Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 14 czerwca 2017

Klątwa starego Chińczyka


No cóż. Tak jak przewidywałem reakcją czynników odpowiedzialnych na informacje o możliwej potrzebie wypuszczania skazanych za alimenty była najpierw negacja, czyli że takich przypadków nie ma. Bo nie było tak, żeby ktoś był skazany za niepłacenie alimentów, których wysokości nie stwierdzono wcześniej w wyroku czy w ugodzie. Gdy zaś zwrócono uwagę, że chodzi tu o to, że nie wszyscy mają w wyroku skazującym wpisane, że uchylili się od obowiązku wynikającego z wyroku dowiedzieliśmy się że sądy źle robią, bo nie powinny czytać tylko wyroku, ale zajrzeć też do uzasadnienia albo i do akt postępowania.  

Gdy pytałem znajomych karnistów co oni sąd o twierdzeniu, że sąd powinien badać akta sprawy, by ustalić z czego wynikał obowiązek alimentacyjny za uchylanie się od którego danego człowieka skazano, to reakcję większości z nich można by sprowadzić do pytania: "że co???". Postanowiłem więc poszperać głębiej i zobaczyć jak to jest z tym zatarciem skazania, i za co ono jest zacierane. Sięgnąłem więc do źródła i do przepisu art. 4 §4 kk, który stanowi:
 
§ 4. Jeżeli według nowej ustawy czyn objęty wyrokiem nie jest już zabroniony pod groźbą kary, skazanie ulega zatarciu z mocy prawa.

Czyli rozważania należało zacząć od odpowiedzi na pytanie co oznacza w tym przypadku "czyn objęty wyrokiem"? Właśnie "czyn objęty wyrokiem", a nie "czyn popełniony", czy też "czyn za który skazano", bo pierwsze czego uczy się student prawa to to, że różne określenia używane  w przepisach mają z zasady różne znaczenia. Co decyduje o tym jaki czyn wyrokiem "objęto" a jaki nie? 

Sięgając do przepisów o wyrokach zawartych w kodeksie postępowania karnego znajdziemy tam (art. 413 §2 pkt 1) że wyrok winien zawierać "dokładne określenie przypisanego oskarżonemu czynu oraz jego kwalifikację prawną". Przypisanie czynu to zaś jasne określenie za co konkretnie skazujemy oskarżonego, to jest co takiego on zrobił (lub nie zrobił, choć powinien) że naruszył w ten sposób ustawę karną. Jak skazujemy za kradzież, czyli zabranie w celu przywłaszczenia cudzej rzeczy ruchomej należy tam napisać że zabrał, co zabrał, że to nie było jego, i że chciał zatrzymać dla siebie. To wszystko są bowiem tzw. znamiona czynu zabronionego, czyli to co decyduje czy to co ten człowiek zrobił było zabronione czy nie. I o ile sądy (zwłaszcza odwoławcze) są w zasadzie zgodne co do tego, że nie ma potrzeby posługiwania się w opisie przypisanego czynu dokładnie takimi samymi słowami jak użyte w przepisie ustawy, to równie zgodne są co do tego, że treść zawarta w opisie czynu przypisanego musi odpowiadać znaczeniu wszystkich znamion czynu zabronionego. Bo jeżeli któreś ze znamion w opisie czynu pominięto, to wyrok jest wadliwy, bo oznacza że skazano kogoś za coś, co nie jest przestępstwem. I nie ma tu znaczenia jak faktycznie było, to jest np czy owa zabrana rzecz była faktycznie cudza, ważne jest to, czy napisano o tym w wyroku. Bo skazany ma prawo wiedzieć za co dokładnie został skazany.

Czy "czyn przypisany" w rozumieniu 413 § 2 pkt 1 kpk jest tym samym co "czyn objęty wyrokiem" w rozumieniu art 4 § 4 kk? Komentatorzy (jak i autorzy podręczników) nic na ten temat nie piszą, przyjąć więc należy że najoczywistsze rozwiązanie jest w tym przypadku właściwe i nie budzi niczyjej wątpliwości (a przynajmniej dotąd nie budziło). Czyli odpowiedź na to pytanie brzmi: owszem, jest. Jeżeli bowiem coś komuś w wyroku "przypisano", to znaczy że to coś jest tym wyrokiem "objęte". Bo wyrok "obejmuje" nie tylko "przypisanie czynu" czyli stwierdzenie co ten ktoś zrobił, ale i kwalifikację prawną (znaczy jakie przepisy tym naruszył) oraz wymierzenie kary. Inaczej mówiąc wyrok "obejmuje" tylko to, za co ten konkretny człowiek został skazany, i ma to dokładnie w tymże wyroku napisane.

