Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 27 lipca 2011

Misja edukacyjna

Po kolejnym dniu pracy muszę stwierdzić, że brak praktycznej wiedzy i umiejętności odnośnie sposobu „korzystania” z sądów staje się powoli bardzo poważnym problemem społecznym. Jej brak, przy powszechnej niechęci do korzystania z profesjonalnej pomocy prawnej, prowadzi tak naprawdę do pozbawienia prawa do sądu i sprawnego procesu. Uchybienie terminom, niedochowanie wymagań formalnych, nieumiejętne sformułowanie wniosków – to wszystko zwykle nie prowadzi do niczego dobrego, a może doprowadzić nawet do utraty słusznych roszczeń. Nie chodzi tu przy tym o brak umiejętności dochodzenia konkretnych roszczeń, bo nie można oczekiwać, by każdy był w stanie poprowadzić swą sprawę bez uciekania się do pomocy adwokata. Wiedza, której brakuje „podsądnym” – i używam tego określenia z premedytacją – to często wiedza najbardziej podstawowa, taka, której powinno się uczyć w szkołach.

Podsądnym brakuje wiedzy w zakresie podstawowej terminologii, chociażby co do określeń takich jak „powód” i „pozwany”, by nie zdarzały się przypadki, że – jak to głosi stara sądowa anegdota – ktoś w rubryce „powód” wpisze: „bo mąż nie daje pieniędzy na dom”. Podobnie o ile określenie „dłużnik” jest dziś chyba dla wszystkich jasne, to w wypadku „wierzyciela” jest już znacznie gorzej. Ale nie chodzi przy tym tylko o terminy czysto prawne. Ja sam ostatnio z przerażeniem stwierdziłem, że coraz więcej ludzi nie rozumie nawet słowa „spokrewniony”. Pytanie zaś czy ktoś „kwestionuje” testament czasem kończy się zrobieniem wielkich oczu przez osobę, do której to pytanie jest skierowane. Używanie słów takich jak „weryfikacja” czy nawet „modyfikacja” budzi podobne reakcje. Ale to akurat chyba jest inny, głębszy problem.

„Podsądnym” często brakuje także wiedzy o tym jak należy pisać pisma i podania, nawet nie tyle odnośnie ich treści, co formy. Brakuje wiedzy na temat tego jaki powinien być układ pisma urzędowego, co powinno się w nim znaleźć i w jaki sposób należy je wnosić. Że takie pismo powinno zawierać datę, oznaczenie autora i adresata, oznaczenie sprawy, podpis, że powinno mieć margines do wszycia do akt. Że powinno się sporządzać odpisy, a przy uzupełnianiu dokumentacji składać pisma przewodnie – to wszystko są absolutne podstawy, których powinno się uczyć w szkołach. Podobnie jak umiejętności jasnego i zwięzłego formułowania wypowiedzi. Dopiero dalej należałoby wspominać o potrzebie przekazywania wiedzy co do znaczenia terminów, potrzeby dochowania formy szczególnej, jeżeli prawo jej wymaga, zasad zachowania się na sali sądowej i tego jak przebiega postępowanie sądowe. O znaczeniu dowodu i potrzebie jego przeprowadzenia. O sposobie egzekwowania orzeczeń i konieczności podporządkowania się nim.

Już tylko na marginesie można wskazać, że przydałaby się także nauka tego, co kiedyś, dawno temu, nazywano savoir-vivre. Bo niestety jakby zanikła dziś świadomość tego, że na rozprawę w sądzie wypada przyjść w odpowiednim stroju, że nie należy wchodzić na salę rozpraw z siatkami zakupów, że należy wyłączyć telefony komórkowe, a w żadnym wypadku nie należy z nich korzystać w trakcie rozprawy. Że nie należy pisać pism do sądu na przypadkowych kartkach wyrwanych gdzieś z zeszytu, że nie powinno się do tego celu używać papeterii w różowe misie i nie powinno się ich podpisywać jaskrawozielonym tuszem z brokatem. Dlaczego nie powinno? No cóż, współczuję tym, którzy nie potrafią odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Kto powinien pełnić ową misję edukacyjną? W zasadzie wszyscy. Przede wszystkim szkoły. Nic by się nie stało, gdyby w szkole zamiast jednej lekcji religii była jedna lekcja przysposobienia do życia w społeczeństwie, na której uczono by praktycznego dochodzenia swych praw, załatwiania spraw urzędowych, czy nawet odpowiedzialnego korzystania z oferty banków. Praktycznych porad na temat tego jak wnosić sprawę do sądu powinno udzielać Ministerstwo Sprawiedliwości, samorządy, organizacje pozarządowe. Te porady powinny być łatwo dostępne i prezentowane w sposób zrozumiały dla przeciętnego człowieka, bo tylko w ten sposób można będzie zapewnić każdemu odpowiedni dostęp do wymiaru sprawiedliwości. Dziś bowiem takich informacji tak naprawdę nie ma, a zwykły człowiek, któremu ktoś nie oddał pożyczki, albo który właśnie odebrał nakaz zapłaty zdany jest na szczątkowe, albo i wręcz mylące informacje dostępne w kolorowej prasie albo w internecie. Pomyślałem więc, że spełniając swą misję edukacyjną spróbuję stworzyć taki poradnik dla podsądnego. Na razie dotyczący tylko sposobu postępowania po otrzymaniu nakazu zapłaty. W kolejnych odcinkach zamierzam opisać o co chodzi z tym nakazem, jak wnosi się od niego sprzeciw (i kiedy), jak przygotować się na wizytę w sądzie i jak wygląda rozprawa. Kto wie, może wyniknie z tego coś więcej.