niedziela, 21 lipca 2013
Trudna język
Język prawny, jak każdy język fachowy ma swoje specyficzne słowa i zwroty, których znaczenie często odbiega od tego stosowanego w języku potocznym. Ileż to razy widziałem wnioski o "odrzucenie pozwu" gdy z treści wynikało jednoznacznie, że dana osoba wcale nie żąda odrzucenia pozwu, tylko oddalenia powództwa. Ileż to razy z artykułu prasowego dowiadywałem się, że sąd odrzucił czyjśtam pozew, podczas, gdy niczego nie odrzucał tylko oddalił powództwo. Dla przedstawicieli mediów do dziś czarną magią pozostaje też różnica pomiędzy zeznaniami i wyjaśnieniami podobnie zresztą jak i pomiędzy oskarżonym a obwinionym. Takie drobne "wpadki" można, a nawet trzeba wybaczyć przeciętnemu Kowalskiemu który raz w życiu staje przed sądem, choć lepiej by było, by pisma pisał swoimi słowami, a nie silił się na "fachowy język" bo może w ten sposób napisać coś innego niż chce. Można też je w zasadzie wybaczyć dziennikarzom, w końcu i tak większość ich czytelników nie zauważyłaby różnicy, chociaż lepiej by było, gdyby używali właściwej terminologii. Ale gdy takie wpadki zaczynają zdarzać się ustawodawcy, gdy reguły języka prawnego (a czasem nawet i języka polskiego) zaczynają być łamane przy pisaniu ustaw, to znaczy że z naszym prawodawstwem jest już naprawdę źle. I co gorsza jak się wydaje nie ma nikogo, kto byłby za to odpowiedzialny...
Konkrety? Proszę bardzo. Popatrzmy do ustawy z dnia 22 maja 2003 r. o ubezpieczeniach
obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze
Ubezpieczycieli Komunikacyjnych. To ta ustawa, która nakłada obowiązek zawarcia umowy ubezpieczenia OC samochodu. Jest w niej art 34 ust. 1 który mówi:
Z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych przysługuje odszkodowanie, jeżeli posiadacz lub kierujący pojazdem mechanicznym są obowiązani do odszkodowania za wyrządzoną w związku z ruchem tego pojazdu szkodę, będącą następstwem śmierci, uszkodzenia ciała, rozstroju zdrowia bądź też utraty, zniszczenia lub uszkodzenia mienia.
W czym problem? Ano zastanówmy się co to jest "odszkodowanie", co oznacza to słowo. Czy jest to czynność, rzecz, skutek czy może uprawnienie? Wiemy, że odszkodowanie można otrzymać albo zapłacić, można go żądać ale i odmówić zapłaty. można o nie pozwać, zasądzić je, lub oddalić powództwo o nie. Dokładnie tak samo można zrobić z czynszem najmu i ceną sprzedaży - bo wszystkie te słowa oznaczają (upraszczając) kwotę pieniężną wręczaną w zamian za coś - jeśli za towar to nazywamy ją ceną, jeśli za udostępnienie mieszkania - czynszem, a jeśli miałaby ona naprawić wyrządzoną nam szkodę jest to odszkodowanie. I tu dochodzimy do kolejnego pytania: czy sprzedawcy przysługuje cena? Czy wynajmującemu przysługuje czynsz? Oczywiście że nie. Czynsz mu się należy (albo nie należy), natomiast przysługiwać mu może co najwyżej prawo do żądania czynszu. Owszem, zapisanie, że odszkodowanie, czy też czynsz "przysługuje" nie powoduje żadnych poważnych problemów interpretacyjnych, wiadomo o co autorowi przepisu chodziło, można się domyśleć, że chciał wskazać kiedy można żądać odszkodowania, ale czy to usprawiedliwia posłużenie się językiem potocznym w treści aktu prawnego?
Podobna wpadka zdarzyła się też autorom, czy raczej poprawiaczom, innej ustawy, ustawy z dnia 21 czerwca 2001 r. o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego. W art 8a ust 4 zapisali oni bowiem najpierw, iż w określonym przypadku "podwyżka jest nieważna", po czym "poprawili" to na "pod rygorem nieważności podwyżki". I znowu mamy tu pytanie - co to jest "podwyżka"? Czynność? Rzecz? Prawo? O podwyżkę możemy prosić, możemy ją otrzymać, cieszyć się z niej, albo na nią narzekać. Podwyżka to zatem pozytywna (w sensie matematycznym) zmiana jakiejś wielkości liczbowej - ceny, płacy, normy - a więc ani czynność, ani rzecz tylko skutek! W wypadku podwyżki czynszu najczęściej jest to skutek złożenia oświadczenia o wypowiedzeniu umowy najmu w części dotyczącej wysokości czynszu i ustalenia go w nowej, wyższej wysokości. Jeżeli więc to oświadczenie jest z jakiegoś powodu nieważne (bo np nie dokonano go na piśmie) to wówczas nie ma podwyżki, a dokładniej skutek w postaci podwyżki, jaki to oświadczenie miało wywołać, nie następuje. Nazywanie tego "nieważnością podwyżki" to niedopuszczalny w akcie prawnym skrót myślowy, w dodatku z użyciem słowa z języka potocznego. A wystarczyło zamiast słowa "podwyżka" napisać "wypowiedzenie"...
Na koniec jeszcze jedno, tym razem bardzo świeże dokonanie naszego ustawodawcy, bardzo krótka ustawa z dnia 19 kwietnia 2013 r. o zmianie ustawy – Prawo bankowe oraz ustawy o funduszach inwestycyjnych. Dwa przepisy o niemal identycznym brzmieniu, które w założeniu miały zastrzec, iż wyciągi z ksiąg banków oraz funduszy inwestycyjnych nie mają mocy prawnej w postępowaniu cywilnym. A zapisano to tak:
Moc prawna dokumentów urzędowych, o której mowa w ust.1, nie obowiązuje w odniesieniu do dokumentów wymienionych w tym przepisie w postępowaniu cywilnym
No i nie wiem nawet z której strony zacząć... czy ktoś to zdanie w ogóle przeczytał przed uchwaleniem? Idąc od końca - o jaki "przepis w postępowaniu cywilnym" chodziło autorowi? Wiem, że chodziło mu o to, żeby przepis odnosił się do dokumentów przedstawianych w postępowaniu cywilnym, ale niestety wyszło mu zupełnie co innego. A wszystko dlatego, że nie wiedzieć z jakiego powodu uznał, że "moc prawna dokumentu" to coś, co może obowiązywać lub nie. Ale przecież "moc prawna" to pewna właściwość, którą dokument może mieć, lub nie mieć. Obowiązywać lub nie może co najwyżej przepis prawa, który ową cechę dokumentowi nadaje, i to właśnie tego przepisu powinno dotyczyć nowe uregulowanie. Czy naprawdę nie można było napisać po prostu, iż ust. 1 (który nadaje dokumentom bankowym moc dokumentu urzędowego) nie stosuje się w postępowaniu cywilnym?
Na koniec pozostaje mi tylko zapytać, gdzie, gdy uchwalano te przepisy, byli sejmowi legislatorzy. I ile jeszcze przykładów takiej radosnej twórczości legislacyjnej kryje się w dziennikach ustaw. Ale cóż... przyjdzie walec i wyrówna...