Cykl o sądowych szkodnikach wzbudził duże zainteresowanie. I chyba trafiłem bardzo blisko sedna problemu, bo ilość komentarzy, które nie nadawały się do publikacji i zostały odrzucone była większa niż nigdy dotąd. Znowu otrzymałem (choć prosiłem, by tego nie robić) powklejane długaśne teksty opisujące spiski sądowe, zbrodnie sądowe, przestępstwa sądowe, dowody na istnienie tajnych „akcji”, tajnych instrukcji sądowych, tudzież historie jak to ktoś od lat skarży się na sędziów, którzy orzekli inaczej niż on uważa że powinni, i będzie to robił, dopóki nie uzyska „sprawiedliwości”. Dostałem też sporo historyjek pisanych przez ludzi, którzy uważają się za skrzywdzonych przez sędziów i sądy, było dużo o poświadczaniu nieprawdy w orzeczeniach, mafii w togach itp. Jako komentarz do tego wszystkiego niech służy to, że dzisiaj dowiedziałem się, że jeden z moich „klientów” doniósł na mnie do prokuratury że popełniłem przestępstwo przekroczenia uprawnień, działania w zorganizowanej grupie przestępczej mającej na celu obalenie konstytucyjnego ustroju państwa, zniesławienia i poświadczenia nieprawdy w dokumencie urzędowym, a także usiłowania spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, ponieważ orzekłem jego eksmisję bez prawa do lokalu socjalnego. No cóż, nie on pierwszy i nie ostatni na mnie donosi, w końcu możliwość bezkarnego opluwania i pomawiania sędziów na piśmie jest prawem każdego obywatela.
W tym miejscu chciałbym wyjaśnić jedno. Zaliczenie kogoś do szkodników nie oznacza, że jego żądania są niezasadne czy bezpodstawne. Widywałem wielu „szkodników” którzy mieli zupełną rację, tyle tylko, że sposób, w jaki owej racji dochodzili albo prowadził do nikąd, albo prowadził do celu bardzo okrężną, długą i kosztowną drogą. Widziałem pukacza, który zamiast wnieść sprzeciw od nakazu zapłaty wniósł skargę na sędziego, który ów nakaz wydał, a potem (gdy nakaz się uprawomocnił) kolejne skargi na wszystkich, którzy „dotykali się” jego sprawy. Widziałem skarżaka, który skarżąc wszystkie „wpadkowe” orzeczenia o półtora roku opóźnił wydanie korzystnego dla siebie wyroku. Afernika, który może i by wygrał gdyby nie potraktował wezwania do usunięcia braków formalnych jako przejawu spisku sądu z Erą - i zamiast żądać wyłączenia wszystkich sędziów po kolei po prostu złożył żądany odpis pisma. Widziałem także dzieło prawniaka, który napisał swej „ofierze” pozew o przywrócenie posiadania płotu rozebranego przez sąsiada . I ukrzywdzeńca, który najprawdopodobniej by wygrał, gdyby w toku postępowania skupił się na tym dlaczego twierdzi, że mieszkanie ma wady, a nie na tym, jak wielkich wyrzeczeń wymagało od niego kupienie tego mieszkania i jak to strasznie czuje się pokrzywdzony i oszukany.
Na zakończenie odniosę się do kilkukrotnie ponawianych próśb, bym w taki sam sposób opisał „szkodników” wśród sędziów. Więc odpowiadam: nie zamierzam tego robić. A to dlatego, że opisywane przeze mnie typy „klientów” wymiaru sprawiedliwości powstały w oparciu o własne obserwacje czynione przy okazji rozpoznawania przeze mnie spraw. Takich obserwacji nie mogę poczynić w odniesieniu do zachowania moich kolegów i koleżanek sędziów, zaś jeśli chodzi o relacje stron o ich zachowaniu to nauczyłem się podchodzić do nich z dużą ostrożnością. To po tym, jak pewnego razu przeczytałem w skardze pewnego pana opis przebiegu prowadzonej przeze mnie rozprawy. Dowiedziałem się, że oto krzyczałem na pana pozwanego (to raczej on krzyczał na mnie), że groziłem mu (fakt, pouczyłem go, że jak jeszcze raz zacznie coś wykrzykiwać to zapłaci grzywnę), że nie dopuszczałem go do głosu (fakt, ale wtedy akurat głos miał powód), że odmówiłem przyjęcia ważnych wniosków i dowodów (prawda, ale te wnioski i dowody to on chciał składać po ogłoszeniu wyroku). To tak pod rozwagę tym, którzy opinię o działaniu sądów i sędziów wyrabiają sobie na podstawie relacji „pokrzywdzonych”.