Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Przebiegli i niedostępni


Kolejny problem z sądami, jaki się pojawił w ostatnich dniach w przestrzeni medialnej to problem biegłych sądowych, a dokładnie długiego czekania na ich opinie. W zasadzie na ten problem sędziowie zwracali uwagę od lat, temat jednakże jakoś nie przebijał się do mediów i został zauważony dopiero, gdy pewien skazaniec po odsiedzeniu całej kary został wypuszczony na wolność. Ponieważ zaś relacje prasowe na ten temat jak zwykle zawierały tylko to, czego oczekiwali czytelnicy warto by przy tej okazji przyjrzeć się temu jak to naprawdę z tymi biegłymi jest.
 
Załóżmy więc, że trafiła nam się sprawa, gdzie potrzebna nam będzie opinia biegłego lekarza. Żeby wyglądało to ładnie i medialnie powiedzmy więc że oto pan Franciszek został potrącony na pasach, spędził pół roku w szpitalu i teraz pozywa ubezpieczyciela o zapłatę renty "z tytułu zwiększonych potrzeb", bo musi kupować leki, chodzić na rehabilitację itp. Koszty są duże, a że przez ten wypadek pan Franciszek musiał zamknąć swoją firmę to teraz żyje z renty i prac dorywczych ledwo wiążąc koniec z końcem. Ubezpieczyciel natomiast nie chce płacić bo twierdzi, że ich lekarz twierdzi że te leki co pan Franciszek chce brać to są mu niepotrzebne, albo że te dolegliwości na które on je bierze to nie mają nic wspólnego z wypadkiem. Żeby wyjaśnić kto tu ma rację trzeba zatem powołać biegłego lekarza właściwej specjalności by obejrzał dokumenty, zbadał pana Franciszka i wyjaśnił nam co mu jest, jak go trzeba leczyć i ile to będzie kosztowało. Dopuszczamy więc dowód z opinii biegłego lekarza ortopedy, jako właściwego dla połamanych nóg i bolącego kręgosłupa, i w tym momencie zaczynają się nasze problemy.

Może się okazać, że mamy szczęście, i na urzędowej liście biegłych prowadzonej przez prezesa Sądu okręgowego mamy aż trzech ortopedów, co daje nam możliwość wyboru tego, który opiniuje najlepiej. Niestety jednak po paru telefonach do nich zapewne okaże się, że tak dobrze to wcale nie jest. Bo pierwszy oświadczy, że z uwagi na obowiązki służbowe, i znaczną ilość zleconych opinii nie jest w stanie przyjąć nowych, więc prosi żeby zadzwonić tak za trzy miesiące to może się zgodzi. Drugi stwierdzi, że na mocy umowy z prezesem Sądu okręgowego on opiniuje tylko dla wydziału ubezpieczeń społecznych, więc opinii nie przyjmie i już. A trzeci oświadczy że wprawdzie jest ortopedą, ale dziecięcym i specjalizuje się w wadach wrodzonych, więc nie podejmuje się sporządzenia opinii w tej sprawie, bo tu trzeba traumatologa. I co teraz? Ano to samo, co byśmy zrobili gdyby na liście byłby tylko jeden z tych trzech - szukamy gdzie indziej. Kto wie, może jakiś ortopeda z ościennych okręgów zechce przyjąć zlecenie, jeżeli obiecamy mu że nie będzie musiał do nas jeździć, a pacjent pofatyguje się do niego. Jeżeli nie to możemy popytać na uniwersytecie, czasami się zgodzą, jak damy półroczny termin. Są też komercyjne firmy, które zatrudniają lekarzy z kwalifikacjami biegłych, może tam, o ile da się to jakoś zmieścić w procedurę. Kto wie, może się uda.

Załóżmy jednak, że nam się poszczęściło, i udało się wysłać akta do biegłego ortopedy, który zgodził się zrobić opinię w 6 tygodni. Cud niemalże, i zbyt dobre by było prawdziwe. I niestety nie jest. Bo doświadczenie mi mówi, że te 6 tygodni będzie mocno teoretyczne, a wszystko potrwa znacznie dłużej, tak ze dwa razy. Oczywiście należy egzekwować od biegłego terminowe wykonanie opinii. Nadzór to sprawdza i kładzie nacisk. Możemy więc ponaglać biegłego telefonicznie - zapewne odpowie że już lada dzień odda opinię bo mu się komputer zepsuł albo pojechał na kongres i dlatego ma opóźnienie. Możemy go też ponaglić na piśmie i pogrozić mu grzywną. Możemy mu nawet te grzywnę wymierzyć - 500, albo i 1000 zł. Ale co z tego, skoro nam nie chodzi o to, żeby biegły zapłacił, tylko żeby zrobił opinię. Zresztą zanim dostanie odpis postanowienia o grzywnie wysłanego do niego pocztą (przez telefon się nie da) upłynie pewnie ze 2-3 tygodnie. Możemy zażądać żeby natychmiast oddał akta, albo nawet odebrać je policjantami, tyle że to też nam nic nie da, bo nadal nie mamy opinii, a znalezienie innego biegłego jest jeszcze mniej prawdopodobne niż tego pierwszego. Generalnie summa summarum lepiej jest więc czekać aż się biegły zlituje i zrobi opinię niż odbierać mu ją i zlecać innemu, bo to potrwa jeszcze dłużej, a tu człowiek czeka na rentę.

