piątek, 31 lipca 2015
Z pamiętnika pewnego sędziego
Oj, coś czuję że wkrótce będę musiał obsądzić jedną z TYCH spraw. Nic jeszcze oficjalnie do mnie nie dotarło, ale ulica już wie, że złapano zbrodniarza, który powinien ponieść surową karę, bo jego wina jest oczywista. Wie i się domaga. Ech... to będzie długi dzień. I padnie bardzo dużo nieprzyjemnych słów.
- - -
Dostałem dokumenty w TEJ sprawie. I nie wiem o co chodzi. Czytam to, czytam i nijak nie widzę tego obwołanego na całe miasto zbrodniarza. Zarzut główny przypięty w zasadzie nie wiedzieć do czego, dowody niby jakieś są ale jak się im przyjrzeć to wiele się z nich nie wyrzeźbi. Jest tylko człowiek który się ewidentnie komuś nie spodobał. I tłum, który gęstnieje.
- - -
Przesłuchałem tego "wroga publicznego" tego "zbrodniarza", co miał okazać lekceważenie dla prawa, którego oczywiście wszyscy ci oskarżający go co do joty przestrzegają i nigdy by im przez myśl nie przyszło żeby było inaczej. Nie było to przyjemne. Oskarżyciel zachowywał się tak jakby moja rola miała ograniczyć się do przystawienia pieczęci, jakby kwestia winy i właściwej kary nie podlegała dyskusji. I jeszcze ta publiczność... ten tłum święcie przekonany o słuszności oskarżenia, nie dopuszczający do siebie myśli, że może się mylić. Tłum, który gdyby mu pozwolono najchętniej sam by tego człowieka ukamieniował. Sam oskarżony w zasadzie niewiele mówił, wydawał się przytłoczony tym wszystkim, jakby nie rozumiał co ci ludzie od niego chcą. W zasadzie to się przyznał do tego co mu zarzucono, ale jak dla mnie to to, co zrobił to nie jest żadna zbrodnia. Muszę to przemyśleć.
- - -
Siedziałem. Myślałem. Zapytałem nawet żony o radę. I nijak nie rozumiem czego ci wszyscy ludzie chcą od tego człowieka. Przecież nie zrobił im żadnej krzywdy, a jeśli już to nie taką, za którą należałaby mu się kara według prawa, którego zastosowania się ode mnie oczekuje. Tłum na ulicach gęstnieje i żąda sprawiedliwości, przy czym doskonale wie, że tylko wyrok skazujący na najwyższy możliwy wymiar kary będzie sprawiedliwy. Założyłbym się, że gdyby wyciągnąć z tego tłumu dowolną osobę i przepytać ją o co w ogóle w tej sprawie chodzi to okazałoby się, że wie ona tylko tyle, że to bandyta i należy go ukarać. Całe szczęście że mamy jeszcze prawo, i że wydawanie wyroków należy do mnie, a nie do tłumu. Przynajmniej szczęście dla tego "zbrodniarza"
- - -
Jest źle. Coraz gorzej. Okazuje się, że to nie tylko tłuszcza żąda jedynie słusznej kary dla tego człowieka, ale i wiele ważnych osobistości. Przemawiają, wygłaszają mowy, występują publicznie i wszyscy domagają się "sprawiedliwości", czyli tego, żebym wydał surowy wyrok. Jeden nawet pozwolił sobie mi przypomnieć, że moim zadaniem jest służyć społeczeństwu, więc mam obowiązek orzekać zgodnie ze społecznymi oczekiwaniami. Taa... ciekawe jak by gadał, gdyby znalazł się na miejscu tego człowieka, czy też uważałby że skoro ludzie uważają, że jest winny to znaczy że powinien ponieść karę. No nic. Psy szczekają a karawana idzie dalej. Róbmy swoje.
