Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 1 października 2010

Trzymiesięcznica

Właśnie upłynęły trzy miesiące od wejścia w życie przepisów o protokołach elektronicznych, czyli o nagrywaniu rozpraw. Oznacza to, że od trzech miesięcy sporządzanie tradycyjnego protokołu dozwolone jest tylko w wyjątkowych przypadkach, wymuszonych problemami technicznymi (art. 157 §1(1) kpc). Najczęściej występującym zaś problemem technicznym jest dziś to, że w sądach nie ma urządzeń do nagrywania. W dodatku nadal nie wiadomo jakie to mają być urządzenia, bo minister wciąż jeszcze nie wydał w tym zakresie odpowiedniego rozporządzenia. A to prowadzi do jednego wniosku: cała ta reforma nie trzyma się kupy, a próba jej wdrożenia skończy się bardzo kosztowną klapą. I zapewne powołaniem komisji śledczej.

Koszt całej tej zabawy ma wynieść 250 milionów złotych. Ale to – jak wynika z uzasadnienia projektu ustawy - obejmuje tylko koszt zakupu i montażu kamer i mikrofonów na salach. Zresztą do tego chyba, sądząc po treści owego uzasadnienia, sprowadza się w mniemaniu „reformatorów” wprowadzenie nagrywania. A gdzie urządzenia do przechowywania nagrań? Tylko w moim wydziale protokoły obejmowałyby jakieś 300 godzin nagrań miesięcznie! W dodatku akta niektórych spraw przechowywane są przez kilkadziesiąt lat, czy ktoś zastanawiał się nad trwałością zapisu? Płyty CD-R i DVD-R często już po kilku latach nie dają się odtworzyć!

W tym minister-medialnym pomyśle brakuje także odpowiedzi na to, co robić z nagraniami, jak już się je zapisze. Wiemy w zasadzie tylko tyle, że będzie można zażądać wykonania przekładu, czyli spisania treści nagrania. Pytanie tylko kto ten przekład będzie robił. Pracownicy sekretariatu? Czy w tym całym ministerstwie ktokolwiek kiedykolwiek spisywał chociażby wykład z dyktafonu? Czy ktoś tam zdaje sobie sprawę z tego, ile czasu trwa spisanie nagrania? Że przepisanie godziny może czasem trwać nawet i kilka godzin? Zwłaszcza, gdy robi to pracownik „z łapanki” który pisze metodą „szukajcie, a znajdziecie?” Poza tym w dzisiejszych realiach dołożenie sekretariatowi dodatkowych obowiązków bez zwiększenia obsady kadrowej jest po prostu niemożliwe. Czy przewidziano pieniądze na dodatkowe etaty dla „przepisywaczy”? Na zatrudnienie prawdziwych maszynistek, które potrafią pisać bezwzrokowo? Na urządzenie „hali maszyn”? A na przeszkolenie pracowników, którzy te wszystkie urządzenia będą obsługiwać? Oczywiście, że nie, bo w końcu to tylko drobny szczegół, nieistotny w obliczu Wielkiej Reformy.

To tylko niektóre wątpliwości co do proponowanej, a w zasadzie już wprowadzonej reformy. Bo uwag praktyków zgłaszano do niej bardzo wiele. Także przed uchwaleniem ustawy. Ale jak zwykle nikt ich nie posłuchał, bo w końcu przy reformowaniu wymiaru sprawiedliwości nie chodzi o to, by on działał lepiej, ale o to, by kolejny minister mógł raz na jakiś czas. w świetle fleszów ogłosić, że oto wprowadza się Wielką Reformę, która rozwiąże wszystkie problemy. I o to wszyscy mogą się czuć szczęśliwi i wdzięczni Panu Ministrowi. A że nic z tego nie wyjdzie? Trudno, to znajdzie się coś innego do zreformowania i ogłoszenia sukcesu.

P.S.
Właśnie się dowiedziałem, że z mojego sekretariatu odchodzi 6 osób, bo były cięcia wydatków i ograniczono ilość pracowników zatrudnionych na zlecenie. Nie dostanę też nowego krzesła w miejsce tego, które się połamało, bo były cięcia wydatków i skończyły się pieniądze na zakupy. Pudełko papieru, które właśnie dostałem ma mi wystarczyć do końca roku ponieważ były cięcia wydatków i skończyły się pieniądze na materiały biurowe. Ale z tym nie powinno być problemu, bo z tego samego powodu nie dostanę też nowego tonera do drukarki. No cóż, skądś trzeba wziąć te pieniądze na realizację Wielkiej Reformy.