poniedziałek, 16 maja 2011
Świadki
Pewnego razu przeczytałem gdzieś w internecie, że sądy są złe, stronnicze i nieobiektywne, ponieważ opierają się tylko na dokumentach zamiast na zeznaniach świadków. Znaczy, że zdaniem państwa bojowników z bezprawiem świadkowie, w odróżnieniu od dokumentów, to obiektywne źródło prawdy. Ciekawe jest przy tym to, że zapewne ci sami ludzie wypisują także, że głupi sąd skazał ich w oparciu o zeznania fałszywych świadków, gdy mieli oni przecież dokumenty, z których jednoznacznie wynikała ich niewinność tudzież racja. No to więc jak to jest z tymi świadkami?
No cóż... pytałem wielu swoich koleżanek i kolegów co sądzą o dowodzie z zeznań świadków i ich opinie są w zasadzie jednolite. Jest to dowód wątpliwy, niewiarygodny, nieprzydatny a jego przeprowadzanie jest w wielu przypadkach stratą czasu. Bo jedyną prawdą jest to, że wszyscy kłamią. Niektórzy kłamią w żywe oczy, niektórzy jak katarynka powtarzają wyuczony tekst, a inni jeszcze zamiast mówić co wiedzą mówią co myślą. Jeszcze inni starają się mówić tylko to co ich zdaniem wyjdzie na dobre wspieranej przez nich stronie więc mocno koloryzują swe zeznania. Najczęściej zaś mają oni problem z odróżnieniem „swojej” i „cudzej” prawdy. Z odróżnieniem faktów znanych im bezpośrednio od faktów, o których dowiedzieli się on od innych osób. I zeznają, że powód mieszkał razem z matką do jej śmierci, zamiast zeznawać zgodnie z prawdą, że powód mówił im, że mieszka z matką. Albo raczej, że powód zapytał ich, czy zechcą wystąpić w sądzie i zeznać, że on mieszkał z matką.
Pewnego razu w postępowaniu o podział majątku po rozwodzie „on” przedstawił mi pięciu czy sześciu świadków, którzy zeznali, że to nieprawda co mówi „ona” że działkę kupiono za pieniądze ze spadku, bo pieniądze ze spadku to poszły na remont mieszkania. Zeznania złożyli pod przysięgą, były one zgodne, zbieżne, spójne, a jeden nawet oświadczył, iż gotów jest poddać się badaniu na wykrywaczu kłamstw. Oczywiście w odpowiedzi na bezpośrednie pytanie, skąd wiedzą to, co zeznali usłyszałem typowe oświadczenie, że znają strony od lat, że byli z nimi blisko związani, że pomagali przy tym remoncie itp. Po dokładnym przesłuchaniu i zadaniu paru niewygodnych pytań okazało się jednak że tak naprawdę jedyny fakt, jaki mogą oni potwierdzić, to to, że „on” mówił im, że to jest nieprawda co „ona” mówi że działkę kupiono za pieniądze ze spadku, bo pieniądze ze spadku to poszły na remont „jej” mieszkania. Po dalszym przyciśnięciu świadkowie ci ostatecznie przyznali, że wszystko co wiedzą to wiedzą od „niego”. Że on im wszystko wytłumaczył i są przekonani, że on mówi prawdę, no bo faktycznie robili wtedy remont. I faktyczne jakby tak spojrzeć na to wszystko obiektywnie to oni w zasadzie nie wiedzą z jakich pieniędzy kupiono działkę.
Nawiasem mówiąc ustalanie tego faktu skończyło się skargą na mnie, że przerywałem świadkom i nie pozwalałem im się wypowiedzieć. No i oczywiście moje pytania były tendencyjne, sugerujące a zadawałem je „pod uzasadnienie”. Zwłaszcza ten ostatni zarzut pojawia się często w wypowiedziach panów mecenasów, gdy po tym jak sąd przesłucha ich sztandarowego świadka w ten sposób, że wyda się, że ten świadek nic tak naprawdę nie wie tylko powtarza jak papuga to co usłyszał od strony. Albo że on wcale nie opisuje tego co widział, tylko tłumaczy jak to jego zdaniem było, bo całą sprawę zna tylko z opowiadań. Ale nie o to chyba chodzi, by świadek miał prawo w sposób nieskrępowany opowiedzieć sądowi swoją wersję bajeczki o Mężu Pijaku i Biednej Żonie albo o Oddanym Mężu i Rozrzutnej Żonie, tylko o to by ustalić fakty. A tu niestety trzeba czasami brutalnie. Na przykład przerywając pięknie rozwijającą się historyjkę pytaniem dlaczego świadek zapamiętał że to było właśnie 9 czerwca 2003 r. Albo prośbą, by powiedział skąd wie, że ten obraz to był prezent na rocznicę ślubu. Albo poleceniem, by wyjaśnił co rozumie pod pojęciem „wydzwaniać dniem i nocą”. Bo czasami okazuje się wtedy że datę „przypomniał” mu powód przed salą rozpraw, o obrazie powiedziała mu uczestniczka jak pytała go czy będzie zeznawał, a z tym wydzwanianiem to było tak, że pozwany to tak w zasadzie dzwonił dwa razy.
- - -
A poza tym uważam, że powinna być nakładana grzywna za marnowanie czasu sądu poprzez zgłaszanie na świadków osób, które nie mają żadnej wiedzy o faktach istotnych dla rozpoznania sprawy. Może wtedy jeden z drugim mecenas by się zastanowił zanim wniesie o przesłuchanie sześciu budowlańców, którzy dwanaście lat temu budowali dom na okoliczność tego czy za materiały płacił im mąż czy żona i z jakich pieniędzy.