Po pierwsze bardzo poważnym problemem stającym na przeszkodzie dochodzeniu należności jest to, że z jakiegoś powodu sądy życzą sobie, żeby podać im adres dłużnika. No a jak się okaże, że ten adres z faktury to nieaktualny jest to nie chcą wydawać wyroku i jeszcze żądają, żeby to sam Przedsiębiorca szukał tego dłużnika. A on przecież nie ma czasu! On biznes musi prowadzić! No i w dodatku jak próbuje go ustalać w urzędzie to każą mu płacić! Skandal! Jak sądowi potrzebny jest jakiś „pozwany” to niech go sobie sam znajdzie! Jakoś komornicy ich przecież znajdują! A tak w ogóle to po co ich szukać? Jeszcze będą dranie robili problemy, na przykład twierdząc, że wcale nie są nic winni, albo że roszczenie się przedawniło. Dłużnika o wyroku powinien powiadamiać komornik. Najlepiej jednocześnie z wyegzekwowaniem należności. Co zresztą będzie stanowiło tylko usankcjonowanie dziś już istniejącej praktyki, że jako adres pozwanego można podać dowolnie wybrany adres, bo wtedy nakaz się uprawomocni „na awizie” i nie będzie problemów ze sprzeciwami i takimi tam.
Drugą poważną przeszkodą, którą trzeba jak najszybciej zlikwidować, jest to, że sądy żądają od Przedsiębiorców jakichś dowodów. To musi się skończyć, bo to przecież oznacza, że sądy traktują przedsiębiorców jak oszustów. Powinno się wprowadzić zasadę, że Przedsiębiorcom sądy wierzą na słowo, i jak Przedsiębiorca mówi, że pieniądze się należą, to już nic więcej nie powinno być sądowi potrzebne. A jak sąd nie wierzy, to niech sam sobie szuka dowodów, pościąga je od innych osób i urzędów, to się przekona. Albo niech przyśle biegłego, który przyjdzie do biura Przedsiębiorcy i tam poszuka sobie odpowiednich dokumentów które przekonają sąd, że te pieniądze Przedsiębiorcy się należą. Tylko szybko, żeby Przedsiębiorca nie musiał za długo czekać, bo przecież on też ma rachunki do płacenia! Tak jak dzisiaj jest w e-sądzie – pisze się, że jest faktura (albo że możliwe, że jest faktura) i sąd klepie nakaz. Bardzo nowocześnie i sprawnie. I proobywatelsko!
No dobra. Pośmialiśmy się, a teraz na poważnie. Z całym szacunkiem dla Przedsiębiorców, Którzy Swoimi Podatkami Finansują Moją Pensję taka wersja „sądów dla obywatela” mi nie odpowiada. I nieważne w jak dużym procencie roszczenia są słuszne i jak jest „na zachodzie”. Nadal stoję na stanowisku, że proces przed sądem powinien się toczyć pomiędzy dwiema osobami, a nie pomiędzy przedsiębiorcą i fakturą. Że pozwany powinien być rzeczywiście powiadomiony o tym, że jest rozprawa w sądzie, i to powiadomiony fizycznie, faktycznie i on osobiście, a nie przez podwójne awizo na adres, pod którym listonosz nie zastał nikogo, kto mógłby powiedzieć, że taki tu nie mieszka. Że powód powinien sam zgromadzić i przedstawić sądowi dowody, a nie ograniczać się do wskazania, gdzie sąd może sobie poszukać dowodów. Bo sądy nie zostały ustanowione po to, by chronić interesy wierzycieli, one istnieją także po to, by chronić rzekomych dłużników przez bezzasadnymi roszczeniami.
Chciałbym, żeby wszyscy ci, którzy nawołują do tego, by sądy były „dla obywateli” zrozumieli, że „obywatelami” są nie tylko wierzyciele, ale i dłużnicy. Czy raczej osoby, których powodowie określają jako dłużników. Sąd „dla obywatela” nie może zatem oznaczać sądu w którym można łatwo uzyskać wyrok zasądzający dochodzoną należność. Sąd musi zapewniać dokładnie taką samą ochronę i jednej i drugiej stronie sporu. Bo to spór, a nie roszczenie jest istotą postępowania przed sądem. Powinni też zapamiętać, że sąd nie jest od pomagania komukolwiek i wyręczania kogokolwiek w czymkolwiek. Bo sąd, który pomaga jednej ze stron jest sądem stronniczym. Na ołtarzu sprawności, szybkości i usprawnienia dochodzenia roszczeń nie wolno poświęcać praw stron do uczciwego procesu i bezstronnego rozpoznania sprawy. Bo jeżeli to nastąpi to nie będzie już sądów, tylko urzędy d/s wydawania wyroków. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.