Pages

sobota, 20 maja 2017

Przemyślenia na dzień kongresowy


Dziś, 20 maja 2017 r., w Katowicach obraduje Kongres Prawników Polskich. Zwołany w odpowiedzi na plany zmian ustrojowych ograniczających niezależność sądownictwa od polityków, prowadzone pod hasłami że "suweren" (kiedyś nazywany "ludem pracującym miast i wsi") winien mieć wpływ na to co robią sądy, bo dziś są leniwe, skorumpowane i bezkarne. Nie będę w tym miejscu dołączał się do głosów krytyki tych projektów, płynących nie tylko z kraju ale i z zagranicy, bo wszystko już na ten temat napisano. Nie włączę się też do dyskusji co do oceny samego pomysłu zwołania kongresu, ani rozważań na temat jego znaczenia. Zamiast tego chciałbym przedstawić pewnego człowieka...

Ten człowiek stoi na moście i patrzy na rzekę. Nieważne czy ta rzeka to Sekwana, Newa czy Wisła, nie gra ona w tym przypadku żadnej roli, poza tym że płynie i dzieli. Na jednym jej brzegu stoją "biali", przedstawiciele starego systemu, tego o reformę którego ów człowiek przez wiele lat apelował i walczył, wskazując na jego liczne niedostatki i potrzebę dokonania konkretnych koniecznych zmian. Na drugim brzegu stoją zaś "czerwoni" (albo trójkolorowi, jak kto woli), którzy nawołują do zniszczenia starego systemu, jako z gruntu niesprawiedliwego i nieuczciwego, i stworzenia nowego, na swoją modłę. 

Ten człowiek wie, że stary system jest zły. Niewydolny. Niedostosowany do obecnej sytuacji. Obrósł patologiami i wypaczeniami, których wydawali się nie dostrzegać ich beneficjenci zajmujący pozycje na samym szczycie i skupieni na obronie status quo, mylnie utożsamiając go ze stanem "właściwym". Wie też, że nowy system niemal z pewnością będzie jeszcze gorszy, bo jego pomysłodawcy zamiast próbować budować od nowa na istniejącym zdrowym fundamencie zamierzają zniszczyć wszystko i stawiać swój nowy dom bezpośrednio na piasku. A z ich zapowiedzi na temat tego jaki ów dom będzie przebija wyraźnie, że najbardziej zależy im nie na tym by naprawić niedostatki obecnego systemu, a na tym, żeby to oni tym razem byli na samej górze.

Ten człowiek słyszy, że "biali" dziś zapowiadają, że dostrzegają potrzebę wprowadzenia reform likwidujących wypaczenia systemu, i są gotowi do ścisłej współpracy by ten cel osiągnąć. Mówią że zrozumieli, że widzą potrzebę i pragną zmiany, dokładnie takiej, przed którą dotąd się bronili jak tylko mogli.  I człowiek zastanawia się, czy faktycznie zrozumieli, czy tylko strach zajrzał im w oczy, że mogą utracić wszystko. Człowiek ten widzi także, że "czerwoni" faktycznie wprowadzają zmiany w systemie, i to uderzając w rzeczy które dotąd wydawały się święte i niepodważalne. Że faktycznie wsłuchują się w głos zwolenników reform i robią to, czego "biali" przez te wszystkie lata zrobić nie chcieli. I zastanawia się, czy faktycznie rozumieją oni gdzie tkwi problem, czy tylko próbują odwrócić uwagę od swego głównego celu, jakim jest przejęcie władzy.

