- Ile traktor ma kół?
- Cztery.
- Ile jest zepsutych?
- Jedno.
- To ile jest dobrych?
- Trzy.
- To nie można było od razu tak powiedzieć?
- Przecież to jest to samo!
- Ale jak ładnie brzmi! Trzy dobre!
Ten bardzo stary skecz kabaretu TEY miał stanowić satyrę na propagandę sukcesu, w ramach której nawet totalną klapę jakiegoś przedsięwzięcia przedstawiano jako kolejny sukces socjalistycznej gospodarki. Szkoda tylko, że pozostaje on aktualny do dnia dzisiejszego. Bo na przykład pan Minister Sprawiedliwości przy okazji kampanii wyborczej pochwalił się ostatnio, jakim to wielkim sukcesem jest sąd elektroniczny, i że wpłynęło do niego już 1,8 mln spraw, a dotychczas zakończono ich już 1,5 mln. I że ogólnie jest to wielka ulga, usprawnienie i unowocześnienie. A mnie natychmiast przypomniał się wtedy ów zepsuty traktor...
- Ile spraw wpłynęło?
- Milion osiemset tysięcy.
- Ile jeszcze czeka na załatwienie?
- Trzysta tysięcy.
- To ile załatwiono?
- Półtora miliona.
- To nie można było tego od razu tak powiedzieć?
- Przecież to jest to samo!
- Ale jak ładnie brzmi! Półtora miliona załatwionych!
Poza tym „niewinnym” manewrem polegającym na przedstawianiu zaległości sięgającej 300.000 spraw jako wielkiego sukcesu, w całej tej historii jest jeszcze parę innych niedopowiedzeń, które jak raz zupełnie zmieniają obraz sytuacji. Chociażby to, że z wypowiedzi chwalących sukces e-sądu wynika, że te półtora miliona spraw, to są sprawy, których sądzenia oszczędzono zwykłym sądom, dzięki czemu te sądy mają więcej czasu na zajmowanie się poważniejszymi sprawami. Tyle tylko, że po utworzeniu e-sądu w większości sądów nie zauważono jakiegokolwiek zmniejszenia się wpływu spraw kategorii Nc, czyli rozpoznawanych w postępowaniu upominawczym. Znacznie większy wpływ na jego zmniejszenie miało na przykład wydanie przez TK orzeczenia pozbawiającego (wreszcie!) wyciągi z ksiąg Funduszy Sekurytratatata mocy dokumentów urzędowych. A dzieje się tak zapewne dlatego, że do e-sądu w dużej części trafiają sprawy, których do normalnych sądów nigdy by nie wniesiono, bo w zwykłym sądzie powód nie miałby żadnych szans na uzyskanie nakazu zapłaty.
Skąd taki wniosek? Ano z obserwacji tego, co się dzieje po tym, jak sprawa z e-sądu trafia do „zwykłego” i powód jest wzywany do przedłożenia dowodów, na które „powołał się” występując o e-nakaz. W dziwnie dużej części spraw na takie wezwanie albo nie ma żadnej odpowiedzi, albo nadchodzi informacja, która sprowadza się do tego że „ja nie mam, ale wiem, gdzie są”. W tym przodują zwłaszcza wszelkie firmy skupujące długi, które notorycznie po wezwaniu ich do złożenia dowodów, w oparciu o które dostały nakaz w e-sądzie, informują, że oni tych dowodów nie mają ale jak sądowi są one do czegoś potrzebne, to może on sobie ich zażądać od banku czy operatora komórkowego, który sprzedał im ten dług. Bo oni wiedzą tylko tyle, co napisano w wykazie kupionych przez nich wierzytelności. W normalnym sądzie powództwo oparte wyłącznie o twierdzenie, że dłużnik powinien właśnie tyle zapłacić, bo firma od której odkupiliśmy wierzytelności powiedziała, że on był jej właśnie tyle winien zostałoby z hukiem oddalone jako nie udowodnione. Ale w e-sądzie to najwidoczniej wystarcza. Bo tam najwidoczniej dowody są niepotrzebne.
Co więcej, w wielu pozwach sam sposób, w jaki wskazywane są dowody świadczy o tym, że powód nie tylko żadnych dowodów nie ma, ale nawet nie wie, czy one istnieją. Bo wymienia się w nich jako dowód np. „aneks do umowy, jeżeli go podpisano” albo „notę obciążeniową, jeżeli ją wystawiono”. Szkoda tylko, że zbyt często na podstawie takich „dowodów” wydawane są nakazy zapłaty, które następnie egzekwują komornicy. Teoretycznie e-sąd nie powinien w takim przypadku wydawać nakazu... ale w warunkach pracy na akord, gdzie każdy z e-referendarzy ma 5 minut na „zrobienie” jednej sprawy (a w praktyce nawet mniej) trudno jest oczekiwać wysokiej jakości. Dlatego dziś w e-sądzie tak naprawdę każdy może pozwać każdego o jakiś wymyślony dług, jako „dowód” zgłosić nieistniejącą fakturę, i uzyskać nakaz zapłaty na swą rzecz. A przy odrobinie szczęścia także tytuł wykonawczy, jeżeli listonosz niosący nakaz akurat nie zastanie pozwanego i nakaz uprawomocni się na awizie. Jeżeli temu ma służyć e-sąd, to zaiste jest to wielki sukces i ułatwienie dla obywateli.