Ministerstwo oczywiście zaprzeczyło stwierdzając że to jest nieprawda, bo minister tylko będzie badał sprawność postępowań, a tak w ogóle to orzeczenia będą anonimizowane. Warto może więc spojrzeć do rzeczonej ustawy, która - czego nie zauważył pewien opozycyjny polityk komentujący sprawę - jest już uchwalona i czeka na podpis prezydenta. Do ustawy z dnia 20 lutego 2015 r. o zmianie ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych i niektórych innych ustaw. Ustawa ta dodaje cały nowy rozdział poświęcony administrowaniu systemami informatycznymi, a w nim kilka bardzo ciekawych przepisów.
W toku medialnej burzy jaka nastąpiła najwięcej uwagi poświęcono nowemu art. 175a §2 który stanowi:
Minister Sprawiedliwości przetwarza dane stron, pełnomocników uczestników postępowań sądowych i innych osób uczestniczących w postępowaniach sądowych, zawarte w centralnych systemach teleinformatycznych obsługujących postępowanie sądowe lub sądy, na podstawie art. 175d § 1, oraz w rejestrach prowadzonych na podstawie przepisów odrębnych, w czasie niezbędnym do realizacji zadań wymienionych w art. 175d § 1 ustawy.
Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego akurat ten artykuł zwrócił taką uwagę, jest on dość mętny, bo tak w zasadzie nie wiadomo co to jest to przetwarzanie. A poza tym skoro chodzi tylko o "dane stron" to nie bardzo z tego wynika na czym miało by polegać naruszanie prawa do prywatności stron i gdzie te "haki". W końcu to, że ktoś był stroną postępowania i jaki adres podał to w zasadzie nie jest jakaś mocno kompromitująca informacja, no chyba żeby chodziło o fakt bycia pozwanym o alimenty albo ustalenie ojcostwa, ale ilu jest takich. Nic więc dziwnego że kontratak ministerstwa skupił się na twierdzeniu że ów dostęp jest mu niezbędny by prawidłowo nadzorować wykonywanie nadzoru (co wolno mu robić) albo też sprawdzać, czy postępowania prowadzone są sprawnie i w razie potrzeby "interweniować" (czego mu robić nie wolno). Generalnie że chodzi o to, że procesy trwają długo, odszkodowania z tego tytułu kosztowały budżet już prawie tyle, ile kiedyś wydał na dofinansowanie koncertu Madonny więc pan minister absolutnie musi mieć środki żeby chronić i bronić obywateli. A że to tłumaczenie nijak ma się do stawianych zarzutów i zagrożeń wynikających z uchwalenia ustawy? Ano trudno, w polityce czasami tak trzeba.
No już wyraźniej nie można tego napisać. Minister ma dostęp. Do baz danych sądów i sądowych systemów teleinformatycznych. Do wszystkiego co tam jest. Jeżeli uzna, że jest mu to potrzebne "do wykonywania zadań określonych w ustawie", czyli w praktyce kiedy tylko zechce. A te "bazy danych i systemy teleinformatyczne" to coś więcej niż wspominany w komunikacie ministerstwa portal orzeczeń sądów powszechnych, w którym udostępniane są zanonimizowane orzeczenia. Powiedziałbym nawet że jest to coś zupełnie innego, bo centralna baza danych sądu" to nic innego jak elektroniczne repertorium. A w elektronicznym repertorium jest wszystko.
Elektroniczne repertorium prowadzone jest przez sądy (przynajmniej te cywilne) w ramach oprogramowania o nazwie SAWA, znanego tez jako "Currenda" (a niekiedy i K...wenda) od nazwy firmy, która je opracowała i ciągle dostosowuje do potrzeb sądów. W tym systemie jest odnotowane wszystko, co kiedyś odnotowywano w papierowych księgach repertoriów - czyli jakie są sprawy, między kim a kim, o co, kiedy wpłynęły, kiedy zapadł wyrok i jaki, czy był zaskarżony. W systemie odnotowywane są także wszystkie czynności podejmowane w toku postępowania - to kiedy były rozprawy, fakt wydania postanowień wpadkowych i zarządzeń, fakt przekazania akt biegłemu, i kiedy je zwrócił, fakt złożenia pism do akt sprawy i wydania zarządzeń, to kiedy wysłano wezwania i kiedy wróciły zwrotki. Ale nie w tym problem. Problem w tym, że do bazy danych od co najmniej 5 lat, jak nie dłużej, wklejane są obowiązkowo - na polecenie Ministerstwa - elektroniczne wersje wydanych wyroków i postanowień, ich uzasadnienia, a także protokoły rozpraw z zeznaniami świadków. A wkrótce - bo programista już to przewidział - będą tam zamieszczane też po zeskanowaniu wszystkie pisma składane w postępowaniach, czyli w zasadzie całość akt. A do tego wszystkiego będzie miał w zasadzie nieograniczony dostęp Minister Sprawiedliwości. Polityk, realizujący wytyczne swojej partii.
