Nadszedł kolejny rok, podobno już ostatni, bo więcej się Majom nie zmieściło na kamieniu. No i podobno można też coś o tym wydedukować z przepowiedni Nostradamusa. Mają być burze słoneczne powodujące upadek cywilizacji technicznej, rozbłyski gamma, wojny, klęski i nalot kosmitów. No i oczywiście wiadomo, że koniec świata to będzie jak Polska wyjdzie z grupy. Z pewnością będzie to natomiast (niestety) kolejny rok "reformowania" sądów przez kolejnego z rzędu polityka posadzonego w nagrodę (albo za karę) na stołku ministra sprawiedliwości.
Reformy są nieuniknione, bo w końcu tego od pana ministra oczekują Wyborcy. Zastanawiam się tylko ile jeszcze pomysłów na "poprawę sytuacji w wymiarze sprawiedliwości" wytrzymają sądy i sędziowie. Jeden minister tworzy małe sądy, żeby obywatel miał blisko, drugi je likwiduje w ramach oszczędności i lepszego gospodarowania kadrami. Jeden tworzy wyspecjalizowane wydziały by oszukany przedsiębiorca / wyzyskiwany pracownik / biedna matka samotniewychowująca mieli szansę na kompetentne obsądzenie ich sprawy, a drugi uważa, że każdy sędzia może obsądzić każdą sprawę, bo wszystkie to w zasadzie są takie same. Jeden zaostrza rygory proceduralne by przyspieszyć postępowania, a drugi je łagodzi by w pełni realizować prawo obywatela do sądu. A potem jeszcze raz to samo. I jeżeli którakolwiek z tych "reform" odniesie pozytywny skutek to jest to niewątpliwa zasługa aktualnie rządzącej partii. A jeżeli efektów nie będzie, albo zamiast się poprawić się pogorszy, to jest to niewątpliwie wina sędziów, którzy sprzeciwiają się wszelkim próbom zagonienia ich do uczciwej roboty.
Na ten rok zapowiedziano likwidację 1/3 sądów rejonowych w Polsce. A dokładnie nie likwidację, tylko zamianę tabliczek i pieczątek na takie z innym napisem. Bo sądy zostaną tam, gdzie były tylko się będą nazywać "wydziały zamiejscowe". Oficjalnie miało to na celu likwidację małych sądów, które rozpoznają mało spraw, co z kolei miało pociągnąć za sobą oszczędności na dodatkach funkcyjnych, bo dzięki temu będzie mniej prezesów. Wszystko fajnie, tyle tylko, że ilość spraw wpływających rocznie do sądu nie miała żadnego znaczenia przy podejmowaniu decyzji o jego likwidacji. Liczyła się tylko liczba orzekających w danym sądzie sędziów. Odległość pomiędzy "łączonymi" sądami też nie miała znaczenia, tak więc niektóre likwidowane sądy będą przekształcone w wydziały zamiejscowe sądów położonych w miejscowościach oddalonych nawet i o 100 km. Żeby było jeszcze zabawniej w paru przypadkach sądem "macierzystym" stanie się sąd w którym orzeka mniej sędziów i położony w znacznie mniejszej miejscowości. Z tymi oszczędnościami na dodatkach to też tak wspaniale nie będzie, bo większość tych "likwidowanych" prezesów i tak jest równocześnie przewodniczącymi wydziałów. Tak więc różnica będzie taka, że zamiast dodatku funkcyjnego dla prezesa będzie brał dodatek funkcyjny dla przewodniczącego. Oszczędność dla budżetu państwa na takiej zamianie to jakieś 200 zł miesięcznie.Wygląda zatem, że rzeczywista przyczyna wprowadzanie tej reformy jest inna... po prostu panowie politycy chcą obejść zakaz wynikający z art. 180 ust 2 Konstytucji RP i uzyskać prawo do przenoszenia sędziów pomiędzy sądami. Być może faktycznie chodzi o to, by nie było tak, że w jednym sądzie siedzą i się nudzą, a w drugim nie wiedzą w co najpierw wsadzić ręce. Tylko że przepisy gwarancyjne - a do takich zalicza się art 180 Konstytucji - uchwala się przewidując najgorsze. To jest także to, że do władzy może dorwać się ktoś, kto nie będzie widział nic złego w poinformowaniu sędziego że pan premier liczy na wyrok uwzględniający interes państwa. Z sugestią, że albo pan sędzia zrozumie czego pan premier oczekuje, albo od przyszłego miesiąca pan sędzia (tudzież jego małżonka) będzie dojeżdżać do pracy 100 km w jedną stronę.
Z innych pomysłów to oczekujemy (już od dwóch lat) na wprowadzenie wreszcie tego nagrywania rozpraw, bo wszyscy są niezwykle ciekawi tego jak to będzie działać. Bo jak dotąd zarówno w oficjalnych publikacjach jak i na oficjalnych szkoleniach autorzy reformy nie zdradzili jak oni wyobrażają sobie pracę z tymi nagraniami, ich odsłuchiwanie, udostępnianie. Jedyne co wiemy, to to, że na pewno nam to coś ułatwi. No i oczywiście skróci rozprawy o 1/3. Czekamy też na ucieleśnienie genialnego pomysłu sądów odmiejscowionych to jest pomysłu polegającego na tym że stadionowi kibole na będą sądzeni na stadionie przez sędziego spoglądającego na nich z ekranu telewizora. A to wszystko będzie się odbywało pod nadzorem asystenta sędziego, który zostanie zaproszony na mecz by pilnować czy telesądzenie odbywa się prawidłowo. Interesujące będzie także zapewne sprawdzenie jak to działać będą najnowsze genialne pomysły w zakresie zmian procedury cywilnej, zwłaszcza te nakazujące uzyskanie zgody na złożenie pisma do sądu. Bo na dzień dzisiejszy większość praktyków wydaje się zgodna co do tego, że nie bardzo wiadomo o co w tym wszystkim chodzi i jak te przepisy należy rozumieć. Pewnie doczekamy się też kolejnego rekordu wydajności e-sądu gdzie kolejni referendarze biją rekordy szybkości naciskania klawisza "enter" wydając w ten sposób kolejne dziesiątki nakazów zapłaty.
Będą pewnie też jeszcze inne pomysły, niby nowe, lecz tak naprawdę oparte o dokładnie to samo założenie, które przyświecało reformatorom przez ostatnie 20 lat. Założenie, że sprawy trwają długo, bo sędziom nie chce się wydajnie pracować, wiec lekarstwem na to będzie zagonienie ich do roboty. Tu warto zadać pytanie. Jeżeli ta metoda pomimo jej stosowania przez tyle lat nie przyniosła żadnych rezultatów to może warto by się zastanowić, czy założenie co do przyczyny problemów jest prawidłowe. Oraz czy politycy w osobach kolejnych ministrów sprawiedliwości faktycznie powinni sprawować nadzór nad sądami... skoro po 20 latach sprawowania przez nich takowego sądownictwo wygląda tak jak wygląda.