wtorek, 26 października 2010
Szkodniki sądowe - część 4 - Prawniaki
Prawniaki są często występującymi szkodnikami sądowymi, choć ich działalność jest bardziej uciążliwa niż szkodliwa. Szkodzą one bardziej stronom postępowań niż samemu sądowi. To co charakteryzuje prawniaków to ich wewnętrzne przekonanie, że znają się na prawie i świetnie sobie w sądzie poradzą. Co więcej są w stanie pomagać innym udzielając im porad i sporządzając dla nich pisma. Niektóre prawniaki działają we własnym imieniu, na swoją rzecz albo jako pełnomocnicy, inni zaś pozostają w ukryciu jedynie podrzucając swe pisma niczego się nie spodziewającym stronom i zachęcając je do wnoszenia ich do sądu. I wielu to czyni, bo pisma prawniaków na pierwszy rzut oka wyglądają wspaniale. Są w nich odwołania do przepisów krajowych i europejskich, do orzecznictwa i wielostronicowe rozważania prawne. Wygląda to prawie jak fachowo napisane pismo procesowe. Tyle tylko, że prawie robi wielką różnicę, bo po dokładniejszej analizie wyraźnie widać, że jego autor nie do końca rozumie co pisze.
Także i w tym przypadku wyróżniamy wiele gatunków prawniaków, różniących się poziomem wyrafinowania i źródłem posiadanej wiedzy. Najczęściej zaś z nich występują prawniak samouczek i prawniak doradczak
Prawniak samouczek
Prawniak samouczek zwykle nie ma wykształcenia prawniczego, lub takowe posiadał dawno temu i wszystko już zapomniał. Swe działania opiera więc na lekturze kodeksu (niekoniecznie właściwego), oraz porad prawnych publikowanych w Internecie i w rubrykach „prawnik radzi” w ulubionej kolorowej gazecie. Skanuje on tekst w poszukiwaniu słów kluczowych, po czym przepisuje pasujący przepis lub akapit do swego pisma, bez głębszego zastanowienia czy cytowanie go ma w tym przypadku sens. Jego pisma przypominają więc wyciąg z kodeksu, jest w nich wszystko co choćby minimalnie kojarzy się ze sprawą. Broniąc się przed egzekucją zgłosi więc wszystkie przewidziane prawem roszczenia, bez oglądania się na to, że niektóre z nich wzajemnie się wykluczają. Będzie wnosił liczne a oczywiście bezzasadne wnioski procesowe, czasem zacytuje też orzeczenie Sądu Najwyższego, które albo w sposób oczywisty nie dotyczy jego sprawy albo wręcz podważa jego twierdzenia. I będzie mocno zdziwiony, gdy sąd „odrzuci” wszystkie jego argumenty
.
Prawniak doradczak
Prawniak doradczak uważa się za wybitnego specjalistę w dziedzinie prawa, bo przecież je studiuje, albo niedawno studiował. Dlatego oczywiście podejmie się rozwiązania problemów rodziny, znajomych a nawet zwykłych ludzi, na pohybel korporacjom. On jest młody, zdolny, nie uwikłany i on im pokaże! Pisma wychodzące spod jego palców jak królewska szata złotem ociekają więc cytatami z orzeczeń Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, a czasem nawet i trybunałów międzynarodowych. Wśród linii tekstu wiją się cytaty z komentarzy, glos i artykułów, które wyszły spod pióra najbardziej szacownych przedstawicieli doktryny. Ale jak weźmie się to pismo, i obedrze z tych wszystkich ozdobników to okazuje się, że pod spodem nic tak naprawdę nie ma. Że cała ta wspaniała szata nie trzyma się kupy, bo brakuje nie tylko nici, ale czasem i sporych kawałków materiału. Że rękawy przyszyte są w zupełnie niewłaściwym miejscu. Że gdy z jednej strony wiszą całe kłęby koronek i ozdób z drugiej widać gołą.... hm... rękę. Bo cóż z tego, że rozważania zajmują cztery strony, jak całą tę argumentację można rozbić przez zaprzeczenie jednemu zasadniczemu faktowi, na który prawniak nawet nie zwrócił uwagi. Co z tego, że rozważanie poparto cytatami z dziesięciu orzeczeń Sądu Najwyższego, gdy dowodzona w ten sposób okoliczność jest absolutnie nieistotna, lub druga strona jej nie kwestionuje. Cóż z tego, że argumentacja ładnie wygląda na papierze, gdy w drzazgi rozbija ją samo zacytowanie przepisu Te kwestie pozostają jednakże poza zakresem pojmowania prawniaka, którego cechuje bezgraniczna wiara w swą nieograniczoną wiedzę i wyższość nad innymi. Nigdy także nie dopuszcza on do siebie możliwości, aby porażka była wynikiem popełnionych przez niego błędów, co najwyżej uznaje się za ofiarę prześladowań z racji swej wyższości.
Działalność prawniaków, jak wskazano na wstępie, przynosi szkody raczej im samym, lub osobom, które powierzyły im zajmowanie się ich sprawami. Nieudolność prawniaka może bowiem skończyć się przegraną w procesie w skutek nie zgłoszenia właściwego zarzutu albo nie wykazania jednej z przesłanek dochodzonego roszczenia. Albo z uwagi na to, że powództwo od samego początku było oczywiście bezzasadne, a argumentacja przytoczona na jego poparcie była tylko pseudoprawniczym bełkotem. Problem w tym, że winą za taki skutek prawniaki często obarczają sąd, który „bezzsadnie” oddalił wnioski dowodowe, „błędnie” pominął istotne argumenty czy nie rozważył „zasadniczych” zarzutów. Jaka jest na to rada? Tylko upowszechnienie dostępu do naprawdę fachowej, a nie amatorskiej pomocy prawnej. Przy czym o fachowości nie świadczy posiadanie kancelarii i pieczątki z napisem „prawnik”. Posiadanie togi zresztą także nie.