- - -
Szczekanie psów stało się coraz bardziej natarczywe. To już nie jest gadanie że wyrok musi być zgodny z wolą ludu. To już jest gadanie co trzeba będzie zrobić ze mną, jeżeli się nie dostosuję do społecznego poczucia sprawiedliwości. Przed budynkiem pikieta domagających się "sprawiedliwości" czyli wyroku takiego jak ktoś im powiedział że powinien być. Dowiedziałem się też, że moje prawo do wydawania wyroków zgodnie z własnym sumieniem nie oznacza prawa do wyrokowania inaczej niż życzy sobie ulica. I to padło z ust człowieka, który winien dbać o to, by każdy obywatel miał prawo do sprawiedliwego rozpoznania jego sprawy. Widać mamy nową definicję sprawiedliwości.
- - -
Myślałem że znalazłem rozwiązanie. Że rzucę tej watasze jakiś ochłap niech nasyci żądzę krwi. Poświęcę mały kawałek sumienia ale zdołam ocalić tego zaszczutego człowieka. Z przesłuchania i dowodów wyszło mi, że można go skazać za pomniejszy występek którego się dopuścił. Karę dałem surową, wszak cel uświęca środki. Ale niestety, nie pomogło. Tłum nadal żąda krwi, i jest coraz bardziej zuchwały. Chyba trzeba to przeciąć. Pokazać im że to ja, a nie oni tu decyduję, bo to mnie a nie im powierzono sprawowanie sądów.
- - -
Jest źle. Z różnych stron, mocno nieformalnie docierają do mnie "przyjacielskie rady" żebym wsłuchał się w głos społeczeństwa, bo mogę mieć kłopoty. Jakie kłopoty nie wiem, ale wypowiedzi co niektórych ważnych i poważanych publicznie osobistości zawierają aż nadto wyraźne sugestie. Będą skargi. Dużo skarg. Do wszystkich instancji. Zostanę obrzucony błotem, oskarżony o przekupstwo, nieuctwo, stronniczość, współudział, czy co tam jeszcze innego wymyślą. Będą próbowali mi zaszkodzić, doprowadzić do usunięcia z urzędu tak czy inaczej. Będą groźby, pojawią się ludzie nawołujący do skrzywdzenia mnie i mojej rodziny. Sprawiedliwość ludowa nie uznaje sprzeciwu.
- - -
Nie wiem co zrobić. Poradziłem się kolegi po fachu, ale on nie tylko nie uspokoił mnie, ale i zasiał jeszcze większe wątpliwości. On też kiedyś naraził się "społeczeństwu" i wydał wyrok inny niż ulica chciała. Po tym wszystkim musiał gęsto się tłumaczyć i udowadniać, że rzucane na niego oskarżenia są fałszywe a on sam nie jest wielbłądem. Ciągle pisał jakieś wyjaśnienia do najbzdurniejszych zarzutów. Przez rok jeździł się tłumaczył, a na koniec i tak mu znaleźli jakąś drobną niezgodność w papierach i kariera mu się skończyła. Dostawał pogróżki, niszczono jego majątek, prześladowano jego rodzinę. Na koniec swej historii powiedział mi, żebym się trzymał i zrobił tak, jak należy. Ale co to znaczy?
- - -
Zdecydowałem. Mam dość. Nie będę robił za ostatniego sprawiedliwego i składał swego życia na ołtarzu Temidy, poświęcając dobro swoje i swojej rodziny by odeprzeć tłum pragnący krwawej zemsty. Nic mi z tego nie przyjdzie, nikt mnie za to nie pochwali, nie będzie szanował, nie nagrodzi choćby dobrym słowem. Nie mam ochoty na zeskrobywanie z siebie błota i udawanie że deszcz pada jak plują mi w twarz. Skoro zebrane społeczeństwo życzy sobie żeby moje wyroki były zgodne ze społecznym poczuciem sprawiedliwości - to niech ma. Jeśli odpowiada im to, że sędzia przy wyrokowaniu kieruje się oczekiwaniami możnych tego świata i podburzonego przez nich tłumu - to dobrze. Jak uważają że sami nigdy nie znajdą się w sytuacji, gdy ktoś ich o coś fałszywie oskarży, a tłum zażąda surowej kary - proszę bardzo. Chcą żebym ukrzyżował tego człowieka? Proszę bardzo. Chcą żebym jednocześnie wypuścił z więzienia prawdziwego bandytę? Proszę bardzo. Klient nasz pan. Zamówione - zrobione. Chcecie - macie.
Ale ja umywam ręce. Ta krew niech spadnie na nich.