Powyższe rozważania poddają w wątpliwość zasadność twierdzeń płynących z samej góry, że sądy oceniając, czy zachodzi podstawa do stosowania art. 4 § 4 kk winny sięgać także do tego co napisano w uzasadnieniu wyroku, a jak uzasadnienia nie sporządzono to zapewne także do akt samego postępowania, w którym wydano wyrok. Bo jeżeli jakiegoś znamienia czynu zabronionego oskarżonemu w wyroku nie "przypisano" to znaczy że jego czyn w tej części nie jest "objęty" wyrokiem. Wyrokiem, a nie uzasadnieniem, czy aktami. Przepisy prawa karnego, co stanowi fundament demokratycznego państwa prawnego, interpretować należy ściśle, a tam gdzie nie jest to możliwe, to na korzyść oskarżonego. W rezultacie niestety, ale dziś trzeba chyba przejrzeć faktycznie wszystkie skazania z art 209 kk i sprawdzić, czy przypisane w skazanym czyny obejmują wszystkie znamiona obecne w przepisie w dzisiejszym brzmieniu. Bo jeżeli nie, to znaczy, że czyn objęty tamtym wyrokiem nie jest już dziś zabroniony pod groźbą kary.

Dzisiejsze brzmienie art 209 §1 kk jest następujące: 

Kto uchyla się od wykonania obowiązku alimentacyjnego określonego co do wysokości orzeczeniem sądowym, ugodą zawartą przed sądem albo innym organem albo inną umową, jeżeli łączna wysokość powstałych wskutek tego zaległości stanowi równowartość co najmniej 3 świadczeń okresowych albo jeżeli opóźnienie zaległego świadczenia innego niż okresowe wynosi co najmniej 3 miesiące,  

poprzednio brzmiał on zaś:

Kto uporczywie uchyla się od wykonania ciążącego na nim z mocy ustawy lub orzeczenia sądowego obowiązku opieki przez niełożenie na utrzymanie osoby najbliższej lub innej osoby i przez to naraża ją na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, 

Dla oceny czy doszło do dekryminalizacji przypisanego skazanemu czynu znaczenie ma to, jakie przesłanki są w nowym przepisie, a w starym ich nie było. Bo jeżeli którejkolwiek z nich brakuje to znaczy że czyn, za który dany człowiek został skazany nie jest już zabroniony pod groźbą kary. Te "nowe" znamiona czynu zabronionego to:

1) istnienie obowiązku określonego co do wysokości orzeczeniem sądowym, ugodą lub umową 
2) istnienie zadłużenia odpowiadającego wartością 3 świadczeniom okresowym lub trzymiesięcznego opóźnienia w spełnieniu innego świadczenia niż okresowe

I tutaj znowu wracamy do tego, o czym pisałem na początku. To, czy w danym przypadku trzeba będzie stwierdzić zatarcie skazania czy nie zależeć będzie w większości przypadków od tego, jak sformułowano opis czynu w wyroku skazującym. Jeśli odwołamy się do pierwszego z "nowych" znamion to różnicę będzie tu robiło to, czy w danym sądzie czy okręgu sądowym praktykowano pisanie w sentencji tylko tego, czego wymagał dotychczasowy przepis 209 kk, czy może, dla porządku, wpisywano jednak z czego konkretnie ten obowiązek wynika. W efekcie z dwóch takich samych "alimenciarzy" skazanych w tym samym czasie jeden może wyjść, a drugi siedzieć dalej, wszystko zależy od tego jak opisano im w wyroku to co zrobili. Z drugim z nowych znamion jest trudniej, bo generalnie w wyrokach skazujących "za alimenty" na podstawie starego 209 kk były wpisywane daty, w których oskarżony się "uchylał", chodziło o to, żeby wiedzieć za jaki okres "uchylania" go skazano, a za jaki można go będzie osądzić i ewentualnie skazać następnym razem. Pytanie tylko czy to, że w wyroku napisano że "w okresie od stycznia 2015 r. do grudnia 2015 r. uporczywie uchylał się..." to to samo co "łączna wysokość powstałych zaległości stanowi równowartość co najmniej 3 świadczeń okresowych"? Bo jeżeli nie, to można postawić talary przeciwko orzechom, że żaden skazany ze starego art 209 nie ma wpisane w opisie czynu że ma zaległości przekraczające 3 miesiące. A to znaczy że wszyscy co siedzą powinni wyjść. I to powinni byli wyjść dwa tygodnie temu, więc należy się im zadośćuczynienie za bezprawne pozbawienie wolności. Jestem bardzo ciekawy co z tego ostatecznie wyjdzie...

