Pages

wtorek, 21 kwietnia 2015

Z deszczu pod rynnę


Wyrokiem z dnia 14 kwietnia 2015 r. Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z Konstytucją RP przepisy art. 96 ust. 1 i art. 97 ust. 1 ustawy z 29 sierpnia 1997 r. – Prawo bankowe, odraczając jednakże utratę przez nie mocy do 1 sierpnia 2016 r. To oznacza że za półtora roku znikają wreszcie Bankowe Tytuły Egzekucyjne, te prywatne bankowe wyroki, które sądy zaopatrywały jedynie w klauzule wykonalności bez możliwości zbadania, czy to co w nich napisano to jest prawda. Orzeczenie to spotkało się z szerokim poklaskiem w mediach, dyżurni "eksperci od prawa i finansów" prześcigali się w radowaniu się z tego że zapadło takie ważne orzeczenie, które przyniesie tak wiele korzyści klientom banków. Jakie to konkretnie miały by być korzyści było już znacznie trudniej się dowiedzieć, ale generalnie nikt się za mocno nie dopytywał, bo przecież wszyscy wiedzą że banki to wyzyskiwacze więc wszystko co w nie uderza musi być z korzyścią dla klientów. Tylko gdzieniegdzie podnosiły się nieśmiałe głosiki bardziej uczonych w prawie, że z tą korzyścią to nie do końca jest prawda.

No właśnie. Jaką konkretnie "korzyść" odnoszą dłużnicy banków z racji tego, że banki będą musiały najpierw uzyskać nakaz zapłaty? Tak, oczywiście, słyszałem jak to pewien medialny ekspert mówił, że da im to szansę na zakwestionowanie żądania banku, bo będą mogli wnieść sprzeciw, który rozpozna sąd. Tyle tylko, że żeby wnoszenie sprzeciwu miało sens konieczne jest, aby wnoszący miał możliwość zgłoszenia jakiegoś zarzutu, którego uwzględnienie mogłoby skutkować zwolnieniem go od obowiązku zapłaty. Zarzutem takim nie jest zaś - dość często spotykany - zarzut niemania pieniędzy na spłatę jak również zarzut nie ponoszenia winy za powstanie długu, czy też zarzut braku chęci umorzenia długu przez bank. Wbrew temu co różni tacy opowiadają w mediach banki co do zasady dobrze obliczają wysokość zadłużenia, i rzadko kiedy dopuszczają do przedawnienia należności. Wyjąwszy przypadki, w których przypisanie konkretnej osobie długu było wynikiem przestępstwa (kradzieży tożsamości) w zasadzie jedyne do czego można się czasem przyczepić to wysokość różnych opłat dodatkowych, windykacyjnych itp. Opłaty takie banki naliczają oczywiście zgodnie z własnym cennikiem, tyle tylko że zwykle w wysokości nieadekwatnej do faktycznych kosztów co stanowi podstawę do uznania takich postanowień za abuzywne. No ale z tego tytułu można "ugrać" zwykle tylko  kilkadziesiąt, sto czy dwieście złotych, co ostatecznie może okazać się nieopłacalne.

I tu dochodzimy do sedna problemu, czyli do kosztów odniesienia rzeczonej korzyści polegającej na maniu możliwości wniesienia sprzeciwu. Mowa oczywiście o kosztach procesu, do zapłacenia których zobowiązany jest ostatecznie dłużnik. W przypadku BTE koszty te wynosiły zwykle 127 zł - 50 zł opłaty sądowej od wniosku o nadanie klauzuli wykonalności, 17 zł opłaty skarbowej od pełnomocnictwa i 60 zł zryczałtowanego wynagrodzenia pełnomocnika banku. Gdy jednak bank, pozbawiony możliwości wystawienia BTE, postanowi dochodzić należności w postępowaniu nakazowym koszty trochę nam wzrosną. Nadal mamy 17 zł opłaty od pełnomocnictwa, ale opłata od pozwu może być "odrobinę" większa niż opłata od wniosku o nadanie klauzuli. Wynosi ona 1/4 z 5% wartości przedmiotu sporu, czyli kwoty, której żąda bank (przy czym nie mniej niż 30 zł), a więc będzie niższa od pobieranej przy BTE tylko wtedy, gdy bank będzie żądał zapłaty nie więcej niż 4.000 zł. Z kolei koszty wynagrodzenia pełnomocnika, których żądać będzie mógł bank rosną już dość znacznie, bo 60 zł to minimalna stawka przewidziana rozporządzeniem, która należy się tylko wówczas, gdy bank żąda mniej niż 500 zł. Jeżeli dług wynosi więcej, to za możliwość otrzymania nakazu dłużnikowi przyjdzie zapłacić nawet 7.200 zł.

