Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 17 czerwca 2011

Teleimprowizacja

Do wyborów coraz bliżej, więc Pan Minister d/s Politycznej Kontroli nad Sądownictwem pracuje w pocie czoła nad poprawą swego wizerunku i zwiększeniem szans na pozostanie na stołku po wyborach. A że jego Pi-arowcy powiedzieli mu, że najlepiej będą się z nim komponowały określenia „reforma” i „modernizacja” pilnie poszukuje on coraz to kolejnych rzeczy do zreformowania i zmodernizowania. Oczywiście na jakiekolwiek rzeczywiste, przemyślane i dopracowane zmiany jest za późno i nie ma pieniędzy tak więc musi poprzestać na zadekretowaniu czegoś, a w ostateczności ogłoszeniu projektu ustawy czy jakiegoś programu modernizacji. No i oczywiście należy zrobić wszystko, by nikt nie zapytał dlaczego pomimo upływu roku od wejścia w życie przepisów o nagrywaniu rozpraw nie nagrano jeszcze nawet minuty rozprawy. I dlaczego pomimo tak wielkiego sukcesu Lubelskiego Sądu Elektrycznego wpływ spraw do sądów „ręcznych” jakoś nie zmalał.

Najnowszym pomysłem Pana Ministra jest zmiana Regulaminu wewnętrznego urzędowania sądów powszechnych. Opracowano projekt, wysłano do sądów a do prasy wypuszczono zapowiedzi jak to będzie teraz dobrze i nowocześnie. Nie będę się tu rozwodził nad zapisanymi w projekcie bajkami w stylu tworzenia osobnych wejść i korytarzy dla sędziów, bo pozostaną one jak zwykle na papierze. Pominę milczeniem proponowany (acz nie wiadomo czemu służący) system kontroli, legitymowania i rejestrowania ludzi wchodzących do sądów wraz z całym kosztownym osprzętem (który nota bene stanowi jedyny koszt wprowadzenia „reform” jaki zauważyli jej autorzy). O pokojach dla świadków i pokrzywdzonych napiszę tyle, że dobrze by było gdyby były, ale niestety w moim sądzie przerobiono je na schowki – magazyny podręczne akt, repertoriów, druków i takich tam. Bo projektant budynku nie pomyślał o zapewnieniu takich pomieszczeń. Przy wokandach elektronicznych zapytam tylko co było nie tak z papierową wokandą, że za celowe uznano zastąpienie jej telewizorem. Skupię się natomiast na kwestii udzielania telefonicznie bądź mailowo informacji o toku spraw i zapadłych orzeczeniach.

Niewątpliwie uregulowanie kwestii udzielania informacji jest krokiem w dobrym kierunku. Bo w końcu postępowanie sądowe jest jawne, jawna jest treść orzeczeń, nazwiska stron i świadków, a zatem także fakt, iż między tymi osobami toczy się postępowanie. Nie ma zatem przeszkód, by takich informacji udzielać telefonicznie czy mailowo, czy nawet umieścić na stronie internetowej sądów. W Ministerstwie Pi-aru jak zwykle jednak dostrzeżono problem (sądy nie chcą udzielać informacji przez telefon) ale nie dostrzeżono jego przyczyny. A przyczyną problemu z udzielaniem informacji przez telefon jest to, że udzielanie takich informacji jest czaso- i pracochłonne, no i odciąga pracowników od innej, znacznie pilniejszej pracy. Nawet, gdy wszystkie potrzebne dane są w komputerowej bazie danych to nie zmienia to faktu, że udzielenie odpowiedzi na pytanie zawsze zajmuje trochę czasu. A jeszcze dłużej trwa wytłumaczenie dzwoniącemu, że to nie jest informacja prawna, to nie jest infolinia reklamacyjna, a o to co trzeba napisać żeby sędzia to uwzględnił to powinno się pytać adwokata. Nic zatem dziwnego, że sekretariaty robią wszystko, żeby tego uniknąć. Owszem, można powiedzieć, że wystarczy wyznaczyć jednego pracownika, który zajmuje się tylko tym i argument o odrywaniu od pracy straci sens. Tyle tylko, że wyznaczenie pracownika zajmującego się tylko odbieraniem telefonów jest nierealne w sytuacji, gdy sądy kombinują jak tu jeszcze zakombinować z budżetem żeby zatrudnić kogoś na zlecenie łamane przez staż i posadzić go do szycia akt, bo na tym odcinku są zaległości.

Wprowadzenie w życie pomysłów informacyjnych Pana Ministra jest celowe, wskazane i potrzebne. Ale wymaga to znacznie więcej wysiłku, niż tylko „zadekretowanie” że sekretariaty mają udzielać informacji. Konieczne jest utworzenie w sądach czegoś, co w biznesie nazywa się chyba call center. To jest miejsca, gdzie specjalnie wyznaczeni pracownicy siedzą i zajmują się tylko odbieraniem telefonów i udzielaniem informacji, tudzież odpisywaniem na maile. Nie ma żadnego uzasadnienia dla tego, by tą pracą obciążać sekretarzy sądowych czy też pracowników biura obsługi interesantów. Należy zatrudnić odpowiednich ludzi, dać im odpowiedni sprzęt i odpowiednio ich przeszkolić. I wcale nie ma potrzeby, by siedzieli oni w każdym sądzie, wystarczy, że będą mieli dostęp do jego baz danych. Wystarczyło by w zasadzie jedno duże centrum na cały okręg sądowy, zatrudniające wielu pracowników i zajmujące sie wyłącznie udzielaniem informacji dzwoniącym. Pracowali by tam ludzie nie będący sekretarzami sądowymi i nie znający się na prawie, by nie ulegali pokusie udzielania porad, tak jak to dzisiaj bywa („a ja dzwoniłam do sądu i mi powiedzieli że to tak ma być”). A jeśli ktoś miałby jakąś informację do przekazania do sądu (np. że się spóźni) to ich można by je przekazywać chociażby przez komunikatory internetowe czy w ramach wewnętrznej sieci. Takie rozwiązania istnieją na rynku. Niestety są one zupełnie niemedialne, więc żaden minister nie myśli o ich wprowadzeniu w sądach.