Gdy już biegły, pewnie po jakichś 3-4 miesiącach, odda akta z opinią wcale nie oznacza to, że możemy zacząć się cieszyć z tego, ze oto pokonaliśmy przeszkody i teraz będziemy mieć z górki. Bo niestety po zapoznaniu się z owa opinią może się okazać, że pan biegły ortopeda z ponad 30-letnim doświadczeniem jako biegły sądowy (i 80-letnim doświadczeniem życiowym) jakiś czas temu stracił kontakt z aktualnym nurtem wiedzy medycznej, a być może i nawiązał szczególne relacje z otaczającą go rzeczywistością. Na przykład może on zarówno na piśmie, jak i podczas rozprawy z oddaniem bronić tezy, że zakup "Zestawu Rehabilitacyjnego euroRehab 2000" był jak najbardziej uzasadniony stanem zdrowia powoda, gdyż tego rodzaju zestawy umożliwiają samodzielne wykonywanie zaleconych ćwiczeń bez pomocy rehabilitanta, co wpływa pozytywnie itd... Co zapewne byłoby prawdą, gdyby z akt nie wynikało wyraźnie, że ów "Zestaw Rehabilitacyjny" to tak naprawdę wełniany koc i poduszka wciskane naiwnym przez handlarzy urządzających "prezentacje" w uzdrowiskach. No i co można zrobić z taką opinią takiego biegłego? Z jego kategorycznym wnioskiem, że powód nie musi płacić za rehabilitację, bo przecież ma zestaw do ćwiczeń? Ano cóż, można ją "pominąć", odżałować zmarnowane na nią pół roku i zacząć całą zabawę od początku. Czyli od szukania biegłego, który się zgodzi przyjąć zlecenie...

Winą za problemy z przeprowadzaniem dowodów z opinii biegłych, opóźnienia, mierną niekiedy jakość opinii, zwykle obciążani są sędziowie. Bo niestety jakoś tak jest, że zapewnienie sprawnego funkcjonowania sądów to w tym kraju jest wyłącznie obowiązek sędziów, zaś zadaniem polityków z Ministerstwa Sprawiedliwości jest wyłącznie pochylanie się z troską i zapowiadanie wyciągnięcia konsekwencji, gdy sędziom się to nie uda. Nie twierdzę oczywiście, że wszystkie opóźnienia i inne problemy z opiniami biegłych są spowodowane przyczynami niezależnymi od sędziów. Owszem zdarza się i tak, że to sędzia czegoś nie dopilnuje, nie wykorzysta wszystkich możliwości itp. czy to z przyczyny przeciążenia pracą, niedostatecznego wsparcia ze strony sekretariatu, czy zwykłego lenistwa, nieróbstwa lub niekompetencji (tak jest, tacy też są). Ale to nie zmienia faktu, że problem ma charakter systemowy i wynika z niedostatku sił i środków niezbędnych dla zapewnienia prawidłowego funkcjonowania tej sfery działalności sądów. Mówiąc obrazowo wygląda to tak jakby kazać mechanikowi naprawiać samochody, nie dać mu niezbędnych do tego narzędzi, a potem obwiniać go za długotrwałość i niską jakość napraw, przypominając mu ciągle ten jeden przypadek, gdy faktycznie zaspał do pracy albo zapomniał o dokręceniu jakiejś nakrętki.

Gdzie zatem tkwi problem? No cóż. Po pierwsze problemem jest to, że jest za mało biegłych. Po drugie problemem jest to, że nie ma skutecznego systemu weryfikacji kompetencji biegłych. Po trzecie zaś nie ma skutecznych środków egzekwowania terminowości sporządzania opinii jak i ich jakości. Problemów tych nie da się przy tym zlikwidować przez wzmocnienie nadzoru, nałożenie nowych obowiązków na sędziów, stworzenie nowych rozwiązań informatycznych, czy uchwalenie nowej ustawy, która nic w zasadzie nie zmienia. Od stworzenia centralnej ogólnokrajowej listy biegłych z pewnością bowiem biegłych nam nie przybędzie, zaś jedynym skutkiem szerszego stosowania sankcji skreślenia z listy będzie to, że biegłych będzie jeszcze mniej. Tu potrzebna jest praca systemowa, odszukanie źródła problemu, postawienie celu i opracowanie na tej podstawie rozwiązań, które pozwolą go osiągnąć. Tego zaś nie da się zrobić bez wsłuchania się w uwagi tych, którzy z działaniem obecnego systemu mają dziś do czynienia na co dzień, i nie mam tu na myśli przesłania do sądów gotowego projektu ustawy o biegłych sądowych z terminem na zgłoszenie uwag do jutra do 12:00. 

Wielkich nadziei na poprawę sytuacji jednak nie mam. Zrobienie czegoś sensownego wymagałoby bowiem wyłożenia dużych pieniędzy, bo trudno oczekiwać, że lekarz specjalista będzie chętny sporządzać opinie dla sądu, który zapłaci mu 30 zł za godzinę. A pieniędzy w budżecie państwa przecież nie ma, bo budżet ma wiele znacznie pilniejszych wydatków, jak np. dotowanie nierentownych kopalń czy wspieranie opozycji na Ukrainie. No i nie można by wtedy organizować konferencji prasowych na których wystąpi się w charakterze dobrego cara i ogłosi, że zażądało się wyjaśnień, że wyciągnie się konsekwencje, i zrobi wszystko żeby to się nie powtórzyło. A z tego panowie politycy  piastujący urząd ministra sprawiedliwości nie zrezygnują, zwłaszcza że złe działanie sądów nie uderza w nich bezpośrednio a na ogłaszaniu "reform" zawsze mogą zyskać. Zwłaszcza, że konsekwencje nieprzemyślanej reformy też mogą zwalić na leniwych sędziów, po czym ogłosić kolejną reformę, polegającą na poprawieniu błędów w poprzedniej reformie i zapisać na swe konto kolejny sukces w dążeniu, by obywatelom żyło się lepiej.