Przedstawmy to na konkretnym przykładzie. Załóżmy, że ktoś zaciągnął kredyt konsumpcyjny, na 5000 zł. Miał oddać, nie oddawał, bank kredyt wypowiedział, zaczął naliczać odsetki karne, koszty monitów i ostatecznie długu zrobiło się 8.214 zł. Załóżmy też, że w tym przypadku (jak w przeważającej większości zresztą) nie ma żadnego kantu. Nikt się nie podszył pod dłużnika, bank skrupulatnie i zgodnie z umową rozliczył wszystkie wpłaty, właściwie naliczał odsetki i słowem jest to uczciwy dług i nie ma się do czego przyczepić. Gdy bank dochodził należności przy pomocy BTE, dłużnika obciążał dodatkowo tylko koszt postępowania klauzulowego, czyli 127 zł. Niewiele, mając na uwadze wielkość długu. Natomiast teraz, dzięki wielce korzystnemu dla dłużników banków orzeczeniu Trybunału przyjdzie mu zapłacić 103 zł opłaty od pozwu, 17 zł opłaty od pełnomocnictwa i 1.200 zł wynagrodzenia pełnomocnika. Razem 1320 zł. Za swój wielki sukces będzie musiał więc zapłacić 1193 zł. Taka jest miara owej "korzyści", oj chyba się to nie opłaca...

No, ale przecież zasadnicza korzyść to to, że nic się nie dzieje za jego plecami, i będzie teraz miał możliwość wniesienia sprzeciwu od nakazu, zgłaszania zarzutów, albo wniosku o rozłożenie na raty. Racja, ale co to da naszemu przykładowemu dłużnikowi? Jeżeli wnosząc sprzeciw nie będzie on w stanie podnieść żadnych merytorycznych zarzutów to jedyne co osiągnie to konieczność zapłacenia dodatkowo pozostałych 3/4 opłaty od pozwu, czyli 3/4 z 5% wartości przedmiotu sporu. W naszej przykładowej sprawie będzie to kolejne 308 zł, a więc całość obciążających go kosztów wyniesie 1628 zł. Plus koszty nadania klauzuli na wyrok, czyli kolejne minimum 66 zł. Nawet więc jeśli ma możliwość podniesienia jakiegoś zarzutu, na przykład skutecznego zakwestionowania zasadności naliczania opłat windykacyjnych, to zgłoszenie go może okazać się nieopłacalne, jeżeli "wygrana" w ten sposób kwota będzie niższa niż dodatkowe koszty, które spowoduje wniesienie sprzeciwu. Rozmiar korzyści tego konkretnego klienta wynikających z likwidacji BTE nadal więc rośnie.

Żeby było jasne. Nie jestem zwolennikiem BTE. Już od dawna pisałem, że jest to niczym nie uzasadniony przywilej banków, który powinien zostać zlikwidowany. Ale mówienie przy okazji wyroku Trybunału że jest on niezwykle korzystny dla konsumentów, że poprawia ich sytuację, och, ach i ojejku jak bardzo, to jakieś nieporozumienie. Przeważająca większość dłużników banków nie odniesie żadnej korzyści z zastąpienia BTE postępowaniem nakazowym (jak nie z ksiąg banku to z weksla) albo elektronicznym upominawczym, przeciwnie, ich sytuacja się pogorszy bo będą musieli zapłacić więcej tytułem kosztów postępowania. Same banki zapewne zmienią też szybko druki umów tak, by zamiast oświadczenia o poddaniu się egzekucji znalazł się w nich weksel in blanco, który bardzo łatwo będą mogły zmienić w tytuł wykonawczy. Już dzisiaj słyszy się, że banki planują zastąpić poddanie się egzekucji na podstawie prawa bankowego poddaniem się egzekucji w akcie notarialnym, którego koszty oczywiście poniesie klient. Zamiast więc dąć w triumfalną trąbę ogłaszając nieistniejący sukces warto by może się zastanowić jak naprawdę poprawić sytuację klientów banków w relacjach z wierzycielami. A także co zrobić, by lawina nowych pozwów, które wpłynął zamiast wniosków o klauzulę na BTE nie zatopiła sądów. 

Wiem, za dużo oczekuję od medialnych "ekspertów od prawa i finansów".