Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 24 marca 2010

Bramkarz radziecki bramki nie uznał

Co kilka tygodni docierają do nas kolejne informacje o napaści na funkcjonariuszy szeroko pojmowanego wymiaru sprawiedliwości, ludzi odpowiedzialnych za utrzymywanie prawa i porządku. Od ciosów nożem zginął policjant, który próbował ująć chuligana, który rzucił koszem w szybę tramwaju. W nieznanych okolicznościach życie straciła kurator sądowa, która poszła odwiedzić nadzorowaną rodzinę. Dłużnik oblał benzyną i podpalił policjantów asystujących komornikowi, który chciał wyegzekwować zasądzoną od niego nawiązkę. Sędzia została postrzelona, gdy pojechała wysłuchać strony postępowania. A to tylko najbardziej drastyczne przypadki. Wymienienie pomniejszych „napaści” zajęłoby zapewne znacznie więcej czasu. Zaś groźby i pomówienia to prawie „chleb powszedni” A to wszystko niestety zbyt często w atmosferze społecznej akceptacji lub przynajmniej przychylnego zrozumienia. Oczywiście dla sprawców. I jednocześnie w atmosferze lamentów nad upadkiem autorytetów i niską skutecznością systemu ochrony prawnej.

Przez kilka dni Polskę bulwersował fakt, iż młodociani zabójcy policjanta z Warszawy traktowani są przez innych młodych ludzi jak bohaterowie. Że założono im profil na facebooku czy innym serwisie społecznościowym, w którym zamieszczano życzenia dla „naszych kochanych mordeczek”, dodawano im otuchy, czy prowadzono zbiórkę pieniędzy na wynajęcie obrońcy. Że próbowano usprawiedliwić czyn zabójcy i przedstawiać sytuację tak, jakby ów zamordowany policjant sam był sobie winien. Gremialnie potępiono i sam pomysł utworzenia „grupy wsparcia” i tych, co owe komentarze zamieszczali. I Słusznie. Szkoda tylko, że podobne reakcje nie towarzyszą podobnym opiniom i komentarzom zamieszczanym przy okazji niemal każdego przypadku napaści na funkcjonariusza publicznego. Wystarczy poczytać komentarze w Internecie pod pierwszym lepszym artykułem dotyczącym takiego zdarzenia. Zawsze znajdzie się w nich wypowiedź kogoś, kto będzie starał się usprawiedliwić napaść na sędziego, prokuratora, komornika, policjanta tym, że ich decyzje czy działania były krzywdzące dla sprawcy, a on tylko „walczył o swoje” był „bezradny wobec systemu”, albo „okradziony w majestacie prawa”. A orzeczenie w oparciu o które działali było „niesprawiedliwe”, „kupione”, „bezprawne”, „niemoralne”, „nieuczciwe”. Równie często zdarzają się wypowiedzi, których autorzy wskazują co ich zdaniem „uczciwi obywatele” powinni zrobić z tym stronniczym, głupim, skorumpowanym, niesprawiedliwym sędzią, prokuratorem, policjantem. O wypowiedziach zawierających zwykłe obelgi nie warto nawet wspominać, bo stanowią one w zasadzie nieodłączny element komentarzy pod artykułami dotyczącymi działania wymiaru sprawiedliwości.

Oczywiście to, że ktoś w Internecie, korzystając z anonimowości nawołuje do „wzięcia prawa w swoje ręce” czy „wymierzenia sprawiedliwości” sędziemu nie oznacza oczywiście, że gdy przyjdzie co do czego to będzie on zdolny do tego, by rzucić się na sędziego z siekierą. Ale każda z takich wypowiedzi wyrządza szkodę, bo pogłębia ona rysy na autorytecie sędziego. Każda z nich odbiera też szacunek należny nie sędziemu osobiście, ale sprawowanemu przez niego urzędowi. Sędzia stopniowo jest w ten sposób w świadomości społecznej przekształcany z „pana, który decyduje”, w „sługę, który ma słuchać”. Z tego, kto orzeka o faktach i prawie, orzekając o tym co jest sprawiedliwe - w tego, który ma orzec tak jak „społeczeństwo” oczekuje, a jak tego nie zrobi, to znaczy, że jest niedouczonym skorumpowanym głupkiem. W efekcie także orzeczenia wydawane przez takiego sędziego tracą na znaczeniu i powadze. No bo niby dlaczego miałbym podporządkowywać się orzeczeniom, które są „niesprawiedliwe”, „kupione”, „bezprawne”, „niemoralne”, „nieuczciwe” czy też „wydane na zamówienie”. Bo w końcu co z tego, że „jakiś tam sędzia”, który „mógłby być moim synem” wydał wyrok, jak ja nadal uważam, że to ja mam rację. I nie zamierzam się podporządkować decyzjom jakiegoś „dzieciaka” który „nic o życiu nie wie”, „nie dorósł do sądzenia”, „broni przestępców”, „fałszuje dowody”, „krzywdzi uczciwych ludzi”, „nie szanuje starszych”, „działa w zmowie ze złodziejami”.

To cytat. Z pisma pewnego pana, który tymże pismem żądał „unieważnienia złodziejskiego wyroku” (prawomocnego w II instancji) i przeproszenia go osobiście przez prezesa sądu. Aha, i jeszcze pozbawienia tych sędziów co go skrzywdzili prawa wykonywania zawodu prawniczego na zawsze i ukarania ich „bezwzględnym więzieniem”. I nie było to jedyne pismo tego rodzaju. A ja gdy obejmowałem urząd myślałem, że oto stanę się dla ludzi głosem sprawiedliwości. Tym, który wyposażony został we władzę sądzenia i decydowania, co w tym przypadku będzie zgodne z prawem i sprawiedliwe. I że moje orzeczenia będą stanowiły wyspy na burzliwym morzu sporów. Niestety życie zweryfikowało te oczekiwania. Bo okazało się, że jest jak w starym dowcipie: Polacy strzelili gola, ale bramkarz radziecki bramki nie uznał.