Zarzucono mi ostatnio, że staję się monotematyczny. Że ciągle tylko piszę o doręczaniu i o tym, że doręczać pozwy powinni adwokaci. No cóż, o pewnych rzeczach po prostu trzeba mówić na okrągło, żeby niektórzy sobie uświadomili gdzie tkwi problem. A problemem jest to, że zbyt często podaje się sądowi błędne adresy pozwanych, świadków czy innych osób lub instytucji. A przez to sądy muszą wykonywać szereg zbędnych czynności, ponoszą koszty doręczeń, postępowania trwają dłużej niż powinny.
Najczęściej jest to spowodowane (a przynajmniej mam taką nadzieję) tym, że powód (czy jego pełnomocnik) bezkrytycznie przepisał adres z listy kupionych wierzytelności tudzież z umowy sprzed pięciu czy dziesięciu lat i nie zadał sobie trudu by sprawdzić, czy adres ten nadal jest aktualny. To jeszcze można by wybaczyć, gdyż teoretycznie można by przyjąć, że nie miał on powodu by sądzić, iż ten adres się zmienił. Choć nadal uważam, że powinno się pozywać człowieka, a nie pozycję w wykazie i przed wniesieniem pozwu sprawdzić chociażby tyle, czy dłużnik nadal żyje a jego dom nadal stoi. Czasami jednak zauważam coś znacznie gorszego - podawanie sądowi adresów, co do których powód ma uzasadnione powody, by podejrzewać, że są nieaktualne. Albo wręcz takich, co do których wie on, że nie jest to prawdziwy adres dłużnika.
Przykład pierwszy: powództwo pewnej firmy telefonokomórkowej o zapłatę paru faktur i kary za zerwanie umowy. Nakaz zapłaty wraca z adnotacją „adresat wyprowadził się”. Na wezwanie do wskazania aktualnego adresu powód przesyła kopię pisma pozwanego, datowanego trzy lata wcześniej, w którym pozwany zawiadamia go o zmianie adresu i podaje nowy adres. Skoro zatem powód od dawna wiedział, że pozwany zmienił adres to dlaczego w pozwie podał nieaktualny adres wzięty z umowy? Nawiasem mówiąc to postępowanie w tej sprawie, po wniesieniu przez pozwanego sprzeciwu skończyło się oddaleniem powództwa jako bezzasadnego. Czyżby ktoś liczył na to, że nakaz uprawomocni się „na awizie”?
Przykład drugi: powództwo gminy o wydanie pomieszczenia (jakiegoś tam magazynu czy garażu) i zapłatę wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z niego. Wraz z nim złożono mnóstwo papieru dotyczącego prawa do nieruchomości, zajmowania go przez pozwanego, ustalenia opłaty itp. Wszystkie pisma kierowane do pozwanego były zwrócone jako podwójnie awizowane nie podjęte w terminie. Skąd więc przekonanie powoda, że pozwany właśnie tam mieszka? W zasadzie z przedłożonych dokumentów nie wynikało skąd powód wziął akurat ten adres. Adres zresztą – jak się okazało przy próbie doręczenia odpisu pozwu – błędny, bo przesyłka wróciła z adnotacją "adresat nieznany pod tym adresem". I na co więc liczył pełnomocnik powoda, czyżby na wyrok zaoczny uprawomocniony „na awizie”?
Przykład trzeci: powództwo firmy leasingowej o zapłatę sumy z weksla gwarancyjnego. Kilkanaście tysięcy złotych niedopłaty po zakończeniu umowy. Wraz z pozwem złożono weksel, podano adresy wystawcy i poręczyciela (mąż i żona) i dołączono skierowane do pozwanych zawiadomienia o wypełnieniu weksla. Zwrócone przez pocztę z adnotacją „adresat nie mieszka”. Dołączono też wezwania do zapłaty. Zwrócone przez pocztę z adnotacją „adresat nieznany”. I w tym miejscu należy zapytać: skoro powód wie, że ten adres jest nieaktualny, to dlaczego podaje go sądowi jako adres pozwanego? Na co liczy, na to, że sąd tego nie zauważy? Że tym razem listonosz nie zastanie nikogo w domu i zostawi awizo? A po drugim awizie się uprawomocni?
Przykład czwarty: wniosek pewnego banku o wyjawienie majątku przez pewnego nieudanego przedsiębiorcę Wniosek ów uzasadniany był tym, iż postępowanie egzekucyjne zostało umorzone przez komornika z powodu jego bezskuteczności, i wierzyciel potrzebuje ustalić majątek dłużnika. Po zajrzeniu do akt komorniczych okazało się, że egzekucja była bezskuteczna, ponieważ dłużnik nie zamieszkuje ani nie prowadzi działalności pod adresem widniejącym rejestrze przedsiębiorców, a jego nowego adresu nie ustalono. Że dwa lata temu sprzedał ten dom żeby spłacić długi. To wszystko było wyraźnie napisane w uzasadnieniu postanowienia komornika o umorzeniu postępowania, co nie przeszkadzało pełnomocnikowi banku napisać, że dłużnik zamieszkuje właśnie pod tym adresem. Tu już nie wiem na co on liczył, przecież przy wyjawieniu majątku nawet podwójne awizowanie nic nie da, bo dłużnik musi fizycznie się stawić i złożyć przyrzeczenie że to jest prawda. Bez ustalenia gdzie on jest nic nie da się zrobić.
Dlatego do znudzenia będę powtarzał, że obowiązek doręczenia odpisu pozwu winien spoczywać na powodzie. Jeżeli zaś to rozwiązanie wydaje się komuś zbyt ekstremalne, to alternatywnie można by zastrzec w ustawie, iż świadome, bądź wskutek niedbalstwa podanie sądowi nieprawdziwego adresu pozwanego kończy się zwrotem pozwu, przepadkiem wpłaconej opłaty i grzywną dla tego, kto pod tym pozwem się podpisał za próbę wprowadzenia sądu w błąd. Może wtedy powodowie (i ich pełnomocnicy) oduczą się podawania sądowi niesprawdzonych, wątpliwych, albo wprost nieprawdziwych adresów pozwanych.