"Sądząc, z wypowiedzi, które towarzyszą nawoływaniom do wprowadzenia takiej „reformy” sąd ma przestać być władzą a stać się służącym, którego zadaniem jest dać „obywatelowi” to, czego zażąda, a od niego samego niczego nie żądać. Ma robić wszystko, by „obywatel” uzyskał taki wyrok jak chce i to szybko i bez wysiłku z jego strony"
pisząc iż tekst ten świadczy o tym, że "nie każdy sędzia dobrze rozumie swoją rolę społeczną", bo przecież:
“Służebna rola sądu nie sprowadza się do spełniania oczekiwań jednostek, ale do służenia dobru publicznemu – czasem zgodnie, a czasem wbrew oczekiwaniom poszczególnych osób”
I tutaj pytanie za 100 punktów. Czym różni się ta wypowiedź od mojej. Ja też przecież pisałem o tym, że sądy nie istnieją po to by spełniać życzenia stron, chociaż moja wypowiedź odnosiła się w zasadzie do kwestii proceduralnych. Być może z tego powoda autorka tej części raportu nie do końca zrozumiała moją wypowiedź, bo zakładam, że na tyle dobrze rozumie ona tekst pisany, by dostrzec, że w cytowanej wypowiedzi nie zawarłem mojego poglądu, lecz pogląd przeze mnie krytykowany. Co wynika dokładnie z dalszej części wpisu, a zwłaszcza z ostatniego akapitu, w którym napisałem:
Sąd „dla obywatela” nie może zatem oznaczać sądu w którym można łatwo uzyskać wyrok zasądzający dochodzoną należność. [...] Sąd nie jest od pomagania komukolwiek i wyręczania kogokolwiek w czymkolwiek. Bo sąd, który pomaga jednej ze stron jest sądem stronniczym. Na ołtarzu sprawności, szybkości i usprawnienia dochodzenia roszczeń nie wolno poświęcać praw stron do uczciwego procesu i bezstronnego rozpoznania sprawy.
Trudno jednakże jednoznacznie się wypowiadać na temat tego jakie były motywy krytyki mojego stanowiska w tej sprawie, bo dalsza część wypowiedzi autorki - która miała "wyjaśniać" jej stanowisko niczego tak naprawdę nie wyjaśnia. Bo sprowadza się ona do tego, że zdaniem autorki istnienie zadłużenia alimentacyjnego winno stanowić negatywną przesłankę podwyższenia alimentów, a jak sądy tego nie rozumieją to znaczy że nie są "służebne". I że ogólnie sądy zasądzają za wysokie alimenty i powinny zasądzać niższe, to wtedy urząd w którym ona pracuje nie musiałby tyle płacić.
"Najczęściej jednak przejawem deficytu kultury jawności było ustalanie celu wizyty publiczności oraz legitymowanie i wpisywanie nazwisk obserwatorów do akt sprawy, a więc działania neutralizujące rzadko spotykaną przez sędziów rejonowych sytuację, w której na sali znajduje się jakiś anonimowy przedstawiciel społeczeństwa."
Że co proszę? Czy człowiek, który to napisał ma JAKIEKOLWIEK pojęcie o procedurze sądowej i COKOLWIEK wie na temat praktyki sądowej? To nawet nie jest niekompetencja, to jest totalna i absolutna ignorancja, która całkowicie dyskwalifikuje i autorów, i cały ten raport. Zapytanie o nazwiska, a także wylegitymowanie ma na celu tylko jedno - sprawdzenie, czy osoby, które zgłosiły się jako publiczność nie zostały zgłoszone jako świadkowie. Bo jeżeli tak, to należy ich usunąć z sali, by nie mogli słuchać, co mówią inni. Odnotowanie nazwisk w protokole służy temu, by w przyszłości nie było wątpliwości co do tego, czy osoba, którą zgłoszono na świadka była wcześniej obecna na rozprawach czy nie. A legitymowanie ułatwia też późniejsze dyscyplinowanie publiczności, na wypadek gdyby zachowywała się nieprawidłowo. To jest oczywiste dla każdego, kto ma choćby podstawową praktyczną wiedzę w zakresie funkcjonowania sądów. Ale niestety nie dla przedstawicieli owej Fundacji, która automatycznie uznała, że jest to przejaw "antyobywatelskiej" postawy sędziów. No cóż, można się tego było spodziewać skoro "dokopywanie" sędziom jest w tym kraju niemal narodowym sportem.