Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 6 lipca 2012

Lato, lato wszędzie...

Nadeszło prawdziwe lato. Upalne i burzowe. I jak co roku w pracy zacząłem widywać to:

Tak jest, ten termometr, wiszący w moim służbowym pokoju wskazuje +32 stopnie. Przy wilgotności wynoszącej około 60% daje to warunki jak w tropikalnej dżungli. Może otworzyć okno? Niby można, ale co to da? Okno wychodzi tuż nad nagrzanym dachem więc na zewnątrz powietrze jest jeszcze gorętsze. Termometr za oknem wskazuje +36 stopni. Zresztą samo otwarcie okna nic nie da – musiałby być przeciąg, żeby powietrze z zewnątrz dostało się do środka. A na to niestety nie ma co liczyć, bo na korytarzu nie ma okien i powietrze jest tak samo gorące. Zresztą nie bardzo odpowiada mi prowadzenie polityki „otwartych drzwi”, bo niestety korytarz służy za poczekalnię dla interesantów, co nie sprzyja skupieniu. I bynajmniej nie chodzi mi o to, że wstydzę się tego, co robię w pokoju, ale nie do końca jestem zainteresowany wysłuchiwaniem jak to sąd jest w zmowie z miastem, bankiem i telekomunikacją celem odebrania pewnej pani mieszkania za żydowskie pieniądze.

Czy zwracałem się drogą służbową o zaradzenie temu? Ależ oczywiście, indywidualnie i grupowo. Odpowiedź jest zawsze taka sama. Na montaż klimatyzacji (do zainstalowania której budynek został przystosowany – są odpowiednie instalacje) nie ma szans bo nie ma pieniędzy, a poza tym sąd ten budynek tylko wynajmuje więc na wszelkie inwestycje musi się zgodzić właściciel. A tak w ogóle to dostaliśmy wiatraki, i to powinno wystarczyć. Może i powinno, ale nie wystarcza, bo niestety od mielenia powietrze nie stanie się ani chłodniejsze ani mniej wilgotne. Zezwala się też w okresie upałów na wcześniejsze wyjście do domu – tyle tylko że przy zadaniowym czasie pracy to mnie nijak nie urządza, bo do domu to ja sobie mogę iść w każdej chwili, ale mam robotę to zrobienia. Ach faktycznie, byłbym zapomniał. Dostajemy też przydział 6 butelek wody mineralnej na głowę co dwa tygodnie. Chwali się to, chwali, tyle tylko że to nic nie daje. Bo jest różnica pomiędzy pracą fizyczną w upale, a pracą umysłową w upale, gdzie problemem wcale nie jest odwodnienie tylko spadek sprawności intelektualnej. W upale po prostu ciężko się myśli, a na to nie pomoże ani woda mineralna (w dodatku o temperaturze pokojowej bo nie ma lodówki) ani też dmuchanie wiatrakami. Tu potrzebne jest stworzenie odpowiedniego mikroklimatu w pomieszczeniu, na który składa się i odpowiednia temperatura i właściwa wilgotność powietrza. A tego, w pomieszczeniach zbudowanych jak termosy (gips-karton z każdej strony) bez klimatyzacji zrobić się nie da.

Tak, rozumiem że jest kryzys, trzeba oszczędzać i nie ma pieniędzy na takie fanaberie jak klimatyzacja w pokojach sędziów. Trudno. Najwyżej parę spraw będzie się toczyło parę miesięcy dłużej, bo zmęczony afrykańskim klimatem w pokoju nie zauważę czegoś istotnego w aktach, i na przykład będę przeprowadzał zbędne dowody, które powinienem oddalić. Może być też tak, że wyczerpanie upałem sprawi, że nie będzie mi się chciało drążyć problemu, więc przyjmę najprostsze możliwe rozwiązanie, alby tylko mieć to już za sobą. Jestem tylko człowiekiem. Aktualnie siedzę nad skomplikowaną, wielowątkową sprawą o dział spadku, jak sądzicie jaki wpływ ów upał będzie miał na moją zdolność do analizowania dowodów i wyciągania wniosków? Jak długo będę w stanie skoncentrować się na problemie zanim moje myśli odpłyną w stronę „kończmy to i idźmy do domu, bo tam jest przynajmniej chłodniej”? Na jak długo wystarczy mi w tym upale poczucia obowiązku i zapału do pracy? Tego poczucia obowiązku, które każe mi przygotować się porządnie do rozprawy, wynotować pytania do świadków, opracować koncepcję dalszego postępowania, a nie tylko szukać tylko pierwszego możliwego powodu żeby ją odroczyć na za trzy miesiące?

Zapewnienie sędziom odpowiednich warunków pracy nie ma na celu tego aby sędziom było wygodnie. Nie chodzi tu też o to, że państwo winno dbać o to, by sędziowie nie mieli gorąco w pokojach. Tu chodzi o to, że obowiązkiem wszystkich władz państwowych jest zapewnienie obywatelom możliwości faktycznej realizacji przez nich prawa do sądu. A zatem także tego, żeby ich spraw nie sądzili sędziowie wyczerpani upałem, którzy mają dość wszystkiego i myślą tylko o tym, żeby pójść do domu. Mam nadzieję, że w końcu ktoś „tam, na górze” się ocknie i to dostrzeże.