piątek, 18 maja 2012
Taka gmina...
W pewnym mieście był sobie szpital. Ordynatorem był w nim doktor Domek, który był bardzo dobrym lekarzem. Doktor Domek uważał, że jego jedynym zadaniem jest leczenie chorób, więc wystarczyło by pacjent przyszedł do niego i powiedział, że coś go boli, a doktor Domek zrobił wszystko by dowiedzieć się dlaczego tak jest i dobrać właściwą w tym przypadku terapię. Wysyłał więc pacjentów na wszelkie możliwe badania, by nie przeoczyć żadnego symptomu, bo wiedział, że pacjenci czasami wstydzą się o czymś mówić. No i że niestety czasami kłamią. I to wszyscy. Lubili doktora Domka lekarze z miejscowych przychodni, bo wiedzieli, że nawet jeśli oni sami nie będą wiedzieli co dolega ich pacjentom, to w szpitalu doktor Domek i tak wszystko dokładnie zbada, wyręczając ich w postawieniu diagnozy. Lubili go też pacjenci, choć z czasem dało się słyszeć coraz więcej narzekań na to, że całe to leczenie trwa bardzo długo, że miesiącami czeka się na badania, a potem znowu miesiącami na wizytę u doktora Domka, a przez ten czas ciągle boli. No i co chwile słychać było, że u kogoś tam doktor Domek ustalił w końcu co mu dolega, ale trwało to tak długo, że już nic się mu pomóc nie dało. Z roku na rok pacjenci czekali coraz dłużej, z czasem nawet i na pierwszą wizytę trzeba było czekać ponad rok, a po tym czasie nie raz okazywało się, że pacjentowi nie jest już potrzebny lekarz, tylko ksiądz.
W końcu Rada Gminy postanowiła coś z tym wszystkim zrobić. Zwołano więc specjalne posiedzenie, na które wezwano doktora Domka, by tenże się wytłumaczył z tej przewlekłości. Doktor Domek narzekał, że ma za dużo pacjentów a za mało czasu, a w dodatku za mało pracowników, za niski budżet i za mało łóżek w szpitalu. A tak w ogóle to rada gminy nawprowadzała ostatnio tyle programów profilaktycznych, że teraz zamiast leczyć chorych zajmuje się głównie oglądaniem zdrowych i przybijaniem im pieczątek w książeczkach. A jak chcą, żeby było lepiej to muszą wysupłać więcej pieniędzy na powiększenie obsady i rozbudowę szpitala. Rada Gminy sugestię przyjęła, ale postanowiła poszukać innego rozwiązania. No i się znalazło. Swe usługi zaoferował Radzie inny lekarz, doktor Zielonka, który obiecał, że on wszystko zorganizuje tak, żeby pacjenci byli załatwiani szybko a kolejki zostały całkowicie zlikwidowane i to znacznie taniej, niż proponuje doktor Domek. Zrobiono go więc szybko ordynatorem i doktor Zielonka zabrał się do porządków.
Zmiany były wręcz rewolucyjne. Skończyło się przychodzenie i mówienie „o, tu boli, niech mi pan doktor pomoże”. Odtąd pacjenci mieli przychodzić do szpitala z kompletem wyników badań, i najlepiej z wstępną diagnozą i sugestiami co do terapii. A doktor Zielonka te wyniki oglądał i na ich podstawie decydował, czy pacjent faktycznie jest chory, czy to symulant. Kolejki faktycznie się skróciły, bo jak już ktoś zdołał przekonać doktora Zielonkę, że jest chory to leczony był raz-dwa. Narzekali jednak na nowe porządki lekarze w przychodniach, mówiąc, że doktor Zielonka odsyła ich pacjentów tylko dlatego, że nie mają zrobionego badania moczu, chociaż sam bez problemu mógłby to badanie zlecić i przeprowadzić w szpitalu. A co gorsza żąda, żeby wszystkie wyniki pokazać mu od razu i nie zgadza się na żadne donoszenie brakujących kwitów później. Narzekali też na niego pacjenci, że doktor nie chce im pomagać, tylko odsyła do przychodni, że każe im samym robić badania, a to przecież kosztuje. No i że kiedyś ludzie umierali bo nie mogli się doczekać wizyty u doktora Domka, a teraz umierają bo nie potrafią przekonać doktora Zielonki, że są chorzy. No i znowu zebrać się musiała rada gminy, i coś z tym problemem zrobić, bo wybory za pasem, a wyborcy niezadowoleni. Wezwano więc doktora Zielonkę i kazano mu się tłumaczyć.
Doktor Zielonka bronił swego stanowiska twierdząc, że on jest tylko od leczenia a nie od badania, bo od badania to są lekarze w przychodniach. I że głównym problemem za czasów doktora Domka było to, że łóżka w szpitalu zajmowali ludzie, którymi powinni zajmować się lekarze w przychodniach, a przez to naprawdę chorzy musieli czekać na swoją kolejkę. Odpierając zarzuty, że odsyła pacjentów tylko dlatego że nie mieli jakiegoś badania stwierdził, że zrobienie właściwych badań powinno być problemem lekarza w przychodni, bo w końcu on bierze za to pieniądze, więc nie ma powodu, by przy robieniu tych badań wyręczał się szpitalem. A to że wielu mieszkańców nie stać na wizytę u prywatnego lekarza to nie jest jego problem, bo on wszystkich pacjentów traktuje tak samo, i biednych i bogatych. I to Gmina powinna zadbać o to, by każdy miał zapewniony dostęp do lekarza, a nie oczekiwać od niego, że będzie się bawił w lekarza pierwszego kontaktu. A tak w ogóle, to niech się zdecydują, czego chcą, bo jak się wydaje to powierzyli mu to stanowisko, bo nie odpowiadały im metody doktora Domka. I że jeżeli sobie życzą, to on może zmienić swoją praktykę, ale w takim razie niech przygotują się na kolejki, kolejki i więcej kolejek. Albo niech szykują pieniądze na nowe etaty, nowe skrzydło szpitala i koszty przeprowadzania badań.
Rajcy stanęli przed trudnym wyborem. Albo wrócić do metod doktora Domka i wydać mnóstwo pieniędzy na rozbudowę szpitala i zatrudnienie kolejnych lekarzy i pielęgniarek, albo posłuchać doktora Zielonki i wydać mnóstwo pieniędzy na zapewnienie mieszkańcom szerokiego dostępu do lekarzy pierwszego kontaktu. A co ostatecznie zrobili? Ano uznali, że źródło problemu leży w tym, że tym leniwym doktorom nie chce się pracować, więc albo każą pacjentom długo czekać, albo szybko ich odsyłają z kwitkiem bez wnikania w ich problemy. Rada Gminy wprowadziła więc w szpitalu system kontroli, nadzoru, wprowadziła system rozwoju zawodowego lekarzy oraz poleciła jednemu z członków rady sprawowanie zewnętrznego nadzoru nad całym szpitalem, żeby miał oko na tych nierobów. Jednocześnie ogłosiła o zamrożeniu budżetu szpitala na następne kilka lat, i wstrzymaniu w związku z tym doktorowi Zielonce podwyżki pensji a także zapowiedziała likwidację wszelkich dodatków, jakie mu zagwarantowano w kontrakcie. Oczywiście z uwagi na kryzys. A pacjenci? A kogo oni obchodzą, przecież do wyborów jeszcze szmat czasu...