Gdy opublikowałem tekst zatytułowany „Gra w durnia” niektórzy uznali to za działanie niewłaściwe, stanowiące instruktaż dla szkodliwych zachowań. Moim jednak zdaniem szkodliwy jest sam fakt istnienia uregulowań proceduralnych umożliwiających nadużywanie swego prawa do sądu, zaś to, że dziś korzystają z nich tylko ci, którzy dostatecznie dobrze znają przepisy tylko pogarsza sprawę. Bo w ten sposób umożliwia się różnym cwaniaczkom kpienie z sądu, co zawsze dzieje się ze szkodą dla osób, które miały nieszczęście wdać się z takimi cwaniaczkami w spór. Milczenie, i liczenie na to, że nikt nie zauważy nic tu nie pomoże, trzeba po prostu tak ukształtować procedury, by do takich przypadków nie dochodziło. A pierwszym krokiem do tego jest mówienie głośno o tym, że prawo, które pozwala na takie "zabawy" jest złe i wymaga zmiany. Bo inaczej winą za partaninę po stronie polityków znowu zostaną obciążeni sędziowie. A jedną z takich proceduralnych partanin są właśnie przepisy pozwalające na grę "w hydrę"
"Gra w durnia" - czyli zmuszanie sądu do poważnego traktowania absurdalnych pism - to tak naprawdę tylko głupawy, i w zasadzie nieszkodliwy dowcip. Nie narusza ona bezpośrednio ani praw, ani interesów innych osób. Niestety nie można tego samego powiedzieć o "grze w hydrę" która może być - i niestety często jest - używana świadomie w celu zaszkodzenia osobie, której przyszło wdać się z takim "graczem" w spór przed sądem. Gra ta polega bowiem na składaniu w toku postępowania dużej ilości bezzasadnych, choć proceduralnie poprawnych, wniosków i zażaleń, w celu zmuszenia sądu do zajmowania się kwestiami ubocznymi i opóźnienia w ten sposób wydania rozstrzygnięcia w zasadniczej kwestii. Mechanizm takiego opóźniania jest prosty. Rozpoznanie każdego wniosku wymaga czasu, a rozpoznanie zażalenia dodatkowo przesłania całości akt sprawy sądowi odwoławczemu. Akta są tylko jedne, więc dopóki sąd odwoławczy ich nie zwróci po rozpoznaniu zażalenia to sprawa nie może się dalej toczyć. A jak w międzyczasie wnosi się zażalenia na wszystko na co się da, to takie wzajemne przesyłanie sobie akt może trwać miesiącami.
Samo prowadzenie "gry w hydrę" jest bardzo proste. Po otrzymaniu jakiegoś postanowienia albo zarządzenia oczywiście wnosimy na nie zażalenie, ale jednocześnie składamy też wniosek o dokonanie wykładni tego orzeczenia, pisząc, że jest ono dla nas niejasne. Sąd nada bieg zażaleniu (czyli wezwie do opłaty, złożenia odpisu itp.) i zapewne odmówi wykładni, uznając, że wniosek jest bezpodstawny. Na postanowienie odmawiające dokonania wykładni możemy wnieść zażalenie, więc to robimy, ale jednocześnie wnosimy też o wykładnię tego postanowienia (bo do tego też mamy prawo). Sąd nada wtedy bieg naszemu drugiemu zażaleniu (temu na postanowienie o odmowie dokonania wykładni) no i pewnie odmówi nam dokonania wykładni postanowienia o odmowie dokonania wykładni postanowienia. Wnosimy wtedy zażalenie (to już trzecie) na postanowienie o odmowie dokonania wykładni postanowienia o odmowie dokonania wykładni postanowienia, i jednocześnie prosimy wykładnię tego postanowienia. I tak dalej, i tak dalej. Na każde otrzymane postanowienie odpowiadamy wniesieniem zażalenia i wniosku o wykładnię. I w ten sposób w miejsce jednej odciętej „głowy” wyrosną kolejne dwie, a jak jednocześnie będziemy wnosić o sprostowanie postanowienia, to nawet trzy. A jak akta trafią wreszcie do sądu odwoławczego i ów sąd oddali któreś z naszych zażaleń, to znowu możemy wnieść o wykładnię postanowienia sądu odwoławczego wskazując, że treść orzeczenia ”oddalić zażalenie” jest dla nas niejasna i zupełnie niezrozumiała. I zabawa zaczyna się od początku.
Pewnego razu przyszło mi zajmować się sprawą, w której po jednej ze stron występowali „mistrzowie” owej gry. Ponad dwie godziny zajęło mi wtedy ustalenie, że to zażalenie do usunięcia braków którego ich wzywam wniesiono na postanowienie o oddaleniu wniosku o dokonanie wykładni postanowienia o odrzuceniu zażalenia na postanowienie o odrzuceniu zażalenia na postanowienie o odmowie dokonania wykładni postanowienia o odmowie dokonania wykładni postanowienia o odrzuceniu zażalenia na postanowienie o oddaleniu wniosku o sprostowanie postanowienia o odmowie dokonania wykładni postanowienia o odmowie odrzucenia pozwu. Wykonałem w ten sposób kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. Cóż bowiem z tego, że to w pocie czoła zidentyfikowane zażalenie to zostało przeze mnie odrzucone, skoro w odpowiedzi na moje postanowienie w tym przedmiocie oni wnieśli kolejne zażalenie i wniosek o wykładnię? A odpowiedzą na moje postanowienie o odmowie dokonania wykładni mojego postanowienia o odrzuceniu zażalenia było wniesienie zażalenia i wniosku o wykładnię tego postanowienia? Za każdym razem, gdy wracała do mnie ta sprawa czułem się jak Herakles walczący z Hydrą. Tyle tylko, że ja nie miałem pochodni, którą mógłbym przypalać miejsca po obciętych głowach, by więcej nie odrastały. Bo nie ma dziś niestety żadnego instrumentu prawnego przy pomocy którego można by zapobiec dalszemu mnożeniu się „głów”. A kto za to płaci? Ano jak zwykle...