Pages

wtorek, 9 marca 2010

M.A.S.H.

Wszyscy chyba kojarzą serial M.A.S.H. Kolejne odcinki przygód lekarzy i pielęgniarek z polowego szpitala w Korei przyciągały do telewizorów miliony widzów na całym świecie. W tle komicznych historyjek z życia obozowego przedstawiał on jednak także prawdziwy obraz pracy lekarzy w szpitalu polowym. Przybywające do szpitala dniem i nocą autobusy, sanitarki, śmigłowce pełne rannych. Kilkanaście godzin operowania non stop. I ciągle następni, następni, następni. Podejmowane raz za razem decyzje, czy próbować ratować zranioną poważnie nogę, czy może po prostu ją amputować, i próbować pomóc następnym rannym. Bo każda minuta jest droga. Bo następni już czekają w kolejce. I z każdą chwilą ich stan się pogarsza.

Postawiony przed wyborem chirurg może stwierdzić, powołując się na swą zawodową etykę i poczucie obowiązku, że nie można nikomu odmawiać najlepszego leczenia, tylko dlatego, że lekarz z powodu dużej ilości rannych nie ma czasu się nim prawidłowo zająć. Będzie zatem operował dokładnie, z wielką starannością, dbając o to by zastosowane leczenie nie miało zbyt poważnych konsekwencji w przyszłości. Inaczej mówiąc, będzie pracował tak, jak powinno się to robić, i tak jak oczekują tego jego pacjenci. A po operacji odejdzie od stołu i pójdzie na kwaterę by odpocząć. Bo pacjenci mają prawo do tego, by operował ich w pełni sprawny i wypoczęty chirurg. Ten pacjent, który ostatecznie trafi na jego stół z pewnością będzie niezwykle zadowolony z pracy lekarza. Bo zamiast po prostu amputować mu nogę zrobił wszystko co mógł, by ją uratować. Cóż jednak powiedzą ci, którzy przez to, że musieli czekać na operację utracili ostatecznie szansę na wyzdrowienie? Dla nich lekarz ten będzie leniem, któremu nie chciało się im pomóc. Bo dla tego nieroba ważniejsza była własna wygoda niż ich zdrowie.

Ten sam chirurg może też uznać, że w danych okolicznościach najważniejsze jest ratowanie życia pacjentów. Że nie ma tu czasu na wymyślne techniki operacyjne i wszelką „koronkową robotę”. Na szukanie najlepszych rozwiązań, martwienie się o to, jak będzie wyglądała blizna, czy też o to, czy ręka czy noga zachowa pełną sprawność. Bo trzeba pamiętać, że przy takiej ilości rannych poświęcenie zbyt długiego czasu na udzielanie pomocy jednemu może równać się pozbawieniu kilku innych nadziei na wyzdrowienie. Będzie więc robił tylko tyle, ile jest potrzebne, by odsunąć bezpośrednie zagrożenie dla życia. I będzie pracował tak długo, jak długo będzie w stanie operować. A inne problemy, w tym także te wynikające z wykonanego pospiesznie zabiegu, pozostawi do rozwiązania innym. Tym, którzy pacjentem zajmą się później. Ci ranni, którym uratował życie powinni być mu wdzięczni, wszak zrobił wszystko, by zostali zoperowani jak najszybciej. Cóż jednak powie o nim ten, któremu amputowano nogę, bo nie było czasu, by ją ratować? Dla niego lekarz ten będzie nieukiem, który nawet nie starał się uratować jego nogi, tylko od razu ją amputował. Bo problem go przerósł, tego niedouczonego konowała.

Dwa wyjścia. I oba złe. Bo niezależnie zatem od tego jaki sposób postępowania ów chirurg wybierze to zawsze będzie można mu można zarzucić, że wyrządził swym pacjentom krzywdę. Przez to, że musieli oni zbyt długo czekać na operację. Albo przez to, że operację przeprowadzono „na skróty”. I gdy przyjdzie co do czego to nie będzie miało znaczenia że ta jedyna operacja, którą ów chirurg w tym dniu przeprowadził spowodowała rewolucyjne zmiany w sposobach postępowania w podobnych przypadkach, a zastosowane przez niego rozwiązania spotkały się z uznaniem największych autorytetów medycznych. Podobnie nie będzie miało znaczenia to, że tego samego dnia ten sam chirurg przeprowadził jeszcze dwadzieścia innych operacji, dzięki czemu żaden z pacjentów nie czekał na pomoc dłużej, niż to było bezwzględnie potrzebne. Liczyć się będzie tylko to, że wyrządził pacjentowi krzywdę.

Dlaczego o tym piszę? Otóż, gdy patrzę na swoją pracę wydaje mi się czasami, że ja także wylądowałem w takim szpitalu polowym. Tutaj także liczy się to, by sprawy nie czekały zbyt długo w kolejce, by postępowanie nie trwało zbyt długo, by jak najszybciej ich strony otrzymały należną im ochronę prawną, bo jej brak może przynieść im niepowetowaną szkodę. W efekcie ja też staję przed takim samym wyborem jak ów chirurg. Muszę wybierać, czy lepiej zakończyć sprawę szybko w najprostszy możliwy sposób, czy też powinienem poświęcić sprawie więcej czasu i starać się odnaleźć najlepsze w danej sprawie rozwiązanie. I tak samo, w zależności od tego jaką drogę wybiorę narażam się albo na oskarżenia albo o nieuctwo, albo o nieróbstwo. Bo nikogo nie będzie interesowało to, że orzeczenie, które wydałem stało się ono przyczynkiem do zmiany utrwalonej od lat linii orzecznictwa w jakiejś dziedzinie. Ani to, że oprócz tej jednej sprawy prowadzę jednocześnie 300 innych. Że codziennie spędzam w pracy 10-12 godzin. To nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, że w tej jednej sprawie postąpiłem nie tak, jak oceniający uznał za właściwe.

Dlaczego...

„Attention all personnel! Incoming wounded! Report to your stations! Incoming wounded!”