Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 4 grudnia 2010

Droga wolna

Co jakiś czas widuję w Internecie opinie, że jeżeli sędziom nie podobają się warunki pracy w sądach to powinni zmienić pracę, a nie użalać się. Na początku ignorowałem takie wypowiedzi, bo dyskutowanie z nimi przypomina dyskusje ze ślepym o kolorach. Zwłaszcza, że zwykle towarzyszy im stwierdzenie, że tabuny młodych zdolnych absolwentów chętnie tę pracę wezmą. Gdy jednak zobaczyłem tę samą sugestię w komentarzach do mojego bloga to uznałem, że warto jednak na to odpowiedzieć. Na początku chciałem  załatwić to szybko, pisząc po prostu, że jak autorowi nie podoba się to co piszę, to może przestać czytać mojego bloga. Ale tego nie zrobiłem, bo to byłoby infantylne. Zamiast tego zastanowiłem się jakie argumenty mogłyby być przedstawione przeciwko argumentowi w stylu „jak ci się nie podoba praca to się zwolnij” i doszedłem do wniosku, że w wypadku niektórych osób chyba żadne, bo dyskutowanie z nimi nie ma sensu. Ale pozostałym warto choćby spróbować wytłumaczyć dlaczego ich sugestia jest nie bardzo na miejscu.

Podstawowy błąd, jaki popełniają osoby odwołujące się do argumentu „wolnej drogi” („jak się nie podoba, to droga wolna”) polega na nie rozróżnianiu czego dotyczą zgłaszane uwagi czy pretensje. Gdyby znalazł się jakiś kierowca TIRa narzekający na rozłąkę z rodziną czy mleczarz narzekający na poranne wstawanie to można, a nawet trzeba by im odpowiedzieć, że jak im się to nie podoba to powinni zmienić pracę. Bo nikt im nie każe być kierowcą czy mleczarzem. Bo uciążliwości, na które narzekają są nieodłącznie związane z wykonywaniem danego rodzaju pracy i uniknąć się ich nie da, a jeżeli już to rozwiązanie „problemu” byłoby absurdalne. Bo nie ma możliwości, aby kierowca wożący towar na długich, międzynarodowych trasach, był codziennie w domu na kolacji. Mleko (ale też świeże bułki, czy gazety) muszą być dostarczone rano, zanim większość ludzi pójdzie do pracy i ktoś to musi zrobić. Ale jeżeli ten sam kierowca narzekać będzie na niewygodny fotel, brak miejsca do spania czy gorąco w kabinie to sytuacja się zmienia Każde z tych zastrzeżeń, czy powodów do narzekania można zlikwidować poprzez odpowiednie działania, dzięki którym praca, mimo swych nieodłącznych uciążliwości, stanie się łatwiejsza i przyjemniejsza. Argumentowanie w takiej sytuacji, że „jak się komuś nie podoba to niech się zwolni” opiera się zaś na założeniu, że na miejsce tej osoby przyjdzie inna, której owe nieprawidłowości nie będą przeszkadzały. A jak zaczną przeszkadzać, to może się przecież zwolnić.

Sędziowie, w tym także i moja skromna osoba, nie mają pretensji o to, że każe się im decydować, zwykle jednoosobowo, o ludzkich losach, przestrzegać zasad etyki i szeregu ograniczeń w życiu osobistym. Nie narzekam na to, i nigdy nie narzekałem. Ale wiele rzeczy mi się nie podoba. Począwszy od warunków, w jakich mam pełnić swą służbę, nie tylko finansowych. Nie podoba mi się to, że siedzę w pokoju z oknem z widokiem na ślepy mur, w którym w tej chwili jest 18 stopni ciepła bo ogrzewanie jeszcze nie „zaskoczyło”. Nie podoba mi się to, że siedzę na niewygodnym tandetnym krześle, które wybrano bo było najtańsze, przy tandetnym biurku z płyty wiórowej wzoru z lat ’80, kompletnie nie dostosowanym do pracy przy komputerze. Nie podoba mi się, że o papier do drukarki, toner czy nową lampkę na biurko muszę prosić bo na wszystko brakuje pieniędzy. Nie podoba mi się, że sekretariat obsadzony jest ludźmi z łapanki, których co chwilę trzeba uczyć na nowo. Nie podoba mi się też to, że codziennie muszę poświęcać wiele godzin na wykonywanie czynności, które bez żadnego uszczerbku dla interesu społecznego mógłby wykonać notariusz czy nawet sądowy sekretarz. Że muszę wyręczać zawodowych pełnomocników przy „ściąganiu” dokumentacji czy poszukiwaniu biegłych. Że muszę pisać rozwlekłe uzasadnienia tylko po to, by pan mecenas mógł dowiedzieć się jaki zapadł wyrok, bo nie chciało mu się przyjść na ogłoszenie. Że każdy może bezkarnie mnie pomawiać o korupcję, stronniczość czy nieuctwo. Że z miesiąca na miesiąc rośnie ilość nakładanych na mnie zadań, która dawno już przekroczyła poziom pozwalający na rzetelne ich wykonywanie. To mi się nie podoba i o tym piszę. Ale czy rozwiązaniem tych problemów jest odejście z pracy? Czy to sprawy, że w sądownictwie będzie lepiej? Że sprawy obywateli będą załatwiane sprawniej i rzetelniej? Oczywiście że nie, to będzie ucieczka, umycie rąk, zabranie swoich zabawek i zostawienie innych by posprzątali bałagan. A bałagan zostanie taki sam jaki był.