Pages

czwartek, 25 października 2012

Woźny zawsze puka sześć razy

Poszukując pewnego razu w Sieci czegoś zupełnie innego natrafiłem na stronę internetową sądów szkockich, [link] Muszę przyznać, że w Polsce brakuje takiego źródła, poświęconego właśnie sądom i ich działaniom, a nie polityce uprawianej przez Ministra Sprawiedliwości. Nie o tym jednak chciałem pisać. Otóż na tej stronie znajduje się aktualizowana lista orzeczeń wydawanych przez Szeryfów z różnych okręgów sądowych. Co ciekawe w orzeczeniach tych publikowane są dokładnie wszystkie dane stron - imiona, nazwiska, adresy - najwidoczniej w Szkocji nie mają Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która dopatrzyłaby się w tym naruszenia prawa pozwanego do prywatności.

Jednym z orzeczeń, które mnie zainteresowało, było orzeczenie wydane w dniu 1 czerwca 2012 r. przez Szeryfa George'a Jamiesona z okręgu South Strathclyde, Dumfries, and Galloway w Dumfries, w sprawie z powództwa Bank of Scotland PLC przeciwko Williamowi Johnowi Stevensonowi, zamieszkałemu w Cargenbridge, sygnatura akt A80/11. Z jakim dokładnie roszczeniem Bank of Scotland PLC wystąpił przeciwko panu Stevensonowi niestety nie wiem, mogę tylko się domyślać, że chodziło o powództwo o zapłatę kwoty kredytu postawionego w stan natychmiastowej wymagalności. Opublikowane orzeczenie jest bowiem tylko wyrokiem wstępnym odnoszącym się do jednego z zarzutów podnoszonych przez pozwanego. Zarzut ten sprowadzał się zaś do tego, iż żądanie powoda jest niedopuszczalne, gdyż nie doręczono mu prawidłowo wypowiedzenia umowy kredytu (calling-up notice). Orzeczenie to zainteresowało mnie zaś dlatego, że od dawna interesuje mnie kwestia sposobu dokonywania doręczeń korespondencji o znaczeniu prawnym. W zasadzie gdyby zapytano mnie jaki jest największy problem związany z funkcjonowaniem sądów, to wskazałbym właśnie na doręczenia. Także większość tzw. "problemów z EPU" to właśnie konsekwencje problemów z doręczeniami - bo jestem pewien, że gdyby każdy pozwany faktycznie dostawał do rąk własnych nakaz zapłaty z pouczeniami, to większość zarzutów pod adresem postępowania elektronicznego by się nie pojawiła. Ale do rzeczy.

Punktem wyjścia dla badania sprawy przez szeryfa był przepis art. 19 (6) szkockiej ustawy o hipotekach i reformie feudalnej z 1970 r., [Conveyancing and Feudal Reform (Scotland) Act] który określa sposób złożenia oświadczenia o wypowiedzeniu kredytu. Stanowi on, że może to nastąpić przez doręczenie adresatowi osobiście, przesłanie pocztą przesyłką poleconą (registered post) albo przez doręczyciela (recorded delivery service) na ostatni znany adres. Jeżeli adres nie jest znany (albo nie wiadomo, czy adresat nadal żyje) przesyłkę należy doręczyć sekretarzowi właściwego sądu (Extractor of the Court of Session). Wymagania są tu zatem znacznie łagodniejsze niż w Polsce, nie ma mowy ani o poświadczeniu odbioru, ani nawet o awizowaniu, a i adres nie musi być aktualny. Wystarczy wysłać list polecony, a za datę doręczenia przesyłki, zgodnie z art 19(8) będzie uważany następny dzień po jej nadaniu. Gdzie więc tkwił problem, wymagający rozpoznania przez sąd? Ano w tym, że przy doręczaniu przesyłki panu Stevensonowi nie zastosowano żadnej z tych metod. Pismo zostało po prostu wrzucone do jego skrzynki pocztowej (znaczy przez szparę na listy w drzwiach) przez woźnego sądowego (Sheriff's officer), i zadaniem sędziego było rozstrzygnięcie, czy taki sposób doręczenia może zostać uznany za właściwy.

W omawianym orzeczeniu zamieszczono bardzo obszerną argumentację, przedstawianą przez obie strony, której przytaczanie tutaj zajęłoby jednakże zbyt wiele miejsca, zwłaszcza, że odnosiła się ona do szeregu równolegle badanych aspektów sprawy. Ograniczę się więc wyłącznie do przytoczenia konkluzji. Otóż Szeryf, po rozważeniu argumentacji przedstawionej przez strony, uznał, że doręczenie nastąpiło prawidłowo, gdyż woźny postąpił zgodnie z obowiązującymi w tym zakresie przepisami prawa. A uzasadnił to tak:

- przedstawione sądowi poświadczenie doręczenia opatrzone jest datą 14 lutego 2011 r. wpisaną słownie, a nie cyframi, w zgodzie z postanowieniami Ustawy o doręczeniach z 1693 r. [Citation Act 1693]

- zostało ono podpisane zarówno przez woźnego jak i świadka, co jest w zgodzie z postanowieniami Ustawy o doręczeniach z 1686 [Citation Act 1686],

- poświadcza ono, że przesyłkę włożono w obecności świadka do skrzynki pocztowej dopiero po tym jak woźny z dochowaniem należytej staranności ustalił, że dłużnik zamieszkuje w tym lokalu, lecz ani on, ani żaden z domowników nie odpowiedział na sześciokrotne głośne zapukanie do drzwi - zgodnie z postanowieniami Ustawy o doręczeniach z 1540 r. [Citation Act 1540],

Wnioski z lektury tego orzeczenia są trzy. Pierwszy jest taki, że problem z doręczaniem zawiadomień o rozprawach istniał w sądach chyba od zawsze, skoro już w 1540 r, szkocki Parlament uznał za celowe uregulowanie tej kwestii, by wyeliminować przypadki szkód i krzywd wynikających z faktu, iż niewłaściwie zawiadamiani poddani nie wiedzieli o wytaczanych przeciwko nim procesach. 

"For eschewing of grett Inconvenientis and fraude done to our souerane lordis liegis be Summoning of thame at thare duelling places And oft tymes falslie and gettis neuer knawlege thairof"

Drugi wniosek jest taki, że o ile możemy nie lubić doręczeń przez podwójne awizo, to jest to rozwiązanie z pewnością korzystniejsze dla adresata niż domniemanie doręczenia wynikające z faktu wysłania. A takie właśnie domniemanie stosowane jest np. przez angielski elektroniczny sąd, zgodnie z art. 6.7 angielskiej procedury cywilnej (Civil Procedure Rules 1998) zgodnie z którym przesyłka jest uważana za doręczoną na drugi dzień po wysłaniu. I żaden przepis nie wymaga, by był to adres aktualny, przeciwnie, przepis wprost stanowi, że może to być ostatni znany adres... Aż dziwne że angielski e-sąd w latach 2010/2011 rozpoznał tylko 130.000 spraw...

A trzeci wniosek jest taki, że dobre prawo się nie starzeje i właściwie stosowane nawet po 500 latach od uchwalenia może wskazywać rozsądne rozwiązanie problemów, o których jego autorom nawet się nie śniło. Co polecam pod rozwagę wszystkim tym, którzy uważają, że jak kodeks ma już 50 lat to należy go jak najszybciej zastąpić nowym, bo jest "przestarzały".