W moje ręce wpadło pismo, stanowiące chyba apelację od mojego wyroku. Chyba, bo jednoznacznie to z tego pisma nie wynika. Wynika natomiast z niego iż zdaniem pana pozwanego jestem zbrodniarzem, że przekroczyłem swe uprawnienia, nie dopełniłem obowiązków, poświadczyłem nieprawdę, naruszyłem konstytucyjne prawo do życia, postąpiłem rażąco wbrew podstawowym prawom ludzkim, stanąłem po stronie oszustów i odrzuciłem wszystkie osiągnięcia polskiej demokracji. Polecono mi także zastanowić nad tym czy nie jestem czegoś winny społeczeństwu, czy mogę się nazywać Polakiem, a także bym udał się na kolanach do Częstochowy błagać o wybaczenie. Nie żeby mnie to jakoś zdziwiło, już nawet nie liczę ile razy składano doniesienia o popełnieniu przeze mnie przestępstwa, o zwykłych skargach nawet nie wspomnę. Najcięższe o co mnie oskarżono, to udział w zorganizowanej grupie przestępczej mającej na celu obalenie demokratycznego ustroju państwa. Samym oskarżeniem zresztą bardzo się nie przejąłem, bo sądząc z owego „doniesienia” na ławie oskarżonych zasiadłbym w bardzo dobrym towarzystwie. Zwykle jednak jest to zarzut poświadczenia nieprawdy (bo fałszywie zaświadczyłem, że ma obowiązek zapłacić), zarzut nie dopełnienia obowiązków (bo nie zbadałem dokładnie dowodów i dlatego kazałem zapłacić) albo zarzut pomocnictwa przy wyłudzeniu (bo kazałem zapłacić kwotę, której płacić nie powinien). Równie popularny jest zarzut przyjęcia korzyści majątkowej lub osobistej – bo w końcu wiadomo, że każdy sędzia jest przekupiony przez spółdzielnię, gminę, bank, komunikację miejską, PKP, Erę, Centertela i jeszcze paru innych. A jak prokurator odmawia wszczęcia postępowań to oczywiście znaczy, że prawnicza mafia kryje swoich, a tchórzliwi sędziowie kryją się przed sprawiedliwością za immunitetami.
Co jakiś czas pojawiają się nawoływania do likwidacji immunitetu sędziowskiego, uzasadniane tym, że to komunistyczny przeżytek dzięki któremu sędziowie unikają odpowiedzialności za jazdę po pijaku „za co normalny człowiek dawno by siedział”. Ostatnio dziennikarze byli uprzejmi przypomnieć wszystkie takie przypadki z ostatnich dziesięciu lat... w sumie trzy czy cztery. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z organizowaną od pewnego czasu na nagonką na sędziów, którzy ośmielili się sprzeciwiać próbom podporządkowania sądów politykom (bo do tego sprowadza się propozycja nowych przepisów o ustroju sądów powszechnych). Ministerstwo nadal forsuje bowiem swój pomysł uczynienia z sędziów urzędników podległych ministrowi sprawiedliwości. A „reformatorzy” domagający się likwidacji ustrojowych gwarancji niezawisłości sędziego (określanych nie wiedzieć czemu jako „przywileje”) temu przyklaskują nie zdając sobie chyba sprawy z tego jak mocny sznur kręcą na własną szyję.
Ustrojowe gwarancje niezawisłości sędziego: immunitet, zasada nieusuwalności, zakaz swobodnego przenoszenia na inne miejsce służbowe, ustawowe określenie zasad naliczania wynagrodzeń mają jeden wspólny cel – ochronić sędziego przed naciskami z zewnątrz. By nikt nie mógł wywierać na niego presji grożąc wszczęciem postępowania karnego, usunięciem z urzędu, przeniesieniem na drugi koniec Polski, obniżeniem wynagrodzenia. By nikt nie mógł zadzwonić z ministerstwa z informacją dla sędziego, że albo dostrzeże w sprawie ważny interes państwa przemawiający za uwzględnieniem powództwa, albo od przyszłego miesiąca będzie orzekał w sądzie 300 km dalej. By nikt nie mógł usuwać sędziów z urzędu tylko dlatego, że wydane przez nich wyroki były niezgodne z jego celami politycznymi. By sędzia nie obawiał się, że jeżeli orzeknie niezgodnie z tym, co pan premier ogłosił na konferencji prasowej, to po rozprawie zostanie odwiedzony w pokoju przez dwóch smutnych panów z CBA CBŚ, ABW, PCW czy POP którzy założą mu kajdanki w związku z podejrzeniem korupcji, przekroczenia uprawnień czy posiadania czegośtam. Te wszystkie gwarancje domorośli „reformatorzy” chcą zlikwidować, bo „na Zachodzie tego nie ma”. Nie wiem jak jest „na Zachodzie”, i podejrzewam, że owi „reformatorzy” też tego nie wiedzą, co nie przeszkadza im twierdzić, że tam jest lepiej. Ale warto pamiętać, że my nie jesteśmy „na Zachodzie”. Żyjemy w kraju, w którym nawet dzisiaj politycy potrafią publicznie do kamer podważać kompetencje sędziów, którzy wydali niekorzystne dla nich wyroki, tudzież żądać, by sędziowie kierowali się przy orzekaniu „interesem narodowym”. Żyjemy w kraju w którym przestępcom obiecuje się łagodny wyrok w zamian za pomawianie sędziów o korupcję. W kraju w którym środki budżetowe na wynagrodzenia sędziów przez kilkanaście kolejnych lat traktowano jak miejsce, gdzie można spokojnie i bezpiecznie dokonywać cięć budżetowych. Dlatego w Polsce sędziom potrzebne są gwarancje tego, że żaden polityk, nie ważne czy to z lewicy czy z prawicy, czy z partii laickiej czy katolickiej nie będzie mógł wywierać na nich nacisków, nawet gdyby bardzo chciał to zrobić. A gwarancje te potrzebne są po to, by obywatel, który zwraca się do sądu o ochronę swych praw mógł liczyć na to, że sprawa zostanie rozstrzygnięta bezstronnie, a nie po linii partyjnej aktualnie miłościwie panującego ministra sprawiedliwości.
A gdzie ten sznur? Ano jak tak dalej pójdzie to pewnego dnia taki „reformator” który dziś na całe gardło domaga się likwidacji przywilejów i wzmożenia nadzoru nad sędziami stanie przed sędzią i będą prosić o sprawiedliwość i ochronę przed fałszywym oskarżeniem. A sądzący go sędzia będzie miał wybór – albo go szybko skazać bez zbędnego drążenia sprawy, i przy okazji następnej oceny okresowej uzyskać dodatkowe punkty za sprawność i szybkość postępowania, albo też zabrać się do sprawy porządnie, ryzykując reprymendę za to, że postępowanie trwało długo, kosztowało drogo, a w dodatku ośmielił się ostatecznie uniewinnić człowieka od zarzutu popełnienia czynu, którego ściganie i karanie Pan Minister ogłosił jako element swego programu walki z przestępczością. A wtedy będzie już za późno...