Ten człowiek słyszy, jak "biali" prześcigają się w zapewnianiu że chodzi im o to, by system działał jak najlepiej i są zdecydowani wprowadzić konieczne zmiany, przemilczając swe dotychczasowe "zasługi" na tym polu. Jak ten dziedzic, który wzywając do obrony dworu zapewnia chłopów o swej niezłomnej woli ulżenia ich ciężarom i poszanowania ich praw, udając że nie pamięta co robił gdy przedtem chłopi prosili go o zmniejszenie pańszczyzny.  Z drugiej zaś strony człowiek ten słyszy hasła, że wszyscy służący staremu systemowi to złodzieje, nepoci, łapownicy i szuje, więc w ramach rewolucji należy ich rozgonić na cztery wiatry i zastąpić swoimi a już na pewno zgnoić tak, żeby "naród" miał satysfakcję, a przynajmniej wziąć pod but jako elementy wątpliwe. I zastanawia się, czy oni tak serio, czy to tylko wersja dla rewolucyjnego ludu, przedstawiana zamiast tłumaczenia mu zawiłości zamierzonych zmian, zaś faktyczni decydenci jako ludzie inteligentni i rozsądni wcale tak nie myślą.

Ten człowiek zastanawia się w którą stronę ma iść. Czy w stronę "białych", to znaczy czy uwierzyć  im, że faktycznie widzą potrzebę zmian i nie przyszli tylko jak dziedzic do karczmy by skrzyknąć chłopów do pomocy bo "dwór nam rabują"? A może pójść z "białymi", bo będzie to wybór mniejszego zła, gdyż "czerwoni" nie tylko chcą zrabować dwór ale i zagnać wszystkich chłopów batem do kołchozu? Czy może jednak przystać do "czerwonych", bo oni faktycznie coś robią żeby poprawić sytuację, i jeżeli będzie wśród nich więcej rozsądnych ludzi to może zrozumieją że nie należy niszczyć wszystkiego? A może lepiej zostać na moście, jako ta grupa umiarkowana, gotowa wystąpić przeciwko "białym" broniąc słusznych zmian wdrażanych przez "czerwonych", jednocześnie występując przeciwko "czerwonym" gdy ci będą chcieli naruszyć fundamenty systemu?

Ten człowiek musi podjąć decyzję. Może pójść do "białych", zapominając o tym, że jeszcze nie tak dawno zdecydowanie zwalczali to, o co dzisiaj apelują i o co ponoć walczą. Może pójść do "czerwonych" licząc na to, że uda się dzięki nim przeforsować zmiany, którym dotąd sprzeciwiali się "biali", zapominając o tym, że z góry zapowiadają oni że chcą zniszczyć także to, na zachowaniu czego mu zależy. Może też zostać na środku, siąść okrakiem na tej barykadzie licząc na to, że "biali" zrozumieją że pewne zmiany są konieczne, a "czerwoni" że pewne zmiany są niepożądane, zapominając o tym, że każda rewolucja rządzi się zasadą, że kto nie z nami ten przeciw nam. Może wreszcie wybrać czwartą drogę, i emigrować, poszukać sobie innego miejsca na świecie, z dala i od białych i od czerwonych. Trudna decyzja. Trudny wybór.

Ale w końcu trzeba będzie go dokonać...

sobota, 13 maja 2017

"Sądzie, ratuj!" - Akt III

Tragedia w trzech aktach

AKT III
Osoby:
- Czesio - właściciel mieszkania po babci
- Rysio - kolega Czesia zajmujący się budowlanką
- Zdzisio - kuzyn Rysia znający się co nieco na prawie
- Wujek Stefan - Wujek dobra rada znający się doskonale na wszystkim

 Scena 1

Mieszkanie Rysia, stolik założony papierami. Rysio wybiera numer na telefonie. Czesio, na stronie, w innym miejscu, odbiera.

Czesio:  
- Słucham pana, panie Ryszardzie. Co mi ma pan do zakomunikowania?

Rysio:
- Czesiek, ty sobie nie żartuj tylko szykuj pieniądze. Sprawa jest już w sądzie i niedługo dostaniesz nakaz płacenia. 

Czesio:  
- Nie dostanę, bo sąd już mi przysłał twój pozew, a jak mi powiedział mój prawnik to znaczy że sąd uznał, że sprawa się nie nadaje na nakaz bo to co napisałeś jest niewiarygodne. I ja się z nim zgadzam. Tak więc teraz to ty niedługo dostaniesz moją oficjalną odpowiedź

Rysio: 
- Taaak? Nie mogę się doczekać. Ciekawe jak udowodnisz, że nie musisz płacić za tynki.

