Od momentu
wejścia w życie błyskawicznej nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, którą
wprowadzono obowiązek ustalania peselu pozwanego upłynęło już trochę czasu, a
to oznacza, że najwyższy czas zobaczyć, jak to wszystko działa. Tym bardziej,
że temat jakby ucichł, bo jakoś nie słychać, aby pomysłodawcy tudzież ojcowie
tej Wspaniałej Reformy wypowiadali się na temat olbrzymich korzyści, jakie jej
funkcjonowanie przyniosło obywatelom. Chociaż to może zrozumiałe, bo patrząc na
tę sprawę od strony osoby, która ze skutkami rzeczonej reformy spotyka się na
co dzień to jakoś nie bardzo jest czym sie chwalić. Bo z tym ustalaniem peseli
pozwanych wcale nie jest tak różowo, jak to w gazetach pisali, że będzie.
W zamieszczanych w internecie komentarzach specjalistów od sądownictwa (a także od ekonomii, piłki nożnej i badania wypadków lotniczych) wszystko jawi się bardzo prosto. Wystarczy wpisać dane do komputera i po parunastu sekundach jest wynik. I jest to prawda, tyle że nie do końca. Po pierwsze na odpowiedź z bazy PESEL-SAD trzeba obecnie czekać nawet parę minut, bo system nie jest dostosowany do obsługi tak wielkiej ilości zapytań, a po drugie żeby dostać odpowiedź trzeba najpierw wiedzieć, o co zapytać - a z tym to już nie jest tak prosto, jakby się niektórym wydawało. Ale największy problem polega na tym, że cała ta wielka heca z peselami wcale nie zapobiega powtórzeniu się przypadku pani Danuty z Sochaczewa, od którego wszystko się zaczęło. Jak to możliwe? Ano popatrzmy na to, co tak naprawdę wprowadzono.
System PESEL-SAD, przy pomocy którego sądy mają ustalać pesele pozwanych działa na dwa sposoby - można albo zweryfikować zgodność podanych danych z bazą, albo ustalać przy jego pomocy brakujące dane. W pierwszym przypadku, gdy wpisujemy imię, nazwisko oraz podany przez powoda numer PESEL, system wypluwa informację, że dane są zgodne, albo że są niezgodne. Jeżeli są zgodne, to problemu nie ma, bo to znaczy, że powód wskazał że pozywa tego Karola Piprztykowskiego który ma taki a taki pesel, a sąd ustalił iż tenże pesel faktycznie należy do wskazanej osoby. Inaczej mówiąc jest dokładnie tak, jak być powinno, to znaczy powód oznaczył pozwanego, a sąd tylko sprawdził, czy podany pesel zgadza się z imieniem i nazwiskiem. Tyle tylko, że niestety ustawodawca ostatecznie uznał, że powód wcale nie musi podawać peselu pozwanego, bo tenże pesel (a zatem to, kto konkretnie jest pozywany) powinien ustalić sąd. I tu wchodzi nam drugi tryb pracy systemu, to znaczy ustalanie brakujących danych. No i zaczynają się schody.
Żeby ustalić numer PESEL, podobnie zresztą jak i inne dane osoby, należy skierować odpowiednie zapytanie, w którym podaje się znane nam dane poszukiwanej osoby. Skąd Sąd bierze te dane? Ano z pozwu, i tylko z pozwu. Powód musi je podać w pozwie, bo to on oznacza pozwanego. Owszem jakieś dane mogą być wpisane w załączonych do pozwu dokumentach, ale skąd mogę wiedzieć, czy te dokumenty faktycznie dotyczą osoby, którą powód chce pozwać? Nic mu przecież nie zabrania załączyć dokumentów nie dotyczących tej sprawy. Bierzemy więc tylko to, co znalazło się w pozwie i wpisujemy do systemu. I już mamy pierwszy schodek.
Jeżeli wpiszemy do systemu tylko imię i nazwisko, to zwykle otrzymamy listę kilkunastu, lub nawet kilkudziesięciu osób, wraz z towarzyszącymi im numerami PESEL. No i co wtedy? Mamy przesłać listę powodowi, żeby nam zaznaczył, którego z nich pozywa? A nawet jeśli, to skąd będziemy wiedzieli, że osoba, którą nam zaznaczy to ta, której adres podał w pozwie? Pamiętajmy, że sprawa, od której wszystko się zaczęło wynikła właśnie z faktu, że wierzyciel wskazał komornikowi numer PESEL osoby o tym samym imieniu i nazwisku co dłużnik. Jak więc możemy ustalić, którego Jana Kowalskiego pan powód ma życzenie pozwać? Ano trzeba podać maszynie dodatkowe dane. Tyle tylko, że zwykle jedyne „dodatkowe dane”, jakie możemy znaleźć w pozwie i wpisać je do systemu to adres zamieszkania pozwanego, który wcale nie musi pokrywać się z zapisanym w systemie adresem zameldowania. Tak więc może okazać się (i często tak jest) że na zapytanie o pesel Jana Kowalskiego z ulicy Błotnistej 9 otrzymamy odpowiedź, że takiego człowieka nie ma. No i co wtedy? Ano nie wiadomo.
