Pages

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Na posterunku

No i nadszedł wreszcie ten dzień, gdy zostałem sam na posterunku. Pozostałych sześciu udało się na zasłużone urlopy, zwolnienia, i takie tam. Przez następny tydzień będę Tymczasowo Zastępującym Przewodniczącego Wydziału, Sędzią Dyżurnym i Sędzią Referentem w jednej osobie. Co w praktyce oznacza, iż oprócz mojej własnej roboty będę robił także za tych pozostałych dwóch. Ale mówi się trudno i żyje się dalej.

Na „dzień dobry” dostałem biurko zawalone aktami, z delikatną sugestią, że to wszystko musi być zrobione dzisiaj. Zacząłem od „założenia wpływu” czyli przejrzenia i sprawdzenia nowych spraw wpływających do wydziału. Tu trzeba wezwać do uiszczenia opłaty. Tu brakuje odpisu. Tu trzeba rozpoznać wniosek o zabezpieczenie roszczenia. Praca w zasadzie idzie szybko i kolejne stosy akt powoli znikają z biurka. Jeszcze tylko pudełka zawierające 200 niemal identycznych pozwów wniesionych przez Niestandardowy Fundusz Zamkniętych Inwestycji Sekuritate - czy jak tam się to nazywa - i będzie prawie koniec. Ale prawie, jak zwykle, robi wielką różnicę...

Bo obok, przez cały czas rosła kupka spraw, w których decyzji nie dało się podjąć „z marszu” Spraw nietypowych, w których podjęcie decyzji wymagało czegoś więcej niż policzenie 5% z podanej sumy albo sprawdzenie czy do pozwu załączono pełnomocnictwo. Spraw nad którymi trzeba było pomyśleć, bo niestety ich treść po jednokrotnym przeczytaniu nie daje odpowiedzi na podstawowe pytanie: o co chodzi?

Pierwsze z brzegu pismo: dwie strony pisane maczkiem kratka w kratkę. Na początku napisano, że jest to wniosek o przyznanie wyłącznego prawa do lokalu. Czytam dalej, choć ciężko idzie, bo malutkie literki co chwilę zlewają się ze sobą, i kartka zaczyna wyglądać jakby biegało po niej stado mrówek. Dowiaduję się, pani wnioskodawczyni (???) jest ofiarą przemocy domowej doznawanej od męża który pije, bije, spać nie daje, rzeczy z mieszkania wynosi i sprowadza koleżanki. Że przydział na to mieszkanie to był na nią. Że sąd przy rozwodzie dał mężowi tylko jeden pokój, ale on nadal zajmuje dwa. Że nie płaci za czynsz ani wodę. Że rozbił wspólny samochód. Że zabrał z mieszkania telewizor i sprzedał na wódkę. Że urządza awantury i czasami interweniuje policja. Można by zatem wnioskować, że pani powódka (???) chciałaby, żeby byłego męża wyrzucić z mieszkania. Ale czego się domaga? Eksmisji byłego męża z należącego do niej mieszkania? Eksmisji współnajemcy lokalu, który uporczywie narusza zasady współżycia społecznego? Podziału majątku dorobkowego i przyznania lokalu na jej rzecz? Nie wiem nawet czy to mieszkanie to jest spółdzielcze, komunalne czy wynajmowane od kogoś, bo tego niestety pani skarżąca (???) nie napisała.

W ten sposób codziennie zastępy sędziów trenują szare komórki usiłując przetworzyć skargi na zły los i złych ludzi na konkretne roszczenia, skierowane przeciwko konkretnej osobie w oparciu o konkretną podstawę faktyczną. Ale czy faktycznie powinni? Czy Sąd jest właściwym adresatem pisma, które można streścić jako: „proszę o pomoc, bo chcą mnie wyrzucić z mieszkania, a ja jestem bardzo biedny i nie mam gdzie pójść”? Czy naprawdę sędziowie powinni zajmować się zagadkami rodem z „Kodu da Vinci”, których rozwiązanie polega na wydedukowaniu, czy pismo to jest pozwem o ustalenie istnienia stosunku najmu, o nakazanie zawarcia umowy najmu, skargą na komornika czy czymkolwiek innym? Moim zdaniem takie pismo powinno być od razu przesłane do właściwego ośrodka pomocy społecznej, bo to jego zadaniem, a nie zadaniem sądu jest pomaganie ludziom. I to samo powinno stać się z wszelkimi innymi pismami, z treści których wynika, iż wnoszący je nie formułuje konkretnego roszczenia, tylko prosi o pomoc w rozwiązaniu problemu dotyczącego jego sytuacji prawnej. Bo Sąd nie jest instytucją powołaną do świadczenia pomocy osobom mającym problemy prawne, lecz do rozstrzygania konkretnych toczonych przed nim sporów.

W tym miejscu warto także zapytać gdzie leży granica pomiędzy interpretacją „niefachowo” sporządzonego pisma, a udzieleniem porady prawnej co do roszczeń możliwych do zgłoszenia danym stanie faktycznym? Czy stwierdzając, że w podanym stanie faktycznym „prośba o pomoc” to tak naprawdę pozew o eksmisję współnajemcy nie wchodzę przypadkiem w rolę pełnomocnika powódki? W końcu to nic innego jak dokonanie analizy podanego stanu faktycznego i ustalenie właściwego w danym przypadku roszczenia. A czymże innym jest udzielenie porady prawnej? Wbrew temu, czego oczekiwał ode mnie jeden z komentatorów mojego bloga wcale nie uważam za właściwe tego, żeby Sąd, uwzględniając „ograniczony dostęp” do fachowej pomocy prawnej i jej wysoki koszt przejmował rolę „obrońcy z urzędu” dbając to, by „słabszej” stronie nie stała się krzywda. Temida ma opaskę na oczach także po to, by nie widziała, czy stają przed nią biedni czy bogaci. Sąd, który dzieli strony na „słabsze” i „silniejsze” i jednym pomaga a drugim nie, nie może być uważany za bezstronny.