Pages

poniedziałek, 16 września 2013

Testament spadkobiercy


Rozpoznawanie spraw o stwierdzenie nabycia spadku rozpoczyna się od odebrania zapewnienia spadkowego, czyli przesłuchania zgłaszających się spadkobierców, by ustalić, kto tutaj ewentualnie mógłby dziedziczyć. Należy więc wypytać spadkobierców o potencjalnych spadkobierców ustawowych, czyli o to, czy spadkodawca miał dzieci z małżeństwa, ewentualnie pozamałżeńskie, albo adoptowane. Jak dzieci nie było, to przechodzimy na drugi krąg uprawnionych i pytamy o rodziców, rodzeństwo, a jak trzeba to i o bratanków i siostrzeńców spadkodawcy. Do tego trzeba jeszcze zapytać, czy ktoś spadku nie odrzucił, nie zrzekł się dziedziczenia, albo też nie został uznany za niegodnego dziedziczenia, bo to by nam zupełnie popsuło rachunki. No i oczywiście należy zapytać, czy spadkodawca przypadkiem spadkodawca nie sporządził testamentu... a przynajmniej do dzisiaj tak mi się wydawało...

O poszukiwaniu testamentu mówi art 670 kpc, i do dzisiaj byłem przekonany, że nakazywał on mi badać, czy spadkodawca, czyli zmarły, pozostawił po sobie testament. Gdy jednak przyjrzałem mu się dokładniej okazało się, że się mylę, i w dodatku przez ostatnie pięć lat rozprawy prowadziłem niezgodnie z tymże przepisem. Od czasu nowelizacji Kodeksu Postępowania Cywilnego w 2007 r. (tej, która wprowadziła notarialne akty poświadczenia dziedziczenia) przepis ten stanowi bowiem, iż:

Art. 670.  Sąd spadku bada z urzędu, kto jest spadkobiercą. W szczególności bada, czy spadkobierca pozostawił testament, oraz wzywa do złożenia testamentu osobę, co do której będzie uprawdopodobnione, że testament u niej się znajduje. Jeżeli testament zostanie złożony, sąd dokona jego otwarcia i ogłoszenia.

Trudno jest zrozumieć, jakie znaczenie dla stwierdzenia nabycia spadku ma to, czy spadkobierca pozostawił testament, nie mówąc już o tym, że nie bardzo wiadomo, gdzie, miałby ten testament pozostawić (w domu? u sąsiada?). Samo rozważanie tej kwestii nie ma przy tym chyba sensu, bo nie ulega chyba wątpliwości, że komuś tu się wyraźnie pomylił spadkobierca ze spadkodawcą.  Początkowo sam zresztą myślałem, że to zwykły błąd przy przepisywaniu z Dziennika Ustaw do programu... ale okazało się, że nie. Z oficjalnego (ze strony Rządowego Centrum Legislacji) skanu Dziennika Ustaw nr 181/2007 (poz. 1287) wynika, że taka właśnie była ogłoszona treść przepisu. A jak stwierdziłem chwilę później ten przepis został uchwalony w dosłownym brzmieniu zaproponowanym w projekcie rządowym zawartym w druku sejmowym nr 1651 Sejmu V kadencji.

Nad całą ustawą (i tymże nieszczęsnym art 670 kpc) pracowała podkomisja nadzwyczajna powołana w ramach Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Sporządziła ona sprawozdanie, w którym powtórzyła słowo w słowo przepis zaproponowany w projekcie rządowym. Sama komisja, w druku nr 1942 przedłożyła sprawozdanie, w którym zaleciła Sejmowi uchwalenie zmiany art 670 kpc zgodnie z projektem rządowym. Błędu nie zauważył także ekspert, który sporządził na zlecenie Biura Analiz Sejmowych opinię o projekcie ustawy, ani też żaden z posłów biorących udział w posiedzeniach komisji, a następnie w II i III czytaniu na posiedzeniu plenarnym. No i uchwalili...

No cóż. nauczka dla mnie, żeby czytać dokładnie przepisy, także te, co do których myślałem, że je znam na pamięć. Bo nigdy nie wiadomo,  co jeszcze panom posłom udało się tak "przypadkiem" uchwalić. Chociaż tutaj ta konkretna "wpadka" miała ewidentnie jednego "ojca" - autora pierwotnego projektu rządowego, którego błąd był następnie powielany przez tych wszystkich, którzy przynajmniej w teorii mieli propozycji rządu się przyjrzeć i ją rozważyć. Może warto by więc wprowadzić zasadę, że każdy proponowany przepis, tudzież jego zmiana, opatrywana jest nazwiskiem jej autora, by potem wiadomo było, komu mamy pogratulować szczególnych osiągnięć w dziedzinie legislacji?