Numeru PESEL nie umieszcza się w wyroku, ani w nakazie zapłaty, bo panowie posłowie nie uznali za stosowne nakazać by je tam wpisywano. Oczywiście można to robić, w końcu „oznaczenie strony” nie oznacza tylko imienia i nazwiska, ale nie jest to konieczne. A skoro można i prowadzić rozprawę i wydać wyrok nie znając peselu pozwanego (bo żaden przepis tego nie zabrania) to znaczy, że nie ma podstaw do zawieszania postępowania do czasu, gdy powód poda dane umożliwiające ustalenie peselu pozwanego. Wszak art. 177 §1 pkt 6 kpc wprost mówi, że zawiesić można tylko wtedy, gdy brak danych umożliwiających ustalenie peselu powoduje, że nie można nadać sprawie biegu. Owszem można też wywodzić, że skoro ustawodawca zamieścił przepis nakazujący sądowi ustalanie peselu pozwanego w rozdziale dotyczącym rozprawy (art. 208(1) kpc) to znaczy, że jego ustalenie jest konieczne dla wydania wyroku, ale taka argumentacja wymagałaby założenia tego, że ustawodawca umieszczając przepis właśnie w tym miejscu uczynił to w sposób przemyślany, co mając na uwadze przebieg prac legislacyjnych jest bardzo ryzykowne. Wymagałoby też udzielenia odpowiedzi co w takim razie ze sprawami, w których nie przeprowadza się rozprawy, a więc rzeczony artykuł - skoro zamieszczono go w tym miejscu celowo - się do nich nie stosuje. A że dobrej odpowiedzi nie ma to i wygląda na to, że sądzimy jak dotychczas, czy jest pesel czy nie.
Brak peselu pozwanego staje się przeszkodą dla nadania dalszego biegu sprawie dopiero na etapie nadania klauzuli wykonalności, no bo skoro w treści klauzuli zamieszcza się numer PESEL, to bez niego klauzuli nadać nie można. A więc dopiero wtedy możemy więc wezwać powoda do podania danych umożliwiających ustalenie peselu pozwanego i jak ich nie poda to zawiesić postępowanie klauzulowe. No i tutaj pytanie za sto punktów – a co będzie jak na tym etapie, po wydaniu wyroku, przy okazji nadawania klauzuli powód poda dane innej osoby niż ta, której doręczono odpis pozwu? Jeżeli zamiast podania danych pani Danuty bizneswomenki z Gdańska poda dane pani Danuty emerytki z Sosnowca, i to jej pesel wyskoczy sądowi z systemu? Proceduralnie wszystko będzie w porządku. Sąd wezwał powoda do podania danych, dane zostały podane i na ich podstawie sąd ustalił numer pesel pozwanego posługując się systemem PESEL-SAD. A skutek? A skutek będzie dokładnie taki sam jak ten, któremu cały ten pomysł z ustalaniem peseli miał zapobiec.
Używanie numeru PESEL jako dodatkowego oznaczenia jednoznacznie identyfikującego strony postępowania sądowego jest w dzisiejszych czasach konieczne. Jest nas po prostu zbyt dużo, i jesteśmy zbyt mobilni, by dla identyfikacji wystarczyło samo imię i nazwisko. To nie te czasy, gdy wszyscy wiedzieli który to Jaśko Kaziuków. Niestety sposób, w jaki postanowiono wprowadzić numery PESEL do praktyki polskich sądów nienajlepiej świadczy o racjonalności ustawodawcy. Nie wprowadzono wyraźnie zasady, że bez jednoznacznego oznaczenia pozwanego nie można wydać przeciwko niemu wyroku, co więcej zwolniono powoda z obowiązku dokładnego oznaczenia pozwanego, a ten obowiązek przerzucono na sąd. Wprowadzono w ten sposób rozwiązanie, które bynajmniej nie chroni przed przypadkami błędów w identyfikacji dłużnika, bo nie wyklucza możliwości takiej pomyłki na etapie nadawania klauzuli wykonalności. Zamiast wprowadzić istotne zmiany przylepiono tylko łatę, która z zewnątrz może i ładnie wygląda, ale tak naprawdę nawet nie zakrywa całej dziury. No ale cóż, nic nowego pod słońcem. Nie pierwsza to i nie ostatnia nieprzemyślana nowelizacja uchwalona w odpowiedzi na zapotrzebowanie medialne. Wytrzymamy i to...