Po opublikowaniu poprzedniego wpisu zwrócono mi uwagę, iż moja wiara w ludzi może być bardzo naiwna. Że eksperyment z wręczeniem komuś kluczyków do samochodu, do którego przytroczono na lince „mordercę psa” może faktycznie skończyć się tym, że samochód ruszy z piskiem opon pociągając „zbrodniarza” za sobą. No cóż, jest to dosyć niepokojące. Bo jeżeli dzisiaj bez żadnych zahamowań wygłaszane są zapowiedzi dokonania linczu i w dodatku uzyskują one szerokie poparcie, któremu towarzyszy wywieranie presji na sądy to znaczy, że coś jest nie tak. Warto zatem zastanowić się co jest nie tak z polskim wymiarem sprawiedliwości kryminalnej, jak to kiedyś, na wzór francuski, nazywano sądzenie przestępców. Najważniejszy zarzut od wielu lat jest taki sam: procesy trwają długo przez co sprawcy latami pozostają bezkarni. Mniej więcej stała, przynajmniej w „społecznym” czy „medialnym” odczuciu, jest także opinia o przyczynie takiego stanu – leniwi, skorumpowani, nieuczciwi sędziowie, którzy mogliby pracować lepiej, ale im się nie chce. Nieczęsto przy wypowiadaniu się o przyczynach kryzysu sądownictwa mówi się natomiast, że sędziowie (i ci lepsi, i ci gorsi) funkcjonują w ramach pewnego narzuconego im systemu, który niestety skutecznie uniemożliwia prawidłowe funkcjonowanie sądów.
Na ów system składa się wiele elementów, dotyczących obejmujących zarówno wprost przepisy prawa określające sposób funkcjonowania sądów, jak i pewne założenia ideologiczne w oparciu o które owe przepisy są tworzone. Wśród nich wymienić należy przede wszystkim z gruntu wadliwą procedurę postępowania przed sądami. W imię ochrony praw i gwarancji procesowych oskarżonego - w tym jego bezwzględnego i absolutnego prawa do obrony - zapisano w niej chociażby to, iż oskarżonemu wolno bezkarnie kłamać przed sądem, że może domagać się przeczytania mu na głos całych akt, choćby miało to trwać kilka miesięcy, że proces musi toczyć się w jego obecności i to niezależnie od tego, czy on sobie tego życzy czy nie. Jednocześnie jednak z tych samych przepisów wynika też, że sąd nie może uniewinnić oskarżonego wyłącznie dlatego, że oskarżyciel nie przedstawił dostatecznych dowodów jego winy. Sąd nie może bowiem przy poprzestać na zbadaniu dowodów przedstawionych przez strony i wydać orzeczenia na ich podstawie, on ma obowiązek wszechstronnego wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy. Co oznacza, że jeżeli sędziemu nie podobają się dowody przedstawione przez prokuratora to ma obowiązek sam sobie znaleźć lepsze.
To wszystko nie byłoby jeszcze takie złe, gdyby nie to, że zgodnie z innym założeniem przyświecającym twórcom polskiego prawa karnego absolutnie każda sprawa musi trafić do sądu i być obsądzona z pełną pompą i zadęciem, a żaden czyn nie może pozostać bezkarny. Zasada ta jest oczywiście słuszna, ale nie wtedy, gdy oznacza to, że te same sądy co wymierzają kary za zgwałcenia i rozboje orzekają także w sprawach o tak straszliwe zbrodnie jak wyprowadzanie psa bez kagańca, nieodśnieżenie chodnika czy hałasowanie po 22:00. Nie wtedy, gdy oznacza to, że człowieka odbywającego karę 25 lat więzienia za morderstwo trzeba sądzić dalej, na przykład za to, że jak go zatrzymano to oprócz zakrwawionego noża i obciętych uszu ofiary miał przy sobie także 2 gramy marihuany. Albo za to, że kiedyś tam podczas kontroli drogowej wydmuchał 0,62 promila.
To właśnie są rzeczywiste problemy, które stoją na przeszkodzie sprawnemu funkcjonowaniu sądów karnych w Polsce. Na te problemy nie pomoże zamontowanie kamer na salach, wprowadzenie ocen okresowych sędziów, montowanie telewizorów do wyświetlania wokand, ubranie sędziów w birety czy wyposażenie ich w tłuczki do mięsa. To co jest potrzebne to zdrowy rozsądek prawodawców, by przy uchwalaniu prawa słuchali praktyków, a nie teoretyków-fantastów. I to, by przepisów nie zmieniano tylko dlatego że istnieje ku temu doraźna potrzeba polityczna.
- - -
Pewnego razu zarzucono mi, że tylko narzekam zamiast coś robić żeby zmienić krytykowany stan rzeczy. A cóż miałbym zrobić? Sędziowie od lat postulują dokonanie zmian w tym zakresie, oponują wobec nieodpowiedzialnych nowelizacji, apelują o poprawienie złych rozwiązań. A jaki jest efekt? Żaden. Przygotowany przez sędziów projekt nowelizacji procedury karnej likwidujący wiele proceduralnych absurdów został skrytykowany przez komisję kodyfikacyjną jako mający na celu wyłącznie ułatwienie pracy sędziom pierwszoinstancyjnym. Oczywiście komisja nie wyjaśniła dlaczego uważa ułatwianie sędziom pracy za coś złego... podobnie jak i nie wyjaśniła dlaczego nie aprobuje większości proponowanych rozwiązań ograniczając się do stwierdzenia, że „nie, bo nie”. Cóż z tego że sędziowie negatywnie opiniują kolejne projekty ustaw, gdy o potrzebie ich uchwalenia decydują rządowi piarowcy, kierujący się nie tym, czy dany pomysł będzie działać, ale tym czy ogłoszenie wprowadzenia danej „reformy” będzie miało przełożenie na preferencje wyborców.