Chyba się spełnia klątwa starego Chińczyka, i faktycznie żyję w ciekawych czasach...


piątek, 2 czerwca 2017

Dekryminalimentacja


Postanowiłem trochę wyjść poza zakres swojej specjalności,. Mam nadzieję że koleżanki i koledzy karniści wybaczą mi to wejście na ich poletko i ewentualne głupoty, które napiszę. Mam jednak ku temu bardzo ważny powód. Oto 31 maja 2017 r. weszła w życie nowelizacja art. 209 kk, która w świetle zapowiedzi miała ograniczyć bezkarność ludzi nie płacących alimentów. Problem w tym, że paniom posłankom i panom posłom nie do końca wyszło to, co chcieli uchwalić... a w zasadzie to wyszło im zasadniczo coś zupełnie przeciwnego, i wygląda na to, że będą chcieli pilnie znaleźć jakiegoś innego winnego jak to się wszystko wyda.

Przepis art.209 § 1 kk dotychczas brzmiał:
"Kto uporczywie uchyla się od wykonania ciążącego na nim z mocy ustawy lub orzeczenia sądowego obowiązku opieki przez niełożenie na utrzymanie osoby najbliższej lub innej osoby i przez to naraża ją na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2."

Z cywilistycznego punktu widzenia w przepisie było wszystko jasne. Karę miały ponosić osoby nie wywiązujące się z ciążącego na nich z mocy ustawy lub orzeczenia obowiązku opieki obejmującego łożenie na jej utrzymanie. Ustawą był zaś w tym przypadku (a przynajmniej co do zasady) kodeks rodzinny i opiekuńczy, który w art 128 wprost wskazywał kto ma obowiązek dostarczania środków utrzymania:

"Obowiązek dostarczania środków utrzymania, a w miarę potrzeby także środków wychowania (obowiązek alimentacyjny) obciąża krewnych w linii prostej oraz rodzeństwo."

Obowiązek taki mógł wynikać także z orzeczenia sądowego, np w wypadku alimentów pomiędzy rozwiedzionymi małżonkami, gdzie w art. 60 §1 krio przyznano rozwiedzionemu małżonkowi prawo żądania alimentów.

§ 1. Małżonek rozwiedziony, który nie został uznany za wyłącznie winnego rozkładu pożycia i który znajduje się w niedostatku, może żądać od drugiego małżonka rozwiedzionego dostarczania środków utrzymania w zakresie odpowiadającym usprawiedliwionym potrzebom uprawnionego oraz możliwościom zarobkowym i majątkowym zobowiązanego.

Nowelizacja przepisu art 209 §1 kk wprowadziła tu małą rewolucję, jakkolwiek może nie do końca widoczną na pierwszy rzut oka. Nowy przepis brzmi bowiem tak:

§ 1. Kto uchyla się od wykonania obowiązku alimentacyjnego określonego co do wysokości orzeczeniem sądowym, ugodą zawartą przed sądem albo innym organem albo inną umową, jeżeli łączna wysokość powstałych wskutek tego zaległości stanowi równowartość co najmniej 3 świadczeń okresowych albo jeżeli opóźnienie zaległego świadczenia innego niż okresowe wynosi co najmniej 3 miesiące,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.


Poprzednio przepis mówił więc o obowiązku "ciążącym z mocy ustawy lub orzeczenia sądowego", obecnie zaś jedynie o "obowiązku określonym co do wysokości" orzeczeniem, ugodą bądź umową. Nagle zatem dla bytu przestępstwa przestało być istotne to, z czego ów obowiązek alimentacyjny wynika, a istotne się stało w jaki sposób ustalono jego zakres, to jest wysokość alimentów. Próba poszukiwania wyjaśnienia motywów takiej decyzji w uzasadnieniu projektu prowadzi na manowce, przeczytamy tam bowiem, że:

"Nowelizacja obejmuje przy tym świadomą rezygnację z przywołania w art. 209 §1 k.k. ustawy jako samoistnego źródła obowiązku alimentacyjnego. Argumentem przemawiającym za takim rozwiązaniem był fakt, że zdaniem projektodawcy w tym zakresie jest to norma pusta i w rzeczywistości nie zdarzają się przypadki, w których jedyną i wyłączną podstawą ustaleń organów w toku postępowania karnego w zakresie istnienia obowiązku alimentacyjnego, jego formy oraz wysokości byłaby ustawa. Z drugiej strony w znowelizowanym przepisie projektodawca poszerzył źródła obowiązku alimentacyjnego o ugodę zawartą przed sądem albo innym organem albo inną umowę. W świetle obowiązujących przepisów również bowiem wymienione tytuły stanowią podstawę ustalenia świadczeń alimentacyjnych" [link].

