Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 31 grudnia 2010

Podsumowanie

No i tak kończy się rok 2010 według rachuby Chrześcijan, rok 5770 według wyznawców judaizmu i 1431 według Mahometan. Rok 2763 liczony od założenia Rzymu, 22 rok ery Heisei. Ale nie ważne jaki ma numer i kiedy się kończy. Pytanie, czy to był dobry rok.


No cóż... jak wynika z różnorakich tabelek spośród 24.000 spraw jakie w tym roku wpłynęły do mojego wydziału mnie osobiście przypadło rozpoznać 1.860 sztuk. I   prawie się udało bo załatwiłem ich równe 1.800 sztuk, a przyszły rok rozpocznę z 450 sprawami w szafie. No, to sporo więcej niż w zeszłym roku, zwłaszcza, że w większości to sprawy wymagające wyznaczenia na rozprawy. Tak więc jeśli ktoś dzisiaj wniesie pozew to może się spodziewać rozprawy gdzieś w połowie czerwca. A czy to był dobry rok? No cóż... kolejny rok spędzony przy tym samym tandetnym biurku, na tym samym tandetnym krześle w tym samym pokoju z widokiem na ślepy mur. Kolejny rok wykonywania w sporej części zbędnej pracy, w upale latem i w zimnie zimą.

No ale że nie samą pracą człowiek żyje, to warto ów mijający rok pamiętać także z innych powodów. W kwietniu, po katastrofie samolotu prezydenckiego miałem zaszczyt uczestniczyć we wspaniałym wydarzeniu jakim było spontaniczne zgromadzenie pod pałacem prezydenckim. Na samym początku, gdy zebranych tam ludzi łączył smutek i świadomość wielkie straty, a nie polityczne sympatie wobec jednej czy drugiej partii. Gdy obecność tam nie była jeszcze sposobem wyrażania politycznych sympatii lub antypatii. Zanim pojawili się tam ci, którzy Polaków dzielili na prawdziwych i nieprawdziwych, na patriotów i agentów czy też po prostu na swoich i obcych. Zanim potrzebne były barierki, ochroniarze, pałki, i gaz pieprzowy. To było uczucie jedyne w swoim rodzaju.

Latem wykorzystując resztki urlopu pozostałe mi z 2008 i  kawałek należnego za 2009 r. odwiedziłem Cambridgeshire. Przez ten tydzień zwiedziłem dokładnie siedzibę jednego z najstarszych uniwersytetów świata, z jego ogrodem botanicznym, w którym podstaw nauk przyrodniczych uczył się Karol Darwin. Odwiedziłem też muzeum lotnictwa w Duxford gdzie miałem przyjemność dotknąć skrzydła SR-71, wspiąć się do kabiny bombowca B-52 i przyjrzeć się z bliska pociskowi V1. Wyskoczyłem też na dzień do Londynu, gdzie po zrobieniu zdjęcia Big Benowi przeczekałem lejący się z nieba upał w klimatyzowanych wnętrzach Imperial War Museum, a potem wybrałem się na rejs po Tamizie, by wzorem wszystkich turystów zrobić sobie zdjęcie z jedną nogą na półkuli wschodniej a drugą na zachodniej.

Poza tym, spędziłem miło czas na miłych spotkaniach ze innymi członkami mafii w togach, podczas których dyskutowane były oczywiście dotychczasowe wyniki wdrażania akcji Temida, akcji kryptonim bezprawiezus  oraz Operacji Rugowania Prawdziwych Polaków Z Ich Mieszkań Żeby Zrobić Miejsce Dla Tych Co Przyjadą Z Izraela. Ogłoszono także najnowsze wytyczne co do tego kogo prześladować a kogo nie, kogo zamykać a kogo wypuścić, jak również  zatwierdzono listę osób których zawiadomienia o fałszerstwach dokonywanych przez prezesów spółdzielni mieszkaniowych będą ignorowane. W międzyczasie popływaliśmy sobie kajakami, połaziliśmy po górach i innych przyjemnych zakątkach naszego kraju nabierając sił dla dalszego czynienia swej powinności.

Jesienią wybrałem się do Egiptu pozwiedzać tamtejszy podwodny świat. Nie jest to najlepsza pora na taki wyjazd, bo wieczory robią się już chłodne a na morzu mocno buja, ale mimo wszystko było warto. Miło czasem się  tak oderwać i pojechać gdzieś, gdzie można naprawdę odpocząć. Zanurzyć się w toni, zapomnieć o pracy, o szafie, o aktach i po prostu wypocząć. Pogonić rybki, pogłaskać delfina, poklepać żółwia morskiego. Stanąć na dziobie łodzi i odstawić  scenę z Titanica. Albo po prostu położyć się na pokładzie i wystawić do słońca. A wieczorem ruszyć w miasto. Potargować się i kupić jakąś zupełnie niepotrzebną rzecz za ćwierć tego, co żądano na początku. Na przykład prawie prawdziwego Rolexa za pięć dolarów albo autentyczny papirus toaletowy.

I tak zakończył się ten rok... czy był dobry? Chyba tak, a przynajmniej nie całkiem zły. Było w nim i dobrze i źle. Nie wszystko było tak, jakbym sobie zapragnął, ale cóż teraz mogę na to poradzić? Nadchodzi nowy rok, i to na nim trzeba się skupić. Bo jaki on będzie zależy i ode mnie i od nas wszystkich. 


Szczęśliwego nowego 2011 roku !!!