Owszem można twierdzić, że uczciwi ludzie nie muszą się niczego bać, a wyborcom zależy na tym, żeby kandydaci nie ukrywali wstydliwych faktów ze swego życia. Tyle tylko że to, czy "hak" jest prawdziwy nie ma znaczenia, gdy wypłynie on w czasie kampanii wyborczej czy w innej podobnej sytuacji. Na przykład może okazać się w protokole rozprawy o podział majątku jest zeznanie byłej teściowej że córka jej mówiła, że mąż chodził na dziwki i jednej nawet zostawił obrączkę bo nie miał jak zapłacić. Albo że sąd w uzasadnieniu do sprawy o zakłócanie ciszy nocnej napisał, że sąsiad zeznał, że obwinionego regularnie widywał pijanego. Mały przeciek do prasy i pan kontrkandydat może się z tego tłumaczyć do samych wyborów. A potem się go przeprosi, jak już się okaże że była małżonka wszystko sobie zmyśliła, a sąsiad też prawdy nie mówił. Wiele razy przecież tak już było. A i niepokornego dziennikarza można postawić do pionu wyciągając z akt postępowania o podział majątku z byłą małżonką coś, co można będzie przedstawić tak, że bynajmniej nie przysłuży się to jego karierze. A wszystko znacznie łatwiej niż dotąd dzięki centralnemu dostępowi do baz danych sądów.
Zwykły obywatel też pewnie będzie szczęśliwy jak będzie wiedział, że ministerialny urzędnik w ramach "prowadzenia analiz mających na celu poprawę sprawności postępowań" będzie mógł sobie poczytać zeznania na jego sprawie rozwodowej albo alimentacyjnej. Ofiary gwałtów ucieszą się pewnie, że ich zeznania składane przed sądem zostaną przeanalizowane przez zespół do spraw poprawy skuteczności ścigania przestępstw przeciwko wolności seksualnej. Strony postępowań o ustalenie ojcostwa będą na pewno zadowolone z tego, że okoliczności poczęcia przedstawione w zeznaniach będą uwzględnione przy planowaniu posunięć legislacyjnych w zakresie ochrony rodziny. Przykłady można mnożyć, bo wszystko można będzie uzasadnić "realizowaniem zadań", każdemu będzie można zajrzeć do sprawy, bez pytania o zgodę. Centralnie zza biurka w ministerstwie. A co z ochroną prywatności? Ano takowej brak. Ale przecież obywatele tego chcą, bo przecież chcą żeby sądy działały sprawnie, co nie?
Na zarzut, że owa nowelizacja ma umożliwić "szukanie haków" pan minister zareagował oburzeniem, że ktoś w ogóle może mu zarzucać takie złe intencje. Tyle tylko, że tutaj nie chodzi o to, w jakim celu wprowadzono to rozwiązanie, ale o to do czego może zostać wykorzystane. A może zostać wykorzystane właśnie do szukania haków i ingerowania w prywatność uczestników postępowań. Być może (a przynajmniej mam taką nadzieję) nie przez obecnego ministra. Może nawet nie przez następnego. Ale kto wie czy potem nie nastanie minister, który z przyznanych mu narzędzi zrobi właśnie taki użytek. Który będzie szukał haków, ewentualnie postawi sobie za punkt honoru żeby wyplenić niemoralność i każe sprawdzić wszystkie sprawy o ustalenie ojcostwa żeby wykryć grzeszników. Absurdalne? Oczywiście, ale pokazuje wyraźnie, że przepisy gwarancyjne, te które mają chronić prawa i wolności obywatelskie należy uchwalać przewidując najgorsze. Najgorsze, to znaczy to, że do władzy dojdzie ktoś, kto tych praw nie będzie szanował więc te przepisy będą jedynym, co będzie go powstrzymywać przed ich naruszaniem. Tego tutaj ewidentnie zabrakło. Pytanie czy ktoś będzie miał wolę to naprawić.