Co jakiś czas pojawiają się nawoływania do likwidacji immunitetu sędziowskiego, uzasadniane tym, że to komunistyczny przeżytek dzięki któremu sędziowie unikają odpowiedzialności za jazdę po pijaku „za co normalny człowiek dawno by siedział”. Ostatnio dziennikarze byli uprzejmi przypomnieć wszystkie takie przypadki z ostatnich dziesięciu lat... w sumie trzy czy cztery. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z organizowaną od pewnego czasu na nagonką na sędziów, którzy ośmielili się sprzeciwiać próbom podporządkowania sądów politykom (bo do tego sprowadza się propozycja nowych przepisów o ustroju sądów powszechnych). Ministerstwo nadal forsuje bowiem swój pomysł uczynienia z sędziów urzędników podległych ministrowi sprawiedliwości. A „reformatorzy” domagający się likwidacji ustrojowych gwarancji niezawisłości sędziego (określanych nie wiedzieć czemu jako „przywileje”) temu przyklaskują nie zdając sobie chyba sprawy z tego jak mocny sznur kręcą na własną szyję.
Ustrojowe gwarancje niezawisłości sędziego: immunitet, zasada nieusuwalności, zakaz swobodnego przenoszenia na inne miejsce służbowe, ustawowe określenie zasad naliczania wynagrodzeń mają jeden wspólny cel – ochronić sędziego przed naciskami z zewnątrz. By nikt nie mógł wywierać na niego presji grożąc wszczęciem postępowania karnego, usunięciem z urzędu, przeniesieniem na drugi koniec Polski, obniżeniem wynagrodzenia. By nikt nie mógł zadzwonić z ministerstwa z informacją dla sędziego, że albo dostrzeże w sprawie ważny interes państwa przemawiający za uwzględnieniem powództwa, albo od przyszłego miesiąca będzie orzekał w sądzie 300 km dalej. By nikt nie mógł usuwać sędziów z urzędu tylko dlatego, że wydane przez nich wyroki były niezgodne z jego celami politycznymi. By sędzia nie obawiał się, że jeżeli orzeknie niezgodnie z tym, co pan premier ogłosił na konferencji prasowej, to po rozprawie zostanie odwiedzony w pokoju przez dwóch smutnych panów z CBA CBŚ, ABW, PCW czy POP którzy założą mu kajdanki w związku z podejrzeniem korupcji, przekroczenia uprawnień czy posiadania czegośtam. Te wszystkie gwarancje domorośli „reformatorzy” chcą zlikwidować, bo „na Zachodzie tego nie ma”. Nie wiem jak jest „na Zachodzie”, i podejrzewam, że owi „reformatorzy” też tego nie wiedzą, co nie przeszkadza im twierdzić, że tam jest lepiej. Ale warto pamiętać, że my nie jesteśmy „na Zachodzie”. Żyjemy w kraju, w którym nawet dzisiaj politycy potrafią publicznie do kamer podważać kompetencje sędziów, którzy wydali niekorzystne dla nich wyroki, tudzież żądać, by sędziowie kierowali się przy orzekaniu „interesem narodowym”. Żyjemy w kraju w którym przestępcom obiecuje się łagodny wyrok w zamian za pomawianie sędziów o korupcję. W kraju w którym środki budżetowe na wynagrodzenia sędziów przez kilkanaście kolejnych lat traktowano jak miejsce, gdzie można spokojnie i bezpiecznie dokonywać cięć budżetowych. Dlatego w Polsce sędziom potrzebne są gwarancje tego, że żaden polityk, nie ważne czy to z lewicy czy z prawicy, czy z partii laickiej czy katolickiej nie będzie mógł wywierać na nich nacisków, nawet gdyby bardzo chciał to zrobić. A gwarancje te potrzebne są po to, by obywatel, który zwraca się do sądu o ochronę swych praw mógł liczyć na to, że sprawa zostanie rozstrzygnięta bezstronnie, a nie po linii partyjnej aktualnie miłościwie panującego ministra sprawiedliwości.