czwartek, 27 lutego 2014
Im więcej papieru...
Ostatnio
trochę mniej piszę, ale niestety robota mnie odrobinę przygniotła. Ostatnie
miesiące stały pod znakiem walki z wpływem i referatem. Przez ten czas
pracowałem praktycznie siedem dni w tygodniu z weekendami poświęconymi na
pisanie uzasadnień. Bo niestety jeżeli chce się wydawać dużo wyroków trzeba
pisać dużo uzasadnień. W końcu panowie mecenasowie nie mają czasu chodzić po
sądach, żeby się dowiedzieć dlaczego wygrali, a uzasadnienie jest za darmo. Ale
nie będę znowu pisał o tym samym. W każdym razie walka się opłaciła, bo mój
referat, czyli sprawy, które dostałem do rozpoznania zmniejszył się o jedną
czwartą, do przyzwoitej, dającej jaką-taką kontrolę nad nim liczby 300 spraw. I
to pomimo stale wzrastającego wpływu. W statystykach sądowych znalazłem się w
czołówce, dzięki czemu mogłem zasiąść za biurkiem z poczuciem dobrze
spełnionego obowiązku i oczekiwać na wyrazy uznania ze strony zwierzchności...
I dostałem.
Polecenie służbowe złożenia wyjaśnień w sprawie nie stosowania się do zarządzenia
zgodnie z którym terminy rozpraw w sprawach toczących się dłużej niż trzy lata
mają być wyznaczane nie rzadziej niż co dwa miesiące. W zasadzie to nawet nie
wiedziałem, że jest takie zarządzenie, ale jak widać ktoś je kiedyś wydał i
podobno mam sie do niego stosować. Podobno, bo nie wiem na jakiej zasadzie ktoś
mi wydaje takie polecenia, skoro art. 9b prawa o ustroju sądów powszechnych jednoznacznie
stwierdza, iż zarządzenia w ramach nadzoru administracyjnego nie mogą wkraczać
w sferę, w której sędziowie są niezawiśli, a decydowanie co do toku
postępowania jakby nie patrzeć do takiej sfery należy. Owszem istnieje jeszcze
absurdalny art. 79 usp, który pozwala na ingerowanie w niezawisłość poleceniami
mającymi na celu „usprawnienie” postępowania, ale nie przypominam sobie, aby
ktoś mi takie polecenie wydał. Bo polecenie to powinno być chyba skierowane
imiennie do mnie, a nie ogólnie w postaci wprowadzenia ogólnego wewnętrznego
przepisu określającego jak sędziowie mają w danym sądzie orzekać. I wypadałoby
też, żeby ten, kto takie polecenie wydaje brał jednocześnie odpowiedzialność za
ewentualne konsekwencje zastosowania się do niego. Bo jak mi sprawy zaczną „spadać”
z powodu zbyt krótkich terminów między rozprawami to czyja to będzie wina?
Moja, czy tego, kto wydał mi takie polecenie?
A spadać sprawy
niestety będą, bo niestety jeżeli między rozprawami ma być sporządzona opinia
uzupełniająca, albo wymienione jakieś poważniejsze pisma to dwa miesiące
niestety będzie za mało, i nic w ten sposób nie przyspieszymy. Na przykład
jednej sprawie trzeba było sporządzić dodatkową opinię biegłego, bo okazało
się, że w skład spadku wchodzi jeszcze jakaś jedna działka gdzieś. Zanim
nadszedł kolejny termin rozprawy, wyznaczony za trzy miesiące, biegły zdążył
zrobić opinię, jej odpisy doręczono stronom, strony złożyły pisma z zastrzeżeniami,
więc biegłego wezwano na wyznaczoną już rozprawę. A na rozprawie go
przesłuchano i był koniec sprawy. Jakby okres między rozprawami - zgodnie z
zarządzeniem „usprawniającym” - był dwumiesięczny to odpisy opinii doręczono by
na rozprawie, a rozprawę odroczono na za dwa miesiące (bo wcześniej wolnego
terminu brak) celem umożliwienia ustosunkowania się do niej, i tyle byłoby z
tego „usprawniania”. Zastanawiam się też co będzie, jak wpłynie mi wniosek o
przesłuchanie sześciu świadków, a w dniu zarezerwowanym na „ponad trzyletnie”
będę miał miejsce tylko na przesłuchanie dwóch. Mam wezwać tych dwóch za dwa
miesiące, a resztę na kolejny termin, żeby zadowolić nadzorcę, czy może
odroczyć całą rozprawę na pierwszy wolny termin za trzy miesiące, przesłuchać
wszystkich i zakończyć? Ciekawy eksperyment...
