Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 23 maja 2014

Tron


Śledząc w mediach relacje o procesach sądowych po pewnym czasie dojdziemy do wniosku, że prawie wszystkie sale rozpraw wyglądają tak samo. Takie same stoły, ławki, fotele sędziów, w tym samym wzorze i kolorze. To dlatego, że większość mebli sądowych produkuje warsztat stolarski przy Zakładzie Karnym w Rawiczu. Dodam, że niestety produkuje, bo każdy, komu przyszło spędzać regularnie kilka godzin dziennie godnie zasiadając na wyrobie ZK Rawicz z pewnością ma już wyrobioną opinię odnośnie jakości rzeczonego wyrobu, wygody, ergonomii, jak również wyglądu. Nie trzeba chyba dodawać, że jest to opinia którą trudno w pełni wyrazić bez używania wyrazów wskazujących na negatywny stosunek emocjonalny (z naciskiem na "stosunek") do rzeczonych wyrobów oraz osób, które podjęły decyzje o ich zakupie. Bo niestety, baaardzo oględnie mówiąc przydatność rzeczonego mebla do realizacji zamierzonego celu, to znaczy zapewnienia sędziemu wygodnego miejsca do siedzenia w czasie rozprawy, budzi poważne wątpliwości.

Mebel nazywany oficjalnie fotelem sędziowskim z fotelem nie ma oczywiście nic wspólnego. Jest to raczej tron, z wysokim oparciem, zwieńczonym niekiedy rzeźbioną dekoracją. Ma cztery nogi, siedzenie, oparcie, dwa podłokietniki i to by było na tyle. O takich fanaberiach jak regulacja wysokości siedzenia, kąta nachylenia oparcia czy wysokości podłokietników można zapomnieć, przecież trony czegoś takiego nie mają i nie potrzebują. Niestety oznacza to, że niekiedy występuje niejaka niezgodność pomiędzy długością nóg tronu a długością nóg osoby na nim zasiadającej. Ja tam wprawdzie problemów większych z tym nie mam, ale znam takich, którym w czasie tronowania nogi do ziemi nie sięgają. Dobrze że stół sędziowski jest od przodu zabudowany, bo widok majtającego nogami wysokiego sądu bynajmniej nie sprzyjałby zachowaniu powagi urzędu.

Problem niewłaściwej długości nóg (tronu albo tronującego) nie jest oczywiście jedynym, z którym musi się zmierzyć zasiadający na szlachetnym meblu z Rawicza. Idąc dalej mamy po drodze siedzisko, czyli dechę, na której zgodnie z przeznaczeniem mebla należy umieścić część ciała między kolanami i biodrami. Logika nakazywałaby więc, aby była ona odpowiednio wyprofilowana, solidnie wyściełana czymś miękkim, a jej rozmiar był dostosowany (na długość i szerokość) do wymiarów owej części ciała. Niestety tutaj także projektantowi bardziej chyba zależało na dostatecznie godnym wyglądzie mebla, i zachowaniu miłych dla oka proporcji, niż na wygodzie korzystania. Pomijając już bowiem to, że siedzisko to w zasadzie obciągnięta płótnem deska, która do najwygodniejszych nie należy, to jego głębokość, czyli odległość od krawędzi do oparcia sugeruje, że spodziewany użytkownik mebla winien mieć gdzieś około dwóch metrów wzrostu. Komuś o wzroście standardowym, kto zasiadłby na tronie do oparcia zostaje zaś paręnaście centymetrów. Ten szczegół konstrukcyjny sprawia, że jeżeli tronujący chciałby się oprzeć o monumentalne oparcie tronu, to będzie miał do wyboru albo odchylić się sporo do tyłu, co pozwoli łopatkom spocząć na oparciu (i skończy się po jakimś czasie bólem kręgosłupa lędźwiowego) albo też zasiąść na tronie płasko, z wyprostowanymi nogami, co po jakimś czasie skończy się bólem łydek spoczywających na krawędzi tronu.  Nie muszę chyba przy tym wspominać, że ani jedna ani druga poza bynajmniej bardzo godnie nie wygląda, a poza tym jej zajęcie pozwala dostrzec kolejny problem z konstrukcją rzeczonego mebla, to jest jego niekompatybilność z innym wyrobem ZK Rawicz, którym jest stół sędziowski.

Źródłem problemu niekompatybilności są podłokietniki tronu, które znajdują się na wysokości odrobinę wyższej niż dolna krawędź blatu stołu. W rezultacie owego niedopatrzenia tronu w zasadzie nie da się wsunąć pod stół, co sprawia, że pojawia się problem, jak pogodzić potrzebę godnego zasiadania na tronie z potrzebą wykonywania czynności przy użyciu płaskiej części stołu, takich jak czytanie z leżących na nim akt, czy robienie notatek. Do wyboru mamy bowiem albo siedzieć na tronie normalnie, a w razie potrzeby pochylić się mocno do przodu, ryzykując po jakimś czasie ból pleców, albo też przysiąść sobie tak leciutko na samym brzeżku siedzenia, ryzykując po jakimś czasie ból tego, co się zaczyna tam, gdzie plecy się kończą. Problem dodatkowo powiększa fakt, że samo przysunięcie się razem z tronem maksymalnie w stronę stołu nie jest proste. Tron, co oczywiste, nie ma przecież kółek, a jego ciężar sprawia, że poruszanie nim wymaga sporo siły. Całe szczęście ostatnio zrezygnowano z obowiązku wstawania przez sędziego do przyjmowania przyrzeczenia, ale i bez tego w czasie całego dnia trzeba się sporo z meblem naszarpać. No ale to przecież nie ma znaczenia, w końcu ważne, żeby mebel wyglądał godnie i majestatycznie, a nie żeby był wygodny i praktyczny...

Zapewne wiele można by jeszcze opowiadać o standardowych wyrobach meblarskich z ZK Rawicz. Pełnomocnicy, jak również zwykli podsądni, dorzuciliby pewnie swoje przemyślenia odnośnie jakości, wygody i ergonomii ławek i stolików dla stron, stanowiących wyposażenie sal rozpraw. I jakoś nie spodziewam się aby były to pochwały, w końcu oni mają jeszcze gorzej, bo muszą siedzieć na gołych dechach. Nie jestem też przekonany czy przedstawiciele środowiska projektantów, tudzież specjaliści od wzornictwa znaleźliby jakieś pochwały dla designu owych wyrobów, o ile jakikolwiek "dizajn" one posiadają. Ich wzór generalnie nie zmienił się chyba od kilkudziesięciu lat, a w ich wyglądzie widoczne jest dążenie do maksymalnego ułatwienia produkcji i obniżenia kosztów. Dlaczego więc kolejne sądy (z nielicznymi, szczęśliwymi wyjątkami) nadal te meble zamawiają? Ano pewnie dlatego, że jeśli chodzi o zakupy dla sądów to przy wybieraniu towaru nikt nigdy nie pyta najbardziej zainteresowanych o to, co chcieliby dostać. Jeżeli zaś do tego dodamy jeszcze dodatkowe punkty za wspieranie programu resocjalizacji poprzez zapewnianie zbytu więziennemu zakładowi to odpowiedź na postawione pytanie staje się oczywista. A że te meble są paskudne, nieergonomiczne, zabójcze dla kręgosłupów? A to już nikogo nie obchodzi. Przecież ci, co te meble kupują sami nie będą z nich korzystać.