Jak rozsądnie wskazał jeden z komentatorów mojego bloga, wiele przypadków niewłaściwego zachowania w sądzie może być spowodowanych tym, że osoba dopuszczająca się owej "zbrodni" po prostu nie wiedziała jak należy się zachować. W końcu nigdzie nie uczy się sposobu zachowania w sądzie, a jedynym źródłem powszechnie dostępnej informacji na ten temat są telewizyjne teatrzyki w stylu "Anny Marii Wesołowskiej" albo, co gorsza, amerykańskie filmy. O ile chyba każde kolorowe czasopismo ma swoją rubrykę "prawnik radzi" to rzadko kiedy pojawiają się tam informacje na temat tego co w sądzie wolno, a czego nie wolno, co sąd może zrobić a czego nie może. Brak takiej informacji nie tylko utrudnia dochodzenie swych praw przed sądem, ale może leżeć też u źródła części negatywnych opinii o sądach czy też nawet niektórych teorii spiskowych albo oskarżeń o korupcję czy stronniczość. No bo skąd zwykły człowiek może wiedzieć, że to, że jego sprawie nadano nową sygnaturę akt wcale nie ma na celu "zamotania oczywistej sprawy" tylko jest konsekwencją tego, że wniósł on sprzeciw od nakazu zapłaty? Podobnie bardzo wiele zarzutów pod adresem sądów, z którymi się spotykam jest zarzutami nie pod adresem sędziego, ale pod adresem złego prawa, które sądy, i sędziowie muszą stosować.
Jako pierwszy z brzegu przykład mogę przytoczyć skargę pewnego obywatela, który poczuł się ofiarą zbrodni sądowej polegającej na tym, że sąd działając w zmowie ze spółdzielnią mieszkaniową odrzucił jego „słuszny” sprzeciw, do którego załączono dowody świadczące „w sposób oczywisty” o bezzasadności roszczenia. Może i faktycznie ów sprzeciw był zasadny, ale niestety nie został wniesiony ma urzędowym formularzu. Przepis art. 130(1) §1 kpc jednoznacznie nakazuje wówczas wezwać do złożenia sprzeciwu na formularzu („przewodniczący wzywa”) a jeżeli w wynikającym z tego samego przepisu tygodniowym terminie brak ten nie zostanie uzupełniony, to §2 tego przepisu nakazuje bezwzględnie ów sprzeciw odrzucić („sąd odrzuca”). Tu nie ma żadnego pola manewru dla sędziego, żadnej swobody decyzji, nie ma tu miejsca na jakiekolwiek negocjacje, „przymykanie oka” czy nawet zwykłą uczciwość i sprawiedliwość przy orzekaniu. Wiele razy zdarzało mi się odrzucać ewidentnie zasadne sprzeciwy. Takie, w których podnoszono skuteczne zarzuty przedawnienia, przedstawiano dowody na to, że należność została dawno temu zapłacona, czy wręcz dokumenty, z których wynikało, że umowa została zawarta przez oszusta który posłużył się danymi osobowymi pozwanego. Odrzucałem je, bo nie miałem innego, zgodnego z prawem, wyjścia. Przepis art. 5 kc, ów „zawór bezpieczeństwa” chroniący przed nadużywaniem prawa materialnego nie ma niestety swego odpowiednika w przepisach procedury. Na to zaś ani sądy ani sędziowie nie mogą nic poradzić.
Prócz problemów z dopełnieniem wymagań formalnych źródłem oskarżeń kierowanych przeciwko sądom i sędziom często jest także nieświadomość znaczenia terminów i bezwzględności skutków uchybienia im. Pewnego razu napotkałem w gdzieś w internecie na skargę obywatela, że głupi skorumpowany sąd ukarał go niewspółmiernie do winy bo odrzucił jego „zasadną” apelację tylko dlatego, że on spóźnił się jeden dzień z jej złożeniem. Kilka razy widziałem prośby i podania o przedłużenie tygodniowego terminu do uiszczenia opłaty od pozwu czy apelacji, motywowane tym, że piszący spodziewa się lada dzień przypływu gotówki. I skargi oraz listy z wyrazami oburzenia gdy sąd takiej prośby nie uwzględnił. Pewna pani skarżyła się – gdzieżby indziej – do Pana Ministra, że sąd dał jej tylko 2 tygodnie na „przygotowanie obrony” podczas, gdy cała sprawa liczy ileśtam segregatorów dokumentów. Jeszcze ktoś inny poszedł na skargę do prezesa, i wykrzyczał tam, że on sobie nie życzy, żeby „jakiśtam sędzia” nakładał na niego nierealne terminy bo on jest kombatantem i zasłużonym. Najwidoczniej ludzie ci nie zdawali sobie sprawy z tego że terminy do wniesienia apelacji czy sprzeciwu, do uzupełnienia braków formalnych czy też do wniesienia opłaty wynikają wprost z przepisu ustawy, a nie są wynikiem „widzimisię” sędziego. Nie wiedzieli też zapewne, że terminy te nie mogą zostać przedłużone ani przez sąd ani przez sędziego, a konsekwencje ich przekroczenia kodeks określa jednoznacznie. Spóźnioną apelację sąd musi odrzucić, niezależnie od tego, czy ktoś się spóźnił z jej wniesieniem o jeden dzień czy o cały miesiąc. Nie ma znaczenia, czy wnoszący ją jest zdrowy czy chory, bogaty czy biedny, czy był w depresji czy po prostu się zagapił. Nie pomogą tu żadne prośby i błagania, bo sędzia po prostu nie ma takiej władzy by je uwzględnić, choćby nawet chciał. Bezpodstawne jest zatem budowanie w oparciu o ten fakt teorii spiskowych tudzież odsądzania sędziego od czci i wiary za niewrażliwość na ludzką krzywdę.
Cóż można na to poradzić? Ano tylko jedno. Edukacja. Edukacja prawna. Tłumaczenie wszystkim czym są sądy, jak działają, o co można się do nich zwrócić i jak to zrobić. To nauczanie o podstawach prawa, o znaczeniu formy i terminu, o dowodzeniu swych racji i potrzebie korzystania z pomocy prawnej. By autorytet sądów nie cierpiał na tym, że decyzje których wydanie narzucane jest przez prawo (jak np. odrzucenie spóźnionego sprzeciwu) są przez podsądnych odbierane jako przejaw stronniczości, korupcji czy prywaty sędziego.