Czy tylko mi się wydaje, że mamy tu do czynienia z jakimś kompletnym nieporozumieniem? Wymienienie ustawy jako źródła obowiązku alimentacyjnego "normą pustą"??? Ktoś tu ewidentnie nie odróżnia zasady i wysokości. Źródłem obowiązku alimentacyjnego nadal jest bowiem ustawa (a w wypadku alimentów między małżonkami orzeczenie sądu, albo i ugoda, czego nie). Co więcej obowiązek ten istnieje niezależnie od tego, czy jego zakres (czyli wysokość alimentów) została w sposób wiążący zobowiązanego ustalona. W praktyce zatem na gruncie "starego" 209 kk dla bytu przestępstwa nie miało znaczenia to, czy zapadło jakieś orzeczenie czy zawarto ugodę określającą wysokość alimentów. Wystarczało ustalenie, że dany delikwent  jest z mocy ustawy obowiązany do łożenia na dziecko, ale tego nie robi, czyni to uporczywie, i naraża dziecko w ten sposób na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych. Znamieniem czynu zabronionego było bowiem naruszenie samego obowiązku alimentacyjnego, a nie tak jak w nowym jego brzmieniu - nie wykonanie konkretnego zobowiązania oznaczonego co do wysokości orzeczeniem sądowym czy też ugodą. Owszem, można mówić że to prawie to samo. Ale niestety prawie robi wielką różnicę. W tym przypadku bardzo wielką. Panie posłanki i panowie posłowie pragnąc zaostrzyć kary za niealimentowanie dokonali bowiem faktycznie jego częściowej dekryminalizacji, z wszystkimi tego konsekwencjami wynikającymi z art. 4 §4 kk:

§ 4. Jeżeli według nowej ustawy czyn objęty wyrokiem nie jest już zabroniony pod groźbą kary, skazanie ulega zatarciu z mocy prawa. 
 
Nie wnikając za bardzo w szczegóły (bo moja wiedza karnistyczna jest mocno "zardzewiała") dość będzie wskazać, że od chwili wejścia w życie nowelizacji samo tylko "uchylanie się od obowiązku wynikającego z ustawy" nie jest już zabronione pod groźbą kary. Zabronione jest dopiero "uchylanie się od wykonania obowiązku alimentacyjnego określonego co do wysokości orzeczeniem sądowym" - a to jak starałem się wyjaśnić wyżej nie jest to samo, bo istnienie obowiązku alimentacyjnego nie jest zależne od wydania orzeczenia zasądzającego alimenty. W praktyce oznacza to, że ci wszyscy skazani z art. 209 kk, którzy w opisie czynu, za który ich skazano mają wpisane tylko (zgodnie z ówczesną treścią przepisu) że "uporczywie uchylał się od wykonania ciążącego na nim z mocy ustawy obowiązku łożenia na utrzymanie" muszą zostać zwolnieni z zakładów karnych, gdyż czyn, za który zostali skazani nie jest już zabroniony pod groźbą kary. I są zwalniani. Dziesiątki, setki, a pewnie i tysiące ludzi.

Żeby było śmieszniej (choć to raczej śmiech przez łzy, jeśli w ogóle) to ci którzy w opisie czynu mają "uporczywie uchylał się od wykonania ciążącego na nim z mocy ustawy obowiązku łożenia na utrzymanie kwot ustalonych wyrokiem sądowym z dnia..." zostają w więzieniu. Bo w opisie czynu mają także nie wykonanie obowiązku określonego co do wysokości wyrokiem sądu, czego wymaga obecnie obowiązujący przepis. W ten sposób los człowieka zależy od tego czy prokurator stawiając zarzut wpisał do niego z czego wynika kwota alimentów czy nie, ewentualnie z od tego czy sędzia postanowił uzupełnić w taki sposób opis czynu, chociaż nie wymagał tego przepis kodeksu, na podstawie którego orzekano karę. A wszystko dlatego, że ktoś nie pomyślał jakie będą konsekwencje grzebania w znamionach czynu zabronionego, albo nie zrozumiał różnicy między podstawą i wysokością zobowiązania.

Obawiam się jednak, że jak już sprawa się wyda i stanie się medialna, dowiemy się pewnie, że winę za to nie ponoszą wcale posłowie, którzy nie wiedzieli co uchwalają, ale sędziowie, którzy wbrew woli suwerena pracującego miast i wsi kryją alimenciarzy. Którzy nie zrozumieli intencji przepisu. Którzy zbyt mało elastycznie interpretują oczywiste prawo przedkładając prawnicze kruczki nad sprawiedliwość, ducha, i interes narodowy. Którzy są zbyt głupi żeby zrozumieć to co rozumie normalny człowiek, to znaczy że alimenciarz ma siedzieć. Że to sędziowie są winni całej sytuacji, bo kiedyś źle pisali za co skazują, bo nie chciało im się pisać w wyroku więcej niż zgodnie z przepisem musieli. Zresztą już słyszę, że nowelizacja jest w porządku, tylko zawinił tu "czynnik ludzki". I bynajmniej nie chodzi o autorów rzeczonej nowelizacji.

No cóż... róbmy swoje...