Czesio:  
- mój prawnik powiedział, że ja nic nie muszę udowadniać. Wystarczy że będę mówił, że żadnej umowy nie było, a wtedy ty będziesz musiał udowodnić że była. No i zobaczymy kto lepiej potrafi przekonać sędziego. Nie dzwoń więcej w tej sprawie. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Do zobaczenia w sądzie.

kurtyna

 Scena 2

Mieszkanie Rysia,  przy stoliku siedzą Rysio i Zdzisio. Zdzisio trzyma w ręku plik papierów.

Zdzisio:
- Dobra. Przeczytałem to uzasadnienie wyroku, i kurczę, aż się chce powiedzieć "a nie mówiłem?" Wszystko wyszło tak jak przewidywałem że wyjdzie, czyli oddalenie z braku dowodów. I prawdę mówiąc nie bardzo wiem co by tu napisać w tej apelacji, bo w zasadzie wszystko sprowadzało się do tego, komu sędzia uwierzy. A tutaj niestety ty sam tak strzeliłeś sobie w kolano na samym początku że nie bardzo jest w czym rzeźbić. Co ci odbiło, że oprócz tych dziewięciu tysięcy z kawałkiem za robotę zażądałeś jeszcze pięciu "za szkodliwe warunki pracy i straty moralne"? 

Rysio:
- A uznałem że mi się należy za moją krzywdę. Ty wiesz co ja przeszedłem? Ja przez tego oszusta nie miałem pieniędzy na mieszkanie, na podatek, na raty. Dwa miesiące bez roboty byłem, bo wszystkim znajomym naopowiadał, że partacz jestem. Jakby rodzina Agnieszki nie pomogła to by było po mnie. Ja po nocach nie spałem z nerwów, schudłem chyba z dziesięć kilo, leki brałem na nerwy.  A robota też była koszmarna, sierpień, trzydzieści stopni a ja drapię ten tynk, kurz wszędzie, w masce nie idzie wytrzymać, więc się nawdychałem tego nie wiadomo ile. I co, za darmo mam się tak męczyć?
 
Zdzisio:
- Nie o to chłopie chodzi. Chodzi o to, że jakbyś żądał tylko tego co ci się należało za robotę to byś przed sądem wyglądał jak uczciwy rzemieślnik upominający się o to co mu się należy. A tak wyszedłeś na cwaniaka żądającego ekstra pieniędzy za to, że w mieszkaniu było gorąco i się kurzyło. Dokładnie się wpasowałeś w jego historyjkę, że on wszystko uczciwie zapłacił, a ty chcesz się na nim odegrać za to, że się upominał o naprawę twojej partaniny. Ja to się, prawdę mówiąc, nie dziwię że sędzia widząc coś takiego orzekł na korzyść tego Cześka.

Rysio:
- Właśnie, na korzyść. Sam to na koniec powiedział, że orzeka na korzyść Cześka. A jemu nie wolno orzekać na czyjąś korzyść, bo sąd ma być bezstronny. To trzeba będzie napisać w apelacji. Że sędzia był stronniczy.
 
Zdzisio:
- Nie no, weź mnie nie rozśmieszaj. Jaka stronniczość? Jak się rozstrzyga spór to zawsze na korzyść jednego albo na korzyść drugiego, tak się po prostu mówi. A jakby sędzia powiedział, że orzeka na twoją korzyść to wtedy też byłaby stronniczość?

Rysio:
- wtedy to byłaby sprawiedliwość, bo robotę zrobiłem i pieniądze mi się należały. Ale w sądzie to sprawiedliwości widzę nie ma, tylko sitwa i układ. A wiesz że jak przed rozprawą gadałem z Cześkiem to on był spokojny, jakby wiedział że ma sprawę wygraną? I jeszcze powiedział coś takiego że zobaczymy kto lepiej przekona sędziego. A na rozprawie to sędzia ciągle się do niego uśmiechał. Po mojemu to on dał sędziemu w łapę i dlatego był taki wyrok. A jak była korupcja to wyrok jest nieważny.

