No cóż… niedawne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego stwierdzające
że likwidacja przez ministra wszystkich sądów w Polsce (oprócz trzech)
nie narusza Konstytucji, zdecydowanie dodało skrzydeł Miłościwie Nam
Ministrującemu. W ostatnich bowiem dniach Ministerstwo Nadzoru i
Statystyki wydala z siebie coraz to kolejne pomysły na Przyspieszenie i
Usprawnienie postępowań sądowych. Opublikowano nawet specjalną
pomarańczową książeczkę, w której wspaniale opisano jak to wszystkim
obywatelom się polepszy i nastanie stan powszechnej szczęśliwości, jak
tylko w całym kraju zostanie wprowadzony „system gliwicki”, ale na
nią spuszczę na razie zasłonę milczenia. Bo jedyne, czego w niej
brakuje to stwierdzenia, że leniwi sędziowie nocami zrzucają stonkę.
Jednym z tychże nowych genialnych i przyspieszających pomysłów jest
pomysł wyposażenia listonoszy w tablety, na których będzie można
odnotowywać fakt doręczenia przesyłki, jej awizowania, zwrotu itp,
zamiast wypełniania tradycyjnej, kartonowej zwrotki. A jak listonosz je
już odnotuje, to sąd będzie mógł to sobie od razu sprawdzić w
systemie bez czekania, aż poczta odeśle zwrotkę. Pomysł w zasadzie
niegłupi, bo jak fakt doręczenia będzie odnotowany w systemie, i będzie
można to sprawdzić zdalnie, to odpadnie problem zgubionych zwrotek, i
konieczności składania w takim przypadku reklamacji, które poczta
rozpatruje baaardzo długo. Tyle tylko, że Pan Minister wypowiadając się
do prasy na temat tego pomysłu nic o zgubionych zwrotkach nie mówił…
Zapowiedział natomiast, że dzięki temu nastąpi skrócenie czasu
oczekiwania na wyrok o co najmniej dwa tygodnie, jak również, że
sędziowie nie będą musieli czekać na potwierdzenia dostarczenia
korespondencji i kolejne rozprawy będą mogli planować nawet z dnia na
dzień…
No cóż… Pan Minister przyzwyczaił nas już do tego, że za każdym
razem, gdy wypowiada się do prasy o reformowaniu sądownictwa i
spodziewanych skutkach jakiejś reformy, to należy przetrzeć oczy i
przeczytać jeszcze raz, po czym wzruszyć ramionami i postarać się o tym zapomnieć. Tyle tylko, że to już
naprawdę przestaje być śmieszne… Bo dotąd wydawało mi się, że
jeżeli ktoś zabiera się za naprawianie czegoś, to znaczy, że wie jak
to powinno działać, jak teraz działa, dlaczego nie działa jak powinno,
i co należy zrobić, żeby osiągnąć zamierzony cel. A tutaj po raz
kolejny pada wypowiedź tak bardzo oderwana od realiów, że realia trudno
dostrzec nawet przez teleskop.
Dlaczego oderwana? Ano popatrzmy:
Załóżmy że wprowadzony zostaje ów cudowny, nowoczesny, elektroniczny
e-system e-przesyłek e-poleconych. Listonosz doręczając przesyłkę
odnotowuje to w systemie, dzięki czemu sąd dowiaduje się o tym
natychmiast. Zwykle odesłanie zwrotki i jej załączenie do akt trwa nawet
i dwa tygodnie, więc o te dwa tygodnie szybciej sąd wie, że przesyłka
została doręczona. Czy to jednak oznacza, że wyrok będzie o dwa
tygodnie wcześniej? Ano nie, bo wyrok zapada po rozprawie, a rozprawa ma z
góry wyznaczony termin i nie ma znaczenia, kiedy sąd się dowie o tym,
że strony zostały zawiadomione byle by w dniu rozprawy miał już
potwierdzenie odbioru. Może więc dzięki temu będzie można wyznaczać
rozprawy na terminy przypadające dwa tygodnie wcześniej? Ano nie, bo w
przeważającej większości sądów czas potrzebny na doręczenie ma
drugo- lub nawet i trzeciorzędne znaczenie dla ustalania terminów
rozprawy, więc możliwość uzyskania wcześniej potwierdzenia doręczenia
nic tu nie da.
Przyczyną tego, że na rozprawę, na której następuje wydanie wyroku
czeka się w Polsce kilka miesięcy jest to, że w sądach jest za dużo
spraw. Bo niestety, ale jeżeli w moim referacie jest w tej chwili około
300 spraw, w tym jakieś 200 wymagających rozpoznania na rozprawie, to
prosty rachunek (zakładając 8 sesji miesięcznie po 10 spraw na każdej)
pozwala stwierdzić, że najbliższy wolny termin rozprawy mam dziesięć
tygodni. Sprawa, która wpłynie dzisiaj będzie miała szansę zakończyć
się wyrokiem najwcześniej w połowie czerwca. I to nawet wtedy, gdy
sekretariat wyśle wezwanie następnego dnia po wydaniu zarządzenia,
listonosz doręczy ją kolejnego dnia, a ja od razu w e-systemie zobaczę,
że jest ono doręczone. E-doręczenia nic tu nie zmienią, i niczego nie
przyspieszą, bo jedynym sposobem na skrócenie czasu oczekiwania na
rozprawę z 10 do 8 tygodni jest zmniejszenie ilości spraw, które muszę
rozpoznać o 2-tygodniowy „przerób”, czyli o 40 sztuk. A tego nie da
się osiągnąć poprzez wprowadzenie e-doręczenia, e-protokołu,
e-wokandy, e-sądu, e-portalu orzeczeń, e-kiosku, szafy z 30 półkami czy
najnowszego pomysłu na Optymalizację i Synergię czyli Centralnej
Drukarki Gliwickiej. Konkretne propozycje pożądanych zmian
prawno-organizacyjnych są znane i były zgłaszane wielokrotnie, tyle
tylko, że były one najwidoczniej zbyt mało „medialne” by prawodawcy
się nimi zainteresowali. A szkoda…