Długo nosiłem się z zamiarem napisania o pełnomocnikach z urzędu, bo temat jest bardzo interesujący i to z wielu różnych stron. I wydaje się że właśnie nadeszła właściwa pora. Parę dni temu przeczytałem w prasie artykuł poświęcony tej tematyce, napisany – zgodnie z obowiązującą tendencją – w oparciu o tezę, że głupi sędziowie bezmyślnie przyznają pełnomocników, bo nie chce im się dobrze sprawdzać, czy takowy się należy, a to wszystko z naszych podatków. Wypowiadało się tam wiele osób, przytaczano liczne przykłady jak to na przykład ktoś dostał adwokata z urzędu a okazało się, że akuratnie jeździ sobie za granicą na nartach. Mam nadzieję tylko, że autorka tej wypowiedzi pamiętała, że przez całkiem długi czas po wyroku Trybunału Konstytucyjnego podważającym zasady przyznawania pełnomocników wcale nie trzeba było być biednym, by otrzymać pełnomocnika z urzędu... ale to akurat jest mało istotny szczegół.
Wskazywano tam, że sądy powinny częściej korzystać z możliwości, jakie dają przepisy i przeprowadzać dochodzenia co do stanu majątkowego. A najlepiej, gdyby takie wnioski rozpoznawali dopiero po zobaczeniu jak dana osoba wygląda... Da się zrobić. Można wyznaczać posiedzenia jawne w przedmiocie wniosku o ustanowienie pełnomocnika z urzędu, przeprowadzać dochodzenia, zwracać się do US, ZUS, KRUS i innych urzędów by zweryfikować prawidłowość twierdzeń zawartych w oświadczeniu. Tyle tylko, że wtedy ci sami adwokaci, którzy dziś pomstują na sędziów, że pochopnie przyznają pełnomocników pomstowali by na nich za przewlekanie postępowań – bo posiedzenie, dochodzenie i takie tam trwałoby minimum trzy miesiące. No i pewnie jeszcze byłoby coś o zmuszaniu ubogich do poddania się „upokarzającej procedurze”. Przypomniano by też pewnie że obowiązującą ideą jest to, że państwo nie może zakładać, że obywatel chce go oszukać i takie tam. No więc jak ma być? Szybko, łatwo i z zaufaniem do obywatela, czy może wolno, trudno i zakładając, że każdy obywatel to oszust?
Zdziwiło mnie też trochę to, że jeden z komentujących sprawę adwokatów czuł się zbulwersowany tym, że sąd ustanowił obrońcę z urzędu osobie, która wcześniej miała dwóch obrońców z wyboru. Bo przecież skoro stać go było na obrońcę z wyboru to znaczy że nie należy mu się obrońca z urzędu... Ciekawe. Może więc niech Naczelna Rada Adwokacka wyda jakieś zarządzenie zabraniające adwokatom z wyboru składania wniosków o zwolnienie ich klientów od kosztów sądowych, no bo przecież skoro kogoś stać na zatrudnienie adwokata to nie należy mu się też zwolnienie od kosztów sądowych. I niech robi dyscyplinarki swoim kolegom, którzy składają oświadczenie o wypowiedzeniu pełnomocnictwa i jednocześnie wniosek o ustanowienie ich pełnomocnikami z urzędu, motywowane tym, że klientowi skończyły się pieniądze na dalsze ich zatrudnianie. A co do wypowiedzi pana mecenasa to przez grzeczność nie zapytam, czy przypadkiem w tej akurat sprawie obrona nie była obowiązkowa.
Narzekania ze strony zawodowych pełnomocników na obecny system pomocy prawnej z urzędu słychać od dłuższego czasu. Że pochopnie, że za grosze, że bez sensu, że sąd ustanawia pełnomocników osobom niezrównoważonym psychicznie ponieważ wtedy to nie on się musi z nimi dogadywać tylko musi to robić pełnomocnik. Chociaż w tym ostatnim przypadku nie bardzo rozumiem o co chodzi. Czy przypadkiem praca pełnomocnika nie polega właśnie na tym, żeby ustalić czego klient chce i przełożyć to na roszczenia, twierdzenia i zarzuty procesowe? Czy to zadaniem sądu jest praca ze stronami i ustalanie możliwych do zgłoszenia roszczeń i żądań? O nie, to jest zadanie pełnomocnika, to on jest pośrednikiem i tłumaczem pomiędzy stroną i sądem. To właśnie jego zadaniem jest pomóc stronie która jest nieporadna, niezorganizowana, bądź nie jest w stanie podejmować racjonalnych decyzji. Od tego właśnie są pełnomocnicy, i właśnie po to ustanawia się ich z urzędu. Bo nie sposób jest stwierdzić, udział pełnomocnika w sprawie, w której powód czy pozwany nie potrafi odróżnić faktów od urojeń nie jest potrzebny.
Niezależnie od powyższego zgadzam się z tym, że obecny system przyznawania pomocy prawnej z urzędu, owego „prawa ubogich” jest zły, nie działa prawidłowo, i wymaga zasadniczych zmian, i to dotykających samych fundamentów tego systemu. Nie wystarczy tutaj zmienić zasad wynagradzania pełnomocników (bo obecnie obowiązujące faktycznie są idiotyczne) czy też wprowadzić surowszych rygorów oceniania komu tenże pełnomocnik się należy a komu nie. Trzeba zmienić samą ideę leżącą u podstaw przydzielania tego rodzaju pomocy, poprzez jednoznaczne określenie, iż przyznanie pełnomocnika z urzędu jest świadczeniem z zakresu pomocy społecznej. A dlaczego? To postaram się wyjaśnić wkrótce, bo wygląda na to, że kwestii pełnomocnikowania z urzędu poświęconych będzie kolejnych kilka wpisów. Bo w końcu ile można pisać o doręczeniach przez podwójne awizo, przedsiębiorcach, którzy uważają że zadaniem sądów jest pomaganie im w ściąganiu należności od dłużników, czy też o pełnomocnikach, którzy wyręczają się sądem w gromadzeniu dowodów, albo wnoszą pozwy przeciwko fakturom. Co nie zmienia faktu że nadal uważam, że obowiązek doręczenia pozwanemu odpisu pozwu powinien spoczywać na powodzie.