Pewien szczęśliwy posiadacz samochodu zapragnął zostać kierowcą rajdowym. Niestety jego samochód nie bardzo się do tego nadawał. Był powolny, miał słabe przyspieszenie, mało mocy i kiepsko brał zakręty, a pierwszy rajdowy występ skończył się kompletną klapą. Nie zraziło to jednak naszego bohatera, który postanowił ulepszyć swój pojazd tak, by przemienić go w szybki i zwrotny samochód rajdowy. Nie miał wprawdzie żadnego doświadczenia w tej dziedzinie, i w zasadzie nie bardzo wiedział nawet jak jego samochód działa, ale uznał, że to w niczym nie przeszkadza. Bo wystarczy dobrze przyjrzeć się innym samochodom rajdowym i tak samo przerobić swój. I jak postanowił tak zrobił.
Zaczął od zadbania o to, by jego samochód zaczął wyglądać jak porządny samochód wyścigowy. Na drzwiach nakleił numer startowy i dodał kilka naklejek co bardziej znanych producentów części samochodowych. Tylną klapę ozdobił błyszczącym napisem "Turbo GT" a na masce zamontował niebieskie diody. Efektu dopełniły nowe pokrowce na siedzenia z napisem "Racing", metaliczne srebrne dywaniki, i aluminiowe nakładki na pedały. Tak ulepszonym pojazdem stanął do wyścigu, i niestety mocno się zawiódł, bo samochód wcale nie zamierzał jechać szybciej niż poprzednio. Przypatrzył się więc ponownie innym samochodom i zdecydował, że to co jest potrzebne jego "bryczce" to spojler i zderzak do samej ziemi. Zamontowanie ich było kosztowne, ale czego się nie robi dla polepszenia wyników. Gdy ponowie wyjechał na drogę okazało się jednak, że samochód nie tylko nie jeździ szybciej, ale nawet stał się wolniejszy. Bo tego rodzaju urządzenia działają prawidłowo tylko w określonych warunkach, i muszą być odpowiednio dobrane, przy uwzględnieniu rodzaju samochodu na którym mają być zamontowane. Ale i to niepowodzenie nie zraziło rajdowca, który już planuje kolejne modyfikacje. Nowy program sterujący, by dodać więcej mocy silnikowi i dodatkowe,czytelne zegary i wskaźniki, by móc na bieżąco kontrolować pracę samochodu w czasie wyścigu. I ponownie zapowiada, ze tym razem to już na pewno ich wprowadzenie spowoduje, że samochód będzie jeździć znacznie szybciej.
A inni kierowcy przyglądają się z boku, i zastanawiają się kiedy dotrze do niego to, co starają się mu wytłumaczyć od samego początku. Że samochód to skomplikowane urządzenie, i że nie można ograniczyć się do modyfikacji jednego jego elementu. Że każda zmiana pociąga za sobą konieczność dokonania kolejnych, a to co widać na pierwszy rzut oka to tylko drobna cząstka tego, co powinno być zrobione. No i że w pierwszej kolejności powinien się zastanowić, czy przed wyścigiem nie powinien wyładować z samochodu wszystkich tych narzędzi i części zamiennych, które w nim wozi. A już na pewno powinien odpiąć przyczepkę. Bo jak tak dalej pójdzie to całe to przerabianie samochodu skończy się w najlepszym przypadku poważną awarią.
- - -
Pewien człowiek przy władzy miał problem z sądami. Procesy trwały długo, procedury były niezrozumiałe dla szarego człowieka, i wielu wychodziło z sądów z poczuciem krzywdy. Postanowił więc zreformować wymiar sprawiedliwości by uczynić go sprawniejszym, szybszym i bardziej sprawiedliwym. Nie miał wprawdzie żadnego doświadczenia w tej dziedzinie, i w zasadzie nie bardzo wiedział jak ten cały sąd działa, ale uznał, że to w niczym nie przeszkadza. I uznając, że należy uczyć się od najlepszych przypatrzył się sądom w innych krajach i zaczął wprowadzać zmiany.