Zdzisio:
- Chłopie, ty wpadasz w jakąś paranoję. Jaka korupcja? Tu nie trzeba było żadnej korupcji, ty po prostu nie miałeś dowodów!

Rysio:
- Jak to nie miałem? A faktury, maile, świadkowie, wszyscy mówili że robotę zrobiłem i pieniądze mi się należą. Jeden sędzia tego nie widział, ciekawe dlaczego. 

Zdzisio:
- Czy ty w ogóle słuchałeś co ja do ciebie mówiłem? Miałeś maile w których parę miesięcy później upominasz się o zapłatę i świadków którym też parę miesięcy później mówiłeś że ci się należą pieniądze. Ja tci wyślę parę maili żebyś mi zapłacił dwa tysiące za konsultacje prawne, i jeszcze powiem paru kolegom, że jesteś mi tyle winien i nie płacisz. A potem pójdę z tym do sądu. I co, uważasz że to wystarczy?

Rysio:
- Wy prawnicy tylko pieniędzy byście chcieli, a że mnie nie było stać na adwokata to przegrałem. Dobrze wujek Stefan mówił, że prawnicy to jedna sitwa jest i zwykły człowiek nie ma z nimi szans.

Zdzisio:
- Niech zgadnę, zadzwoniłeś po naszej rozmowie do wujka, i on ci powiedział że masz sprawę wygraną? No oczywiście, on trzydzieści lat temu przez dziesięć lat prawo studiował to się zna. Tak samo jak na piłce nożnej, terroryzmie światowym i katastrofach lotniczych. No to niech teraz ci wujek apelację napisze. 

Rysio:
- A napisze, napisze, ja nie zostawię tego. Do Sztrazburga pojadę jak będzie trzeba.
  
kurtyna

 Scena 3

Mieszkanie Rysia, jakiś czas później. Na stoliku leży kilka kartek papieru. Rysio, wyraźnie zdenerwowany, wybiera numer na telefonie. Wujek Stefan, na stronie, w innym miejscu, odbiera.

Wujek Stefan:
- Cześć Rysiek, co tam u ciebie, jak zdrowie?

Rysio: 
- Wujek, te sądy to normalnie skandal jest, człowiek się dla nich w ogóle nie liczy. Zaniosłem tę apelację, to mi przysłali że muszę donieść ksero. Jakby sobie sami nie mogli skserować. Zaniosłem, a oni dzisiaj mi przysyłają że apelacja odrzucona bo zaniosłem za późno. Że miałem siedem dni i się spóźniłem. Jakby dwa dni im robiły jakąś różnicę. Sami ciągną sprawy latami, ale człowieka to wyliczają każdego dnia. 

Wujek Stefan:
- Pewnie się zorientowali, że sprawa jest nie do obrony i woleli sprawę uwalić formalnie żeby tylko się nie wydało że była korupcja. Oni tak kryją swoich, to normalnie sitwa jest.

Rysio: 
- Ale co teraz robić? Jak to ruszyć? Przecież nie może być tak że ktoś kupuje sobie wyrok i niszczy uczciwego człowieka, a on nie może nic zrobić.

Wujek Stefan:
- W sądzie już nic nie zrobisz, a jak będziesz się upominał o swoje to cię tak załatwią że popamiętasz. Mój znajomy napisał skargę na skorumpowanego sędziego to mu zrobili sprawę o obrazę sądu i mało co siedzieć nie poszedł. Tej sitwie nie dasz rady.

Rysio: 
- To co robić? Odpuścić prawie dziesięć tysięcy?

Wujek Stefan:
- Czekać cierpliwie, jeszcze parę miesięcy a minister Ziobro weźmie tę bezkarną kastę za pysk, i zrobi porządek. Prześwietli się majątki i skończy się łapownictwo, a wszystkie kupione wyroki będą unieważnione. Twoją sprawę dostanie uczciwy sędzia i wyda sprawiedliwy wyrok. A ten cały Czesiek to zgnije w więzieniu za oszustwo. Cierpliwości.

kurtyna

Koniec