No ale cóż,
nie będę się kopał z koniem bo jak uczy doświadczenie uporczywe nie stosowanie
się do poleceń nadzorczych może być uznane za uchybienie dyscyplinarne, nawet
wtedy gdy owe zarządzenia były niedopuszczalne, ingerujące w niezawisłość a
nawet po prostu durne. A dyskutowanie z nadzorcą odnośnie tego, co mu wolno a
czego nie może zostać uznane za uchybienie godności urzędu. Trudno. Zastosuję
się, chociaż dobrze sobie zdaję sprawę z tego, że przez to procesy bynajmniej
nie ruszą z kopyta, a wręcz przeciwnie, natomiast jak przyjdzie do wyjaśniania
czyja to wina, to obrona norymberska, czyli „ja tylko wykonywałem rozkazy” może
nie przekonać nadzorcy. Bo przecież jeżeli sprawy toczą się sprawnie to jest to
zasługa odpowiedniego nadzoru, a jeżeli są jakieś opóźnienia to oznacza, że sędzia
źle pracuje więc należy wzmocnić nad nim nadzór.
I tu leży
sedno całego problemu. Praktycznie wszyscy wiedzą, że rzeczone zarządzenia
nadzorcze bynajmniej nie mają na celu usprawnienia czegokolwiek ani poprawy
jakości orzekania. Spełniają one jedną jedyną funkcję, którą najlepiej opisuje
tutaj stare rosyjskie powiedzenie: „im więcej papieru, tym czystszy zadek”.
Naczelny Nadzorca oczekuje od podległych mu współpracowników że sądy będą
działały prawidłowo. Oni więc, by wykazać w razie czego że zrobili co mogli,
wytwarzają różne zarządzenia nadzorcze nakazując zrobienie tego i owego.
Wzrosła liczba spraw „starych” – zarządzają, by je częściej wyznaczać. Wzrosła
zaległość – zarządzają, że sędziowie mają wyznaczać więcej rozpraw. Ktoś się
poskarżył, że czekał na coś za długo – zarządzają, żeby takie wnioski
rozpoznawać w trzy dni. No i oczywiście żądają sprawozdań, raportów, informacji
jak rzeczone zarządzenia są wykonywane. Na niższych szczeblach siedzą zaś kolejni
nadzorcy, od których także oczekuje się, że sądy im podległe będą działy
sprawnie. Oni więc także tworzą duże ilości papieru w celu wykazania, że z
całym zaangażowaniem i pasją wdrażają w życie światłe zarządzenia wyższego
nadzoru. I na dowód tego że się starają mają całe segregatory własnych zarządzeń
usprawniających, jak również bogaty materiał dowodowy na poparcie tezy, że
pilnie kontrolują, czy ci leniwi sędziowie stosują się do zarządzeń
nadzoru wyższego. O, tu na przykład jest żądanie wyjaśnień dlaczego ktoś na rozprawę wyznaczył dziewięć spraw zamiast regulaminowych dziesięciu. A tu wezwanie do
wytłumaczenia się dlaczego nie przestrzega się zarządzenia, żeby sprawę
wyznaczyć na rozprawę w ciągu 7 dni od otrzymania. No i plik
comiesięcznych wyjaśnień sędziów co w sprawie zrobili, co zamierzają zrobić i kiedy
zamierzają skończyć tę sprawę, wraz z wyjaśnieniami dlaczego nie dotrzymano
zaplanowanych terminów. A że przez to sędziowie zamiast normalnie sądzić piszą
sprawozdania i wyjaśnienia, a zamiast sensownie planować sprawy pilnują, żeby
wykonać plan, przez co wszystko trwa dłużej? A to w zasadzie nie ma znaczenia.
Przecież wiadomo że sądy źle pracują, i właśnie dlatego sprawuje się nad nimi
światły nadzór...
Tak więc,
drogi obywatelu. Jeżeli okaże się pewnego dnia, że twoja sprawa zamiast być
rozpoznana na raz została rozdzielona na cztery terminy, bo sędzia musiał
wykonać normę 10 spraw na wokandzie. Jeżeli twoje dodatkowe wnioski oddalono i
skończono sprawę, bo plan zakładał zakończenie sprawy już teraz. Jeżeli sędzia
nie doczytał twojego pisma, bo poprzedni dzień spędził na pisaniu sprawozdania
o toku spraw – wtedy możesz być wdzięczny za to, że władza nadzorcza nad sądami
troszczy się o to, żeby twoja sprawa była rozpoznawana sprawnie i wydała dla
twojego dobra odpowiednie zarządzenia. Wszak nadzór nad leniwymi sędziami musi
być, co nie?