Zaczął od ubrania sędziów w nowe togi, birety i wyposażenia ich w młotki. Gdy to nie pomogło uznał, ze dla zwiększenia wydajności pracy konieczne jest unowocześnienie sądów - i zamontował przy każdych drzwiach telewizor do wyświetlania wokandy. Zaraz obok papierowej, przypinanej jak zwykle do drzwi. Następnie, wzorując się na sprawdzonych rozwiązaniach ze wschodu i zachodu wprowadził sądy 24-godzinne, obroże elektroniczne i sąd elektroniczny. I ogłosił, że dzięki temu będzie bezpieczniej, szybciej i nowocześniej. Niestety okazało się, że sądy 24-godzinne zamiast stać się zmorą chuliganów i bandytów sądzą głównie pijanych rowerzystów. Że tylko nieliczni skazani kwalifikują się do objęcia dozorem elektronicznym, a nadto wielu z nich woli liczyć na normalne warunkowe zwolnienie, niż zakładać sobie "obrożę". Że sąd elektroniczny sądzi głównie sprawy, których do normalnego sądu by nawet nie wniesiono. Nie zraziło to jednak naszego reformatora, który już planuje kolejne "reformy". Oceny okresowe, by sprawdzać, czy sędziowie dobrze pracują, i nagrywanie rozpraw by je przyspieszyć. I ponownie zapowiada, ze tym razem to już na pewno ich wprowadzenie spowoduje, że wszystko będzie działać lepiej i szybciej.
A sędziowie przyglądają się z boku, i zastanawiają się kiedy do "reformatorów" dotrze to, co starają się im uświadomić od wielu lat. Że sąd to skomplikowane mechanizm, i że nie można ograniczyć się do wprowadzenia zmian jednego tylko jego elementu. Że każda zmiana pociąga za sobą konieczność dokonania kolejnych, a to co widać na pierwszy rzut oka to tylko drobna cząstka tego, co powinno być zrobione. No i że w pierwszej kolejności powinni się zastanowić, czy zanim wprowadzą kolejne zmiany nie powinni pomyśleć o ograniczeniu kognicji sądów. O zdjęciu z sędziów obowiązku wykonywania czynności nieorzeczniczych, administracyjno-technicznych, a nawet orzekania w drobnych sprawach. O likwidacji absurdów w procedurach sądowych, o zapewnieniu profesjonalnej obsługi sekretarskiej i odpowiednich warunków pracy. Bo jak tak dalej pójdzie to całe to reformowanie sądownictwa skończy się w najlepszym przypadku poważną zapaścią.
Zaczął od ubrania sędziów w nowe togi, birety i wyposażenia ich w młotki. Gdy to nie pomogło uznał, ze dla zwiększenia wydajności pracy konieczne jest unowocześnienie sądów - i zamontował przy każdych drzwiach telewizor do wyświetlania wokandy. Zaraz obok papierowej, przypinanej jak zwykle do drzwi. Następnie, wzorując się na sprawdzonych rozwiązaniach ze wschodu i zachodu wprowadził sądy 24-godzinne, obroże elektroniczne i sąd elektroniczny. I ogłosił, że dzięki temu będzie bezpieczniej, szybciej i nowocześniej. Niestety okazało się, że sądy 24-godzinne zamiast stać się zmorą chuliganów i bandytów sądzą głównie pijanych rowerzystów. Że tylko nieliczni skazani kwalifikują się do objęcia dozorem elektronicznym, a nadto wielu z nich woli liczyć na normalne warunkowe zwolnienie, niż zakładać sobie "obrożę". Że sąd elektroniczny sądzi głównie sprawy, których do normalnego sądu by nawet nie wniesiono. Nie zraziło to jednak naszego reformatora, który już planuje kolejne "reformy". Oceny okresowe, by sprawdzać, czy sędziowie dobrze pracują, i nagrywanie rozpraw by je przyspieszyć. I ponownie zapowiada, ze tym razem to już na pewno ich wprowadzenie spowoduje, że wszystko będzie działać lepiej i szybciej.
A sędziowie przyglądają się z boku, i zastanawiają się kiedy do "reformatorów" dotrze to, co starają się im uświadomić od wielu lat. Że sąd to skomplikowane mechanizm, i że nie można ograniczyć się do wprowadzenia zmian jednego tylko jego elementu. Że każda zmiana pociąga za sobą konieczność dokonania kolejnych, a to co widać na pierwszy rzut oka to tylko drobna cząstka tego, co powinno być zrobione. No i że w pierwszej kolejności powinni się zastanowić, czy zanim wprowadzą kolejne zmiany nie powinni pomyśleć o ograniczeniu kognicji sądów. O zdjęciu z sędziów obowiązku wykonywania czynności nieorzeczniczych, administracyjno-technicznych, a nawet orzekania w drobnych sprawach. O likwidacji absurdów w procedurach sądowych, o zapewnieniu profesjonalnej obsługi sekretarskiej i odpowiednich warunków pracy. Bo jak tak dalej pójdzie to całe to reformowanie sądownictwa skończy się w najlepszym przypadku poważną zapaścią.