Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 7 maja 2011

Telesąd

Do mojego sądu (a jak się dowiedziałem nie tylko do mojego) dotarł egzemplarz Numeru Specjalnego Kwartalnika „Na Wokandzie” – organu Ministerstwa d/s Politycznej Kontroli Nad Sądami, znanego także jako Ministerstwo Statystyki. Numer ten poświęcony jest w całości światłym i dalekosiężnym wizjom Pana Ministra co do informatyzacji sądów, i zapowiada jak to już wkrótce będzie wspaniale, doskonale i nowocześnie. Proponowane rozwiązania niewątpliwie ułatwią, przyspieszą, uproszczą oraz przybliżą nas do Europy i o jeden krok dalej. Wdrażanie zaś owych wspaniałych wizji świetlanej przyszłości stanowi element szeroko zakrojonego programu, przy opracowywaniu którego uczestniczyli najlepsi rządowi eksperci, a którego celem jest oczywiście Polepszenie i Zwiększenie aby wszystkim by żyło się lepiej.

Problem w tym, że w całej tej „reformie” nie chodzi wcale o polepszenie warunków pracy sędziów i zwiększenie wydajności ich pracy, lecz o polepszenie notowań Pana Ministra, i zwiększenie jego szans na pozostanie na stołku po wyborach. Prace nad propozycjami zmian prowadzą zatem nie eksperci od sądownictwa, lecz od wizerunku, kierujący się nie celowością wprowadzenia zmian z punktu widzenia funkcjonowania sądów, lecz tym, jak ogłoszenie jakiegoś pomysłu (bo na jego faktyczne wprowadzenie i tak nie ma ani czasu ani pieniędzy) przełoży się na preferencje wyborców. To zaś, co na o „reformie” myślą sędziowie, prokuratorzy, członkowie komisji kodyfikacyjnych, Krajowa Rada Sądownictwa, czy nawet Helsińska Fundacja Praw Przestępców to się nie liczy. Bo w końcu ich negatywne opinie świadczą tylko o tym, że wdrażanie Wielkiej Reformy napotyka na jak wielki opór Złych Korporantów, Któremu Pan Minister dzielnie się przeciwstawia. A to też można wykorzystać medialnie dla poprawy wizerunku Pana Ministra.

Najnowszy pomysł pi-arowców Pana Ministra K. to „sądy odmiejscowione”, których zadaniem będzie sądzenie chuliganów wszczynających burdy na stadionach. Z grubsza pomysł ten sprowadza się do tego, że danego kibola będzie się sądziło w sali rozpraw urządzonej na stadionie, tyle tylko, że sędziego się na stadion nie zaprosi, bo on będzie w swoim sądzie i będzie sądził przez telekonferencję, spoglądając na oskarżonego z ekranu telewizora ustawionego na stole sędziowskim. Okazję do obejrzenia meczu będzie miał natomiast jego asystent, albo referendarz, którego zaprosi się na stadion by pilnował, czy wszystko jest w porządku. Wszystko będzie szast-prast i chuligan już siedzi. A przy okazji zaoszczędzi się trochę pieniędzy na konwojowaniu oskarżonych do sądu. Wyborcy mogą więc czuć się bezpieczni, i spać spokojnie wiedząc, że oto Pan Minister dba o to, by chuligani, kibole i inne tałatajstwo stadionowe się nie panoszyło i raz-dwa trafiło do więzienia gdzie jego miejsce, a to wszystko nie kosztowało zbyt drogo. I o tym wyborcy powinni pamiętać, gdy będą stawiali krzyżyki.

Oczywiście różni malkontenci zwracają uwagę na to, że taki oskarżony może być pijany, naćpany albo psychicznie podejrzany, że może życzyć sobie obrony przez konkretnego adwokata albo – o zgrozo – nie rozumieć po polsku. Zwracają też uwagę, że jak już dochodzi do burdy na stadionie, to uczestników takowej jest zwykle co najmniej kilkunastu albo i więcej, tak więc jeden stadionowy sędziotelewizor może nie wystarczyć. Ale na to nie ma sensu zwracać uwagi, wszak wszyscy wiedzą, że sędziowie zawsze protestują, gdy chce się ich zmusić do uczciwej pracy. I chwała Panu Ministrowi za to, że zabrał się wreszcie za tych nierobów. Inni ośmielają się też twierdzić, że odległość od stadionu do właściwego sądu to czasem zaledwie paręset metrów i na upartego oskarżonych można by nawet pogonić do sądu na piechotę. No ale przecież jakby oskarżeni mieli być doprowadzani ze stadionu do sądu, to niczym by się to nie różniło od sądów 24-godzinnych wymyślonych ongi przez pi-arowców Pana Ministra Z. więc ten pomysł całkowicie odpada. No bo trudno żeby Pan Minister K. mógł liczyć na poprawę swego wizerunku serwując wyborcom takie odgrzewane kotlety. Bo musiałby przyznać, że pomysł kojarzony z jego konkurentem do stołka nie był taki zły, a to byłoby bardzo niemedialne. Z kolei ci, co pytają po co w takim razie komplikować sprawę i wprowadzać jakąś telekonferencję, gdy można po prostu sędziego przywieźć na stadion to chyba nie rozumieją, że coś takiego trąciłoby komuną i procesami w halach fabrycznych, a to medialnie wyglądałoby bardzo źle. Natomiast przy telekonferencji są punkty i za wymyślenie czegoś nowego i za nowoczesność. A tak w ogóle to niech ci wszyscy krytykanci się nie odzywają, bo protestując przeciwko szybkiemu karaniu chuliganów popierają bandytyzm na stadionach. I to też można wykorzystać medialnie.

Pozostaje mieć tylko nadzieję, że większość tych pomysłów umrze śmiercią naturalną zaraz po wyborach albo zakończy się na „pilotażu”, gdy temat spowszednieje i nie odświeżanie go nie będzie miało wpływu na preferencje wyborców. Bo w sądownictwie można by znaleźć wiele znacznie lepszych sposobów na wydanie kilkuset milionów złotych niż kupowanie kamer i telewizorów. Na przykład remonty budynków, zakup porządnych mebli, zatrudnienie większej ilości pracowników i podwyższenie ich zarobków. No ale niestety to jest niemedialne... więc żadnemu ministrowi na tym nie zależy.