Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 7 lipca 2017

Naga transparentność

 
Wyobraźmy sobie, że istnieje gdzieś kraj, zupełnie nie podobny do żadnego znanego nam kraju, a nawet jeśli to podobieństwa są wyłącznie przypadkowe. Niektórzy twierdzą, że graniczy on od północy z San Escobar, inni że znajdziemy go na zachód od Wysp Bambuko. To jednak nie jest istotne, bo przecież takiego kraju nie ma. Ale gdyby był to nie można wykluczyć, że pewnego dnia pewien minister rządu tegoż kraju zapowiedziałby, że należy wreszcie zrobić porządek z tymi ciągle chorującymi urzędnikami. Bo naród  oczekuje, że będą oni ludźmi zdrowymi, gotowymi do pracy, i myślącymi przy podejmowaniu decyzji o interesie obywatela, a nie o bolących plecach.

Po tej zapowiedzi podniosły się głosy, że ze zdrowiem urzędników to wcale nie ma aż tak wielkiego problemu jak pan minister sugeruje. Bo owszem zdarzają się przypadki że ktoś z powodu choroby nie może wykonywać obowiązków, ale wcale nie aż tak często. Wskazywano, że są przecież komisje lekarskie które sprawdzają stan zdrowia urzędników, ci poddawani są regularnym badaniom okresowym, i jak tylko jest jakieś podejrzenie to zaraz się działa. Ale minister pozostał przy swoim i przy poparciu swej partii, prasy i telewizji ogłosił projekt ustawy zgodnie z którym wszyscy urzędnicy w kraju będą obowiązani zrobić sobie zdjęcie nago i wywiesić je w urzędzie. Żeby każdy obywatel mógł na tej podstawie ocenić, czy urzędnik jest zdrowy czy nie.

Ogłoszenie tego projektu wywołało oczywiście wielką falę dyskusji. Sami urzędnicy stwierdzili że pomysł jest absurdalny, bo przecież są już regularnie badani przez lekarzy, a jedynym skutkiem opublikowania ich nagich zdjęć będzie całkowite odarcie ich z prywatności. Bo przecież tylko na podstawie tego, jak ktoś wygląda nie da się ocenić czy jest zdrowy, o tego potrzebne są jeszcze wyniki badań, wiedza o dotychczasowym stanie zdrowia, i w ogóle wiedza specjalistyczna - czyli to, co mają ci, co już ich badają. Z drugiej strony  prominentni przedstawiciele organizacji pozarządowych i innych think-tanków głosili, że taka transparentność wzmocni legitymizację władzy urzędników, bo każda transparentność zwiększa legitymizację władzy, ponieważ zwiększa, gdyż transparentność jest konieczna. Naród zaś wypowiedział się zbiorowo, że jeśli urzędnicy nie chcą opublikować swoich zdjęć to znaczy że coś ukrywają, a więc tym bardziej należy ich do tego zmusić. Bo ludzie mają prawo wiedzieć, czy ci co rozpatrują ich sprawy są zdrowi czy nie, zwłaszcza że ta urzędnicza kasta ostatnio poczuła się bardzo ważna, i nie rozumie potrzeb zwykłego człowieka.

Ustawę więc uchwalono, i nadszedł ten dzień, gdy na tablicach ogłoszeń w urzędach zawisły galerie nagich zdjęć urzędników. Naród się z nimi zapoznał, i wypowiedział, jak mu w duszy grało. Jedni wyrazili swe oburzenie tym, że ten czy tamten urzędnik taki gruby, podczas gdy on sam ledwo wiąże koniec z końcem, niedojada i od tego żebra mu sterczą pod skórą. I jak to może tak być że urzędników stać na tyle jedzenia żeby tak się spaść. Inni stwierdzili autorytatywnie, że jak ten czy tamten urzędnik jest taki blady to ma anemię, a ten z krostami to pewnie jakąś wstydliwą chorobę, i że inspekcja zdrowia powinna sprawdzić jak to z nim jest, bo zdrowy człowiek to tak nie wygląda. Ewentualnie, że ten to coś za zdrowo wygląda, więc wiedząc że będzie musiał się sfotografować pewnie zrobił sobie zawczasu liposukcję i makijaż permanentny, więc inspekcja zdrowia powinna sprawdzić cwaniakowi dokumentację medyczną, to się okaże że jest chory. Generalnie zatem wszyscy, co wiedzieli, że urzędnicy są co do jednego chorzy uzyskali dowód potwierdzający ich przekonania, bo skoro taki urzędnik na zdjęciu wygląda na chorego, znaczy jest chory, a jak wygląda na zdrowego, to znaczy że udaje, bo oni wszyscy są chorzy.
 
Gdy jednak przeszła już pierwsza fala emocji coraz większa ilość komentujących zaczęła zwracać uwagę, że faktycznie na podstawie samego nagiego zdjęcia to nie da się ocenić, czy ktoś jest chory, i żeby wyciągnąć jakieś wnioski trzeba by mieć dostęp do wyników badań laboratoryjnych i innych informacji o stanie zdrowia, albo przynajmniej do zdjęcia z poprzedniego roku, żeby zobaczyć czy coś się zmieniło czy nie, więc najlepiej żeby to lekarze sprawdzali. Wielu zdziwiło się wtedy, gdy im powiedziano, że lekarze już to sprawdzają i to od lat, bo urzędnicy byli cały czas badani, a jedyną różnicą było to, że odbywało się to w zaciszu gabinetów. Wielu zaczęło też pytać, jaką w końcu korzyść społeczeństwo osiągnęło z upokorzenia swoich urzędników, bo wygląda na to, że wcale nie są oni bardziej chorzy niż cała reszta społeczeństwa. Padły pytania, czy transparentność to naprawdę to samo co ekshibicjonizm, i czy przypadkiem obowiązek poddania się regularnym badaniom lekarskim nie wystarczy. I jaki był w ogóle cel tego wszystkiego...
 
A urzędnicy? A urzędnicy nadal wiszą nago na tablicach. W imię transparentności.