Statystyka została policzona. Wielkie święto Poszukiwania i Zakreślania zostało zakończone. Można więc wrócić do mniej ważnych zadań, jak na przykład wydawanie wyroków w bieżących sprawach. Ale przedtem warto rzucić okiem na wynik owego wielkiego dzieła, zobaczyć jak się sprawy mają. Lektura licznych tabelek i wpisanych do nich cyferek była bardzo zajmująca, dowiedziałem się o sobie wielu ciekawych rzeczy oraz znalazłem odpowiedź na najważniejsze pytanie ludzkości „o co chodzi?”
Od dłuższego czasu dziwiło mnie, że mam coraz mniej czasu dla siebie, coraz później wychodzę z pracy, coraz częściej spędzam w niej weekendy, coraz więcej czasu zajmują mi bieżące czynności a szafa codziennie jest pełna. Parę razy łapałem się też na tym, że gdy przynoszono mi jakieś akta najpierw sprawdzałem, czy to w ogóle jest moja sprawa, bo w ogóle jej nie kojarzyłem. Do tego okazało się, że już na początku września potrzebuję nowego kalendarza, bo najbliższe wolne terminy rozpraw mam w styczniu. A jeszcze nie tak dawno wyznaczałem tylko na 6 tygodni naprzód. Rzut oka na wyniki statystyczne dał odpowiedź. Mój referat, czyli zbiór spraw przydzielonych mi do rozpoznania, nie liczy już około 230 spraw tylko 467. No tak. Jak ilość rzeczy do zrobienia wzrosła o 100% to i faktycznie narobić się trzeba więcej. W dodatku z tej liczby ponad 300 spraw to sprawy, które wymagają rozpoznania na rozprawie, stąd też długie terminy odraczania. A patrząc na „dynamikę wpływu” czyli ilość wpływających miesięcznie spraw lepiej raczej nie będzie, przewiduję raczej dalsze pogorszenie. Miejmy tylko nadzieję, że nie wrócimy do czasów, zresztą nieodległych, gdy strony informowano, że rozprawa będzie trzeciego marca, ale nie tego marca co będzie, tylko następnego. Bo rozprawy odraczało się na półtora roku naprzód.
Co jakiś czas czytam w Internecie komentarze „znawców” głoszących, że sprawny sędzia nie ma zaległości, a wszelkie przewlekłości są wynikiem złej organizacji pracy i lenistwa. Ciekawy jednak jestem co taki „znawca” by zrobił, gdyby to jemu zwiększono ilość zadań do wykonania o 100 procent. Chciałbym zobaczyć, jak taki „znawca” dzięki zmianie organizacji pracy i „wzięciu się w garść” zwiększa swą wydajność o 100%. Zwłaszcza, gdy oczekuje się od niego, że wszystkimi sprawami będzie się zajmował jednocześnie i szybko. Ja miałem doskonały system organizacji pracy. Miałem tabelki, dzięki którym pilnowałem co się dzieje w sprawach zawieszonych i pozostawionych bez biegu, aby nic się tam nie przeleżało. Miałem sporządzane „na bieżąco” notatki do każdej sprawy, stanowiące szkielet przyszłego uzasadnienia. Dzień przed rozprawą sporządzałem sobie ściągawki co do tego kogo mam słuchać, po co i na której karcie akt jest potrzebny dokument. Sprawy toczyły się szybko i sprawnie, a często przy wydawaniu wyroku miałem już gotowe uzasadnienie. Miałem. Bo dziś na takie fanaberie nie ma czasu. Nie ma tych „wolnych chwil” które można poświęcić na przygotowanie do rozprawy. Bo co chwilę do szafy przynoszą sprawy, które maja być załatwione w trzy dni, siedem dni, albo niezwłocznie. Praktycznie niemożliwe jest poświęcenie całego dnia na przeczytanie akt sprawy, chociażby po to, by zdecydować, że słuchanie tych ośmiu świadków jest bez sensu. Brakuje czasem czasu nawet na przygotowanie się do rozprawy, tak że czasami zdarza mi się wychodzić na salę tak naprawdę tylko po przekartkowaniu akt. Wiem, że to nieuczciwe wobec stron ale niestety nie mogę odwołać rozprawy tylko dlatego, że nie miałem czasu przeczytać akt. I w ten sposób nakręca się spirala przewlekłości. Brak czasu na przygotowanie, skutkuje podejmowaniem zbędnych czynności, przez co nie ma czasu na przygotowanie do kolejnej sprawy itd.
Cóż na to poradzić? No cóż rada jest jedna – zmniejszyć ilość spraw, którymi sędzia musi się zajmować w danym okresie czasu. Zatrudnić więcej sędziów, dać im więcej asystentów (a nie jednego na czterech jak to jest dzisiaj), przekazać wykonywanie prostszych czynności orzeczniczych referendarzom a technicznych pracownikom sekretariatu. A przede wszystkim wprowadzić pensum – limit spraw jakie mogą zostać przydzielone jednemu sędziemu w danym okresie czasu. Tak, aby wymiar nakładanych na niego zadań mieścił się w granicach rozsądku, aby był on w stanie każdej sprawie poświecić odpowiednio dużo czasu, by obsądzić ją w sposób, jaki strony oczekują. Bo niestety ilość i jakość leżą na przeciwnych końcach osi. I jeśli stawiamy na ilość, to robimy to kosztem jakości.