Następna sprawa to jedna z setek identycznych spraw toczących się w następstwie sprzeciwu wniesionego od orzeczenia Samorządowego Kolegium Odwoławczego w sprawie o ustalenie wysokości opłaty rocznej z tytułu użytkowania wieczystego. Ogrom matołectwa prawnego i zwykłego legislacyjnego idiotyzmu jaki wiąże się z postępowaniami tego rodzaju z pewnością zasługuje na osobny tekst, ale tutaj mam tylko rachunek biegłego za sporządzenie opinii. Znaczy – rozpoznać. Dziesięć minut roboty. No, dwadzieścia, bo biegły coś kręci z tymi godzinami poświęconymi na sporządzenie opinii. I jedziemy dalej.
Teraz sprzeciw po nakazie wydanym przez Lubelski Elektryczny Sąd Honorowy. A dokładniej sprzeciw, złożony przez pozwanego ponownie, tym razem w sposób właściwy dla zwykłego, papierowego postępowania uproszczonego, do czego został on wezwany zgodnie z art. 505(37) §3 kpc. To jeden z idiotyzmów proceduralnych związanych z funkcjonowaniem tego Ukochanego Dziecka Pana Ministra. Obowiązek bez sankcji i służący nie wiadomo czemu. Doręczyć drugiej stronie, i tyle.
Druga przegródka to "korespondencja bezterminowa”, czyli pisma w sprawach w których z jakiegoś powodu nie ma wyznaczonego terminu rozprawy. Co my tu mamy... No tak, Sześć spraw „do uprawomocnienia” czyli do zamieszczenia w nich adnotacji kiedy upływa termin zaskarżenia orzeczeń. Obowiązek czynienia tego wprowadzono niedawno, zarządzeniem administracyjnym „bo takie są wymagania systemu Currenda”. Robienie tego to ewidentne marnowanie mojego czasu, bo tym powinien zajmować się sekretariat. Bo to nie jest stwierdzanie prawomocności! Stwierdzanie prawomocności następuje postanowieniem i to wydawanym na wniosek strony. Kodeks jednoznacznie to stwierdza. Ale co zrobić, polecenie jest i trzeba je wykonać. Wypisuję więc odpowiednie „adnotacje” i biorę następną sprawę.
Sprawa o rentę z tytułu zwiększonych potrzeb związanych z leczeniem skutków obrażeń odniesionych w wypadku. Jest „bezterminowa” bo długo czekaliśmy na opinię biegłego. A że chirurgów naczyniowych na listach mamy jak na lekarstwo, to i na opinie czekać trzeba długo... A mnie pozostaje tylko, kazać doręczyć odpisy opinii pełnomocnikom, zarządzić by akta przesłano biegłemu kolejnej specjalności (tu akurat nie dało się robić ich jednocześnie) i wziąć następne akta.
Następne pięć akt robi tylko tłok na półce. Dwa pisma informujące, że powód zapłacił opłatę, do której sąd go wezwał. Dobra, miłe to, ale i tak dopóki nie zobaczę kwitka, że opłata wpłynęła na rachunek sądu to niczego w tej sprawie nie zrobię. W kolejnych aktach zaś zalega wniosek pełnomocnika wierzyciela o informację, co z jego wnioskiem o wyjawienie majątku. No, jakby się interesował swoją sprawą, to by wiedział, że dłużnik zmarł więc postępowanie się umorzyło. Cztery lata temu. W ostatnich dwóch leżą wnioski sąsiedniego wydziału o wypożyczenie mu akt tych (dawno zakończonych) spraw – czy naprawdę takiej decyzji nie mógłby podjąć kierownik sekretariatu? Ale trudno, jak trzeba to trzeba. Wydaję odpowiednie zarządzenie, i sięgam do kolejnej przegródki po następną porcję akt.
Tu leżą praktycznie wyłącznie wnioski o rozstrzygnięcie zbiegu egzekucji. Idiotyczne, bezsensowne, i niczemu nie służące marnotrawstwo czasu i pieniędzy. O czym wiedzą dokładnie wszyscy, którzy z tym problemem się stykali. Niestety nie wiedzą tego chyba członkowie komisji kodyfikacyjnej, którzy zamiast zlikwidować cały ten idiotyzm przy okazji nowelizacji KPC wprowadzili przepis, zgodnie z którym takie „wyznaczenie” będzie trzeba teraz robić oddzielnie dla każdego zajętego składnika majątku dłużnika. Co uzasadniono tym, że sąd powinien „pochylić się” nad każdą taką sprawą i rozstrzygnąć, co w tym konkretnym przypadku będzie najlepsze dla wierzyciela. Jakoś chyba nie dotarło do nich, że dla wierzyciela najlepsze będzie, jak egzekucja będzie się toczyła, a nie będzie wstrzymywana na długie miesiące. Jak na przykład w pierwszej z brzegu sprawie, w której egzekucja blisko 50.000 zł długu została wstrzymana w skutek zajęcia rachunku bankowego przez Naczelnika US egzekwującego 82 zł podatku od nieruchomości. Postępowanie to, wraz z przekazywaniem według właściwości trwa łącznie już pięć miesięcy, a przez ten czas wierzyciel nie dostaje ani grosza. Niewątpliwie docenia on zatem troskę ustawodawcy o jego interesy, wyrażającą się w tym, że nie wprowadzono automatyzmu przy rozpoznawaniu takich wniosków, lecz umożliwiono sądowi pochylenie się nad każdą sprawą oddzielnie. A ja też doceniam możliwość zmarnowania dziś trzech godzin na rozpoznawanie takich wniosków.