powszechnych w związku z treścią § 1 rozporządzenia MS z 5 października 2010 r. w sprawie zniesienia niektórych sądów rejonowych oraz § 3 rozporządzenia MS z 25 października 2012 r. w sprawie ustalenia siedzib i obszarów właściwości sądów apelacyjnych… Niby wszystko w porządku, bo faktycznie powołany przepis Prawa o ustroju sądów powszechnych uprawnia ministra do przeniesienia sędziego na inne miejsce służbowe bez jego zgody „w przypadku zniesienia stanowiska wywołanego zmianą w organizacji sądownictwa lub zniesienia danego sądu lub wydziału zamiejscowego albo przeniesienia siedziby sądu”. Ale oczywiście, jak to zwykle w prawie bywa, jest tutaj pewne „ale”. Otóż uprawnienie Pana Ministra do przenoszenia sędziów podlega dwóm istotnym ograniczeniom. Pierwsze zawarte jest w samym art. 75 §2 pkt 1 usp, gdzie zapisano, że Minister żeby przenieść sędziego musi najpierw znieść sąd, w którym ten sędzia pełni służbę, a drugie w §3 in fine (czyli na końcu) tego artykułu, w którym zapisano, że sędzia może wskazać do którego sądu chce być przeniesiony, i minister musi ten wniosek uwzględnić, chyba że jest to niemożliwe.

Tak, wiem, pierwszy warunek wydaje się być spełniony, bo przecież Pan Minister wydał rozporządzenie z 5 października 2012 r. o zniesieniu sądów, i nawet powołano je w treści owej decyzji. Tu jednak pojawia się pewien drobny problem, który może na płaszczyźnie ducha jest niedostrzegalny, ale w kwestii litery prawa ma duże znaczenie. Otóż owo rozporządzenie z 5 października 2012 r. zawiera §2, który stanowi iż: „Rozporządzenie wchodzi w życie z dniem 1 stycznia 2013 r.”. To zaś oznacza ni mniej ni więcej tylko to, iż owo rozporządzenie znajduje się obecnie w okresie vacatio legis. A to z kolei dla każdego prawnika, ba nawet dla przeciętnie zdolnego studenta prawa, oznacza tylko jedno – że owo rozporządzenie nie tylko jeszcze nie obowiązuje, ale i nie stanowi elementu systemu prawa powszechnie obowiązującego. Jest to akt z punktu widzenia prawnego nieistniejący, a jego ogłoszenie stanowi jedynie zapowiedź wprowadzenia go w życie w przyszłości, dokonaną po to, by nie zaskakiwać jego przyszłych adresatów zmianami w prawie. Nie może on zatem stanowić źródła praw ani obowiązków ani też podstawy prawnej jakichkolwiek decyzji czy czynności prawnych. To zaś oznacza, że przed dniem jego wejścia w życie Minister Sprawiedliwości nie ma prawa wydawania decyzji opartych o przepis art. 75 §2 pkt 1 usp, ponieważ formalnie nie dokonał on jeszcze zniesienia żadnego sądu.

Drugi problem jest równie ciekawy. Otóż przepis art. 75 §3 usp stanowi, iż „przeniesienie sędziego z przyczyn wymienionych w § 2 pkt 1 może nastąpić, jeżeli uwzględnienie wniosku sędziego co do nowego miejsca służbowego nie jest możliwe”. Przepis w tym zakresie wydaje się jasny, i nie budzący wątpliwości – Minister może przenieść sędziego do wybranego przez siebie sądu tylko wtedy, gdy nie ma możliwości uwzględnienia wniosku sędziego co do tego, gdzie ten chciałby orzekać. To zaś oznacza, że sędzia ma prawo złożyć odpowiedni wniosek, a minister ma obowiązek go rozpoznać. Co więcej, może on odmówić uwzględnienia wniosku sędziego tylko wówczas, gdy jego uwzględnienie jest „niemożliwe” – a to z prawniczej mowie oznacza coś innego niż „niecelowe”, „nieuzasadnione”, czy „niezgodne z koncepcją Ministra”. W zasadzie takie sformułowanie przepisu oznacza, że sędzia musiałby wnosić o wyznaczenie mu miejsca służbowego w jakimś nieistniejącym sądzie żeby minister mógł jego wniosku nie uwzględnić i sam wybrać sąd, do którego go przeniesie. Wszak przeniesienie sędziego w razie likwidacji sądu następuje wraz z etatem, więc brak wolnego etatu we wskazanym sądzie nie uzasadnia odmowy, zaś to, że nie potrzeba tam kolejnego sędziego oznacza tylko, że jego przeniesienie tam jest „niecelowe” a nie „niemożliwe”. Bo możliwe jest jak najbardziej – wystarczy jeden podpis Ministra.

I to właśnie było chyba przyczyną tego, że hajducy Pana Ministra wydając owe decyzje o przeniesieniu udali, że przepis art. 75 §3 usp nie istnieje i od razu wyznaczyli sędziom nowe miejsca służbowe, żeby przypadkiem któryś nie złożył wniosku. Tłumaczyli się potem, że przecież sędziowie wiedzieli że tak będzie, że niektórzy złożyli więc inni też mogli, ale nie zmienia to faktu, że skoro warunkiem wydania decyzji jest niemożliwość uwzględnienia wniosku to zanim się ją podejmie musi być złożony i rozpatrzony wniosek. A jeżeli ustawa nie przewiduje terminu do jego złożenia to trzeba taki termin uprawnionemu zakreślić z zastrzeżeniem odpowiedniego rygoru. I nie wystarczy tutaj, że zainteresowany mógł wiedzieć z telewizji że Minister zamierza go przenieść, albo że były rozsyłane faksy z projektem rozporządzenia. Tak więc po raz kolejny dochodzimy do wniosku, że rzeczone decyzje są może zgodne z duchem, ale sprzeczne z literą prawa.

I myślę, że na tym poprzestanę, choć można by pisać jeszcze sporo, bo w tych decyzjach jest jeszcze kilka innych „kwiatków” jak np. kwestia tego, czy decyzje zostały podpisane przez osoby uprawnione, tego kto wymyślił miesięczny termin do wniesienia odwołania, skoro ustawa żadnego terminu nie przewiduje, i to jaki skutek ma owo odwołanie. Poprzestanę zatem na tym, że jestem niezwykle ciekawy jak się to wszystko skończy. Bo jak widać istnieje bardzo wiele rzeczy, o których się prawnikom nie śniło... a filozofom jak
najbardziej. I jakoś ciągle chodzi za mną piosenka Wojciecha Młynarskiego której słowa brzmią: co by tu jeszcze... no właśnie...