Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 9 lipca 2010

Na urlopie...

Pojechałem sobie do Anglii. Przeznaczyłem tydzień na zwiedzenie praktycznie całego Cambridgeshire i zobaczenie tego, co jest tam do zobaczenia. I jak na razie nieźle mi idzie. 

Zwiedziłem dość dokładnie Cambridge, w tym przepiękną kaplicę King's College i budynki St.John's College. Z łodzi podziwiałem uniwersyteckie mosty, w tym most westchnień i słynny most matematyczny, zaprojektowany podobno przez Izaaka Newtona. Odwiedziłem uniwersytecki ogród botaniczny, w którym Karol Darwin uczył się podstaw botaniki. I z którego wyruszył na podróż życia, z której wrócił z teorią, która wstrząsnęła światem. Wypiłem pintę dobrego piwa w The Eagle Pub, w którym toczyły się ongi dyskusje o strukturze DNA. Wdrapałem się na szczyt wieży uniwersyteckiego kościoła, by spojrzeć z góry na budynek senatu, na który pewnym razem studenci wciągnęli dla kawału samochód. Przystanąłem też na bocznej uliczce, którą na wykłady podążał ongiś Oliver Cromwell, i na innej gdzie swą wiedzę studentom przekazywali James Maxwell i Ernest Rutherford. Być może wśród ludzi mijających mnie na ulicy byli ich następcy, przyszli, a może i aktualni nobliści. Atmosfera tego miejsca, jeżeli patrzy się na nie inaczej niż tylko na na zbieraninę starych budynków jest jedyna w swoim rodzaju.

Początkowo chciałem w tym wpisie napisać o tych wyszystkich genialnych w swej prostocie rozwiązaniach problemów, na które jakoś nikt nie chce u nas wpaść, a które z powodzeniem tu działają. A zebrałoby się tego wiele, jak chociażby owa podwójna żółta linia przy krawężniku jednoznacznie określająca, że tu nie wolno parkować. I nie ma gadania, że drzewo znak zasłoniło, albo że się znaku nie widziało. Ale zdecydowałem. że nie warto. W końcu jestem na urlopie i mogę zostawić poprawianie Rzeczpospolitej innym. Dlatego napiszę o czymś innym, o czymś, na co mało kto, nawet będąc w Anglii nie zwraca uwagi. O skrzynkach pocztowych. 

Wszyscy, którzy swą obecnością zaszczycili brzegi Wysp Brytyjskich kojarzą charakterystyczne skrzynki pocztowe, w kształcie słupków, tak samo czerwonych jak typowe angielskie budki telefoniczne. Moją uwagę przykuła jedna, nietypowa, stojąca przy wejściu do King's  College


Cóż w niej takiego ciekawego? Ano przypatrzmy się bliżej
Zamiast znanego z większości skrzynek monogramu obecnie panującej monarchini (E II R) tu jest inny znak. stylizowane litery V i R. To monogram królowej Wiktorii, panującej w latach 1837-1901 . Oznacza to, że ta skrzynka służy mieszkańcom Cambridge od 100 a może i od 150 lat. I zapewne będzie słuzyć przez kolejne 100 lat, a przynajmniej tak długo, jak długo istnieć będzie tradycyjna poczta. I nie jest to jedyny taki relikt przeszłości, bo kilkaset metrów dalej natrafiłem na to:
Ta niepozorna skrzynka nosi inicjał Edwarda VII, syna Wiktorii, który panował zaledwie przez 9 lat, od 1901 do 1910. Także i ona, od co najmniej 100 lat służy mieszkańcom. Nikt nie toczył z nią wojen. Nikt nie zdrapywał umieszczonych na niej znaków ani nie malował swoich. Nigdy nie była symbolem walki, nadziei czy pamięci. Była po prostu miejscem, do którego wkładano listy. Tylko nakładane co jakiś czas kolejne warstwy czerwonej farby zacierają powoli kontury